Premium

Urwana noga została w drzwiach samochodu. Z obiecanym medalem poszedł na grób dziadka

Zdjęcie: Bartłomiej Zborowski/Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych START

Ten cholerny motocykl, wymarzony, miał od pół godziny, kupił go i od razu ruszył w trasę. Pędził jak szalony, do głowy mu wtedy nie przyszło, że na zatracenie, w kierunku tragedii. Po wypadku w szoku swoją urwaną nogę wyciągnął z drzwi samochodu, w który uderzył. Jeszcze w szpitalnym łóżku postanowił, że nie będzie się nad sobą użalał. Został skoczkiem wzwyż i całkiem niedawno po ośmiu latach wrócił na podium mistrzostw świata osób z niepełnosprawnościami.

13 lipca 2009. Dramat wydarzy się we wsi Łubianka, 10 kilometrów od Gorzowa Wielkopolskiego.

Jadą we trzech, zdrowy rozsądek zostawiając daleko w tyle. Prędkościomierz maszyny Łukasza wskazuje 260 km/h, wszystko wokół zlewa się w jedno. Koledzy są znacznie szybsi, znikają w końcu z przodu, nie oglądając się za siebie. Droga prowadzi przez las, pustka, żadnego ruchu. Łukasz widzi przed sobą zakręt, to prawda, że ciasny i niewygodny, ale do pokonania jak najbardziej. Kładzie maszynę na bok, by ułatwić sobie zadanie.

Skąd wziął się tam ten samochód, pierwszy napotkany od dawna?

Czasu na reakcję nie ma, nawet na krzyk przerażenia. Uderzenie jest potężne. Zamroczony Łukasz próbuje wstać z asfaltu. Ból jest straszny, ogromny, paraliżujący. Patrzy w dół, część lewego uda wisi na cienkim płacie skóry. Nogi nie ma. Rozgląda się, urwana wbita jest w drzwi auta. Chwyta ją prawą ręką, bo lewa jest zdruzgotana. Kuśtyka na pobocze. Jakiś człowiek paskiem od spodni zaciska mu kikut, próbując zatamować krwotok. Potem dowie się, że to kierowca samochodu, w który się wbił. Nadjeżdża karetka, nadjeżdżają koledzy. Zawrócili, nie mają pojęcia, co się stało.

W karetce Łukasz prosi o zastrzyk przeciwbólowy. W szpitalu pojawia się ojciec, pojawiają się dwaj bracia. Mama pracuje w Holandii, o niczym na razie nie wie, na szczęście.

Pasek, który prawdopodobnie uratował mu życie, Łukasz zachowuje na pamiątkę. Ku przestrodze.

Łukasz Mamczarz w akcjiBartłomiej Zborowski/Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych START

Medal obiecał dziadkowi i babci

Dziadka kochał bardzo, dziadek był jego przyjacielem, może największym. I najważniejszym. Pan Zygmunt przez chorobę najpierw stracił jedną nogę, potem drugą. Poruszał się na wózku. 6 lipca, na tydzień przed wypadkiem - Łukasz pamięta to dokładnie, ze szczegółami - siedzieli i rozmawiali. - Powiedziałem dziadkowi, że ciekawe, co by było, gdybym to ja nie miał nogi. Taka głupia gadka - wspomina. - Odpowiedział, żebym przestał, bo to nic przyjemnego. Dwa tygodnie później, po tygodniowym pobycie w szpitalu, wróciłem do domu. Dziadek z babcią mieszkali z nami. Byłem w bardzo złym stanie psychicznym. Moje pierwsze słowa były takie: "Zobacz, teraz nie mamy trzech nóg".

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam