|

Zaczęło się od dwóch kubków, które przyniosła starsza kobieta. Ale to klucze są najważniejsze

Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila w południowym Bejrucie
Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila w południowym Bejrucie
Źródło: Miłka Fijałkowska

- Zrobiłem to dla naszej kultury i historii. Chciałem, by po życiu, którego już nie ma, został ślad. To dowód na to, że istnieliśmy na tej ziemi - tymi słowami wita mnie 76-letni lekarz Mohammed, kiedy zaczynamy rozmowę. Właśnie usiedliśmy w ciemnej izbie, przy świetle lampy naftowej, w obozie uchodźców palestyńskich.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Umawiamy się przed muzeum. Nie ma ani szacownej siedziby w zabytkowym gmachu, ani nowoczesnej designerskiej bryły, której zdjęciami miliony ludzi dzieliłyby się na Instagramie. To muzeum nie ma nawet dokładnego adresu. W krętych i zatłoczonych uliczkach obozu palestyńskich uchodźców Szatila na południu Bejrutu trudno znaleźć to miejsce. Doktor - bo tak go tutaj nazywają - mówi, że najpierw muszę znaleźć aptekę, a muzeum jest w ciemnej alejce naprzeciwko. Kiedy przychodzę na umówioną godzinę, czeka na mnie przed wejściem.

Wejście do Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila w Bejrucie
Wejście do Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila w Bejrucie
Źródło: Miłka Fijałkowska

W pomieszczeniu bez okna, ukrytym w ślepej uliczce, doktor Mohammed al-Khatib zebrał przedmioty upamiętniające historię i kulturę palestyńskiego narodu. To, co stracone i nigdy nie wróci. To jedna duża, pokryta kurzem izba, do której ledwo dochodzą promienie dziennego światła, pełna ludzkich historii, zamkniętych w setkach najróżniejszych przedmiotów. Nie mogę ich wszystkich dostrzec, bo kiedy wchodzimy, nie ma prądu. W obozie prąd jest tylko kilka godzin dziennie, najczęściej od jednej do trzech. Za dodatkowy, z prywatnych generatorów, trzeba płacić, a większości mieszkańców na to nie stać.

- Najpierw porozmawiajmy. Potem, jak włączą prąd i będzie światło, obejrzysz wystawę - proponuje doktor. Siedzimy przy stoliku, na którym leży szachownica. Doktor lubi grać w szachy. W migoczącym światełku jednej tylko lampy naftowej ledwie możemy dostrzec swoje twarze. Do tego dochodzi papierosowy dym, bo doktor pali jednego papierosa za drugim. W pomieszczeniu nie ma żadnej wentylacji, więc obok ciemności, wokół naszych twarzy kłębi się papierosowa mgła. Po chwili oczy przyzwyczajają się do półmroku i ciemność przestaje mi przeszkadzać.

Lampa naftowa w Muzeum Pamięci w obozie Szatila
Lampa naftowa w Muzeum Pamięci w obozie Szatila
Źródło: Miłka Fijałkowska

Aluminium na wodę, srebro na popiół

- Zaczęło się od dwóch kubków, które przyniosła mi starsza kobieta. Jeden był aluminiowy, drugi srebrny. Powiedziała, że należały do jej ojca, który przywiózł je z Palestyny. Z jednego kubka pił wodę, a srebrnego używał jako popielniczki. Poprosiła, żebym je przechował. Chciałem jej zapłacić, ale powiedziała, że daje mi kubki w prezencie i po prostu mam się nimi zaopiekować - wspomina doktor Mohammed.

To wtedy zaczął myśleć o zbieraniu palestyńskich pamiątek. Przez kilka następnych miesięcy dostał tak dużo przedmiotów od ludzi, że nie mieściły się w jego domu, i znalazł puste pomieszczenie w obozie, gdzie postanowił otworzyć jednoizbowe muzeum. Nazwał je Muzeum Pamięci. Teraz, by je odwiedzić, trzeba się wcześniej umówić z doktorem. Bilety? Jako takich nie ma - goście zostawiają datki w dowolnej wysokości, jeśli chcą; a jeśli nie chcą lub kogoś nie stać - wystawę można obejrzeć za darmo.

Srebrny i aluminiowy kubek, od których zaczęło się Muzeum Pamięci
Srebrny i aluminiowy kubek, od których zaczęło się Muzeum Pamięci
Źródło: Miłka Fijałkowska

Gdy kobieta dała doktorowi dwa kubki, był rok 2004. Zaczął wówczas pytać ludzi w obozach, w których pracował jako lekarz, czy mają coś, co zabrali ze sobą z Palestyny. - Najtrudniejsze było, by ludzie mi zaufali i zaczęli przynosić swoje rodzinne pamiątki. Dla nich te przedmioty mają ogromną wartość, są jedyną namiastką utraconej ziemi, tego, co za sobą zostawili - wspomina doktor Mohammed. To głównie przedmioty zabrane przez Palestyńczyków z domów, które opuszczali w trakcie Nakby w 1948 roku. Nakbą, czyli katastrofą, Palestyńczycy nazywają wypędzenie przez Izrael około 700-750 tysięcy Palestyńczyków z ich domów w trakcie pierwszej wojny izraelsko-arabskiej.

Izrael i Palestyńczycy
Izrael i Palestyńczycy
Źródło: PAP/Maciej Zieliński , Adam Ziemienowicz

Na rozpadających się zakurzonych półkach w obozie w stolicy Libanu stoją teraz setki zardzewiałych przedmiotów. Niektóre są podpisane: mają przywiązane papierowe etykiety, na których napisane jest, do kogo należały. Większość karteczek tak już wyblakła, że niewiele można z nich odczytać. Doktor mówi, że ma około sześciuset eksponatów. To przedmioty codziennego użytku: zastawa stołowa, sieci rybackie, filiżanki, książki, gliniane garnki, biżuteria, stroje, lalki, nawet maszyna do szycia, która była kiedyś w każdym palestyńskim domu. To ślady dawnego życia, innego niż to w obozie.

Maszyna do szycia była kiedyś w niemal każdym palestyńskim domu
Maszyna do szycia była kiedyś w niemal każdym palestyńskim domu
Źródło: Miłka Fijałkowska

Część naszej historii. Tragicznej, przemilczanej

Jeden z przedmiotów ma dla doktora szczególne znaczenie. Przypomina mu o traumatycznym momencie życia, ale - jak mówi - także o momencie, w którym dostał "drugie życie". To topór, którym podczas libańskiej wojny domowej w 1982 roku w obozie Szatila, i mieszczącym się obok obozie Sabra, chrześcijańskie bojówki sprzymierzone z izraelskimi wojskami dokonały masakry palestyńskich uchodźców. Szacuje się, że w ciągu kilku dni zabiły od 1,5 do 2,5 tysiąca osób.

- Tym toporem zabijano kobiety, dzieci, osoby starsze. To część naszej historii, tragicznej, przemilczanej, którą wiele osób mieszkających tu w obozie nadal nosi w sobie i nie chce, nie potrafi o niej mówić - wzdycha doktor Mohammed.

Topór z czasów libańskiej wojny domowej 1982 r.
Topór z czasów libańskiej wojny domowej 1982 r.
Źródło: Miłka Fijałkowska

On przeżył tę masakrę. Pracował wtedy w obozowym szpitalu, który też stał się celem ataku. - Byłem w szpitalu, kiedy weszły tam wojska. Udało mi się uciec, dzięki temu przeżyłem. Większość moich kolegów i koleżanek, lekarzy, pielęgniarek została zabita. Nigdy potem nie wróciłem do tego szpitala, nie mogłem. Potem pracowałem w innym szpitalu w obozie Burdż al-Baradżne, wreszcie zacząłem pracować w placówkach medycznych UNRWA (Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Palestyńskim Uchodźcom na Bliskim Wschodzie - red.) - wspomina doktor. W 2010 roku przeszedł na emeryturę, ale nadal pomagał ludziom w obozie. Mimo dramatycznych wspomnień z wojny nie zdecydował się opuścić Szatili.

Doktor Mohammed al-Khatib lubi grać w szachy
Doktor Mohammed al-Khatib lubi grać w szachy
Źródło: Miłka Fijałkowska

Szatila powstała w 1949 roku, obóz przewidziany był na 3 tysiące Palestyńczyków. Założono go na jednym kilometrze kwadratowym. Dziś, mimo 22 tysięcy mieszkańców, obszar obozu nie powiększył się. Urosły jedynie budynki, bo przez lata dobudowywano na nich kolejne piętra. To jeden z najbardziej zatłoczonych obozów dla uchodźców na Bliskim Wschodzie. Do Palestyńczyków, po rozpoczęciu wojny w Syrii w 2011 roku, dołączyli też uchodźcy z tego kraju.

Palestyńczycy, którzy mieszkają w obozie, mają w Libanie ograniczone prawa. Dziś to już czwarte pokolenie bez libańskiego obywatelstwa, bez dostępu do systemu socjalnego i opieki medycznej, a do 2005 roku praktycznie z brakiem dostępu do rynku pracy. Teraz Palestyńczycy mogą pracować w kilkudziesięciu zawodach, ale w wielu innych - jak prawnicy czy lekarze - wciąż mają zakaz.

Miałem cztery lata, nie miałem domu

76-letni dziś doktor Mohammad mieszka w Bejrucie od 1979 roku. Przyjechał do pracy w obozowym szpitalu Gaza, prowadzonym przez Palestyński Czerwony Półksiężyc, i został. Całe życie mieszkał w palestyńskich obozach dla uchodźców. Miał sześć miesięcy, kiedy jego rodzina opuściła w 1948 roku dom w Palestynie. Zabrała tylko to, co miała na sobie i klucze do domu. Rodzice doktora uciekli do południowego Libanu niedaleko miasta Nabatija i zamieszkali w obozie dla uchodźców.

- Zorientowałem się, że nie mam domu, kiedy miałem cztery lata. To był najsmutniejszy dzień w moim życiu. Bawiłem się z innymi dziećmi, w pewnym momencie kolega powiedział, że jedzie do swojej ojczyzny, do rodzinnego domu. Inny kolega odpowiedział na to, że on też niedługo jedzie na wakacje do swojego domu. Poczułem się dziwnie, bo nie wiedziałem, co to znaczy, o czym on mówi, bo ja nie mam czegoś takiego jak ojczyzna. Zacząłem o tym myśleć. Kiedy wróciłem do domu, byłem smutny. Mama zapytała, co się stało. Powiedziałem, że nie rozumiem, że koledzy jadą do domu, a ja nigdzie nie jadę, bo nie mam domu. Wtedy mama bardzo się rozpłakała. Wzięła mnie za rękę i powiedziała, że mamy swoją ziemię, ale nie możemy do niej wrócić, bo została nam odebrana. Zadawałem dużo pytań, a ona przez ponad tydzień na wszystkie odpowiadała - wspomina doktor. - Po tygodniu tata wrócił z pracy z Bejrutu, mama opowiedziała mu, co się stało. Tata zapytał, czy chciałbym pojechać do Palestyny. Powiedziałem, że oczywiście, że tak, a on na to: "ucz się synu, ucz się dobrze, wtedy będziesz mógł tam pojechać" - zapamiętałem te słowa i zacząłem dużo czasu poświęcać na naukę.

Mohammed al-Khatib w swoim Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila
Mohammed al-Khatib w swoim Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila
Źródło: Miłka Fijałkowska

W palestyńskich obozach dla uchodźców nauka zapewniona jest do dwunastej klasy. Szkoły prowadzone są przez UNRWA (Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Palestyńskim Uchodźcom na Bliskim Wschodzie), jednak często w zatłoczonych obozach jest ich za mało, więc klasy są przepełnione, a poziom nauki nie jest najlepszy. Mały Mohammed postanowił, że za wszelką cenę chce pójść na studia, więc dużo czytał.

- Rodzice powiedzieli, że nie mogą dać mi pieniędzy, ziemi, domu, ale mogą zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby pomóc mi pójść na wymarzone studia - mówi doktor. Oboje ciężko pracowali, by opłacić naukę synów, bo doktor ma jeszcze dwóch braci. Mama pracowała jako szwaczka, a ojciec jako robotnik na budowach, podejmował się też najróżniejszych dodatkowych, remontowych prac. Wszystkie zarobione pieniądze rodzice inwestowali w edukację synów. Jeden z braci doktora został inżynierem, drugi profesorem. Doktor marzył, żeby studiować psychologię albo literaturę.

Wśród przedmiotów zgromadzonych w Muzeum Pamięci są też książki
Wśród przedmiotów zgromadzonych w Muzeum Pamięci są też książki
Źródło: Miłka Fijałkowska

Przypadek sprawił, że rozpoczął studia medyczne w Hiszpanii. Znajomy powiedział mu o programie rządu Hiszpanii wspierającym Palestyńczyków chcących studiować w tym kraju. Mohammed, zamiast złożyć dokumenty na uniwersytet w Bejrucie, poszedł do ambasady Hiszpanii. - Nie miałem paszportu, ale palestyński dokument tożsamości, z którym nie możemy nawet podróżować. Pamiętam, jak w ambasadzie mężczyzna wziął ode mnie ten dokument. Wrócił po chwili i powiedział: "Tu jest wiza, gratis. Jedź do Hiszpanii na studia". To było dla mnie jak sen. Pragnąłem studiować, ale w Hiszpanii? Nie śmiałbym nawet o tym marzyć - wspomina doktor Mohammed.

Pojawiło się wiele obaw. Młody Mohammed wiedział, że rodziców nie będzie stać na jego utrzymanie. Obiecali dawać synowi 50 dolarów miesięcznie, co dla nich i tak było ogromnym wysiłkiem. Do Hiszpanii Mohammed popłynął statkiem. Pokój wynajął u pewnej starszej kobiety, żywił się w studenckiej stołówce. To pochłaniało większość budżetu. - Chodziłem piechotą, nie korzystałem nawet z komunikacji miejskiej. Czas spędzałem tylko na uniwersytecie i w domu. Przez pierwsze dwa lata studiów nie wyszedłem ani razu z kolegami do baru czy kawiarni. Prowadziłem bardzo skromne życie, ale wiedziałem, że te studia to moja szansa.

W Muzeum Pamięci czas się zatrzymał
W Muzeum Pamięci czas się zatrzymał
Źródło: Miłka Fijałkowska

Zachować od zapomnienia

Po skończonych studiach doktor Mohammed wrócił do Libanu i całe życie zawodowe poświęcił pracy w szpitalach w obozach dla palestyńskich uchodźców. Ale w 2004 roku, po spotkaniu z kobietą, która dała mu dwa kubki, pojawiła się w jego życiu nowa misja - zachować od zapomnienia palestyńską kulturę.

Muzeum Pamięci ma ratować to, co zaginione, a przez młode pokolenia zupełnie nieznane. - Kiedy widzę młodych Palestyńczyków, którzy urodzili się w Szatili, dorastali tu, widzę, że nie znają miejsca, z którego pochodzą, często nie wiedzą nawet, jaką mają tożsamość, dokąd przynależą, nie znają kultury swoich przodków. Tutaj w obozie nie mają odpowiedniej edukacji, chowa ich ulica, a ja chcę to zmieniać. Chcę, żeby wiedzieli, co to za przedmioty, do czego służyły, dlaczego ich używaliśmy, ile dla nas znaczą - wyjaśnia emerytowany lekarz.

Część kolekcji w Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila
Część kolekcji w Muzeum Pamięci w obozie dla uchodźców Szatila
Źródło: Miłka Fijałkowska

Gdy rozmawiamy, do jednoizbowego muzeum przychodzi młode małżeństwo. Przyjechali z Turcji na wakacje odwiedzić rodzinę. Kobieta jest Palestynką, pochodzi stąd. Jej mąż jest Turkiem, wykłada na uniwersytecie stosunki międzynarodowe, specjalizuje się w Bliskim Wschodzie, w Libanie. - Chciałam pokazać mężowi to niezwykłe miejsce. Te wszystkie przedmioty z naszej kultury, których dziś już nie ma. Sama z ogromnym zainteresowaniem wszystkie je oglądam - mówi kobieta. Zostają z nami i słuchają opowieści.

Doktor najbardziej cieszy się, kiedy do Muzeum Pamięci przychodzą wycieczki uczniów. Wysyła zaproszenia nauczycielom do szkół. Niezwykle ważne jest dla niego, by dzieciom, które urodziły się w obozie, opowiedzieć o innej rzeczywistości. - Lubię, kiedy pytają o te wszystkie przedmioty, a ja mogę na przykład opowiedzieć dzieciom, które chowają się w tym betonowym obozowym labiryncie, jakie znaczenie mają wiszące tu na ścianie sieci rybackie, że łowienie ryb czy uprawa oliwek to część naszej palestyńskiej tożsamości - mówi doktor Mohammed.

Sieci rybackie mają przypominać, że łowienie ryb to część palestyńskiej tożsamości
Sieci rybackie mają przypominać, że łowienie ryb to część palestyńskiej tożsamości
Źródło: Miłka Fijałkowska

Symbol wypędzenia i tęsknoty

Kiedy w końcu włączają prąd, doktor powoli wstaje, zapala światło i zaczyna pokazywać zgromadzone przedmioty. Porusza się już z trudem, podpiera laską. Mówi, że choruje i z dnia na dzień ma coraz mniej sił. Martwi się, że nie ma następcy, który zająłby się muzeum, ale liczy, że pojawi się ktoś, kto włoży w to tyle serca, co on.

Zaczyna od pokazania najbardziej symbolicznych dla muzeum przedmiotów - kluczy. To klucze do domów, które Palestyńczycy opuszczali w trakcie Nakby. Te klucze stały się symbolem utraconych domów, wypędzenia, tęsknoty.

Klucze do opuszczonych palestyńskich domów
Klucze do opuszczonych palestyńskich domów
Źródło: Miłka Fijałkowska

- Ludzie przynoszą mi klucze do muzeum, bo w nich zamknięta jest cała historia naszego narodu. To dla nich najcenniejsze przedmioty. Ta utrata domów trwa do dziś na Zachodnim Brzegu, w Gazie, dlatego klucze są dla nich takie cenne. Mam ich dziesiątki, niektóre już bardzo zardzewiałe - mówi doktor.

Wskazuje na jeden metalowy pęk. - Te klucze przyniosła mi pewna kobieta; powiedziała, że całe życie mieszka w obozie. Należały do jej dziadków, którzy przywieźli je z Palestyny. Były dla nich najcenniejszym przedmiotem, jaki posiadali. Zostali wypędzeni z domu siłą. Nie wzięli ze sobą niczego, ale zamknęli dom i mieli klucze w nadziei, że kiedyś do niego wrócą. Ze łzami w oczach poprosiła, żebym wziął je do swojego muzeum - opowiada doktor Mohammed.

Ludzie nieraz przynoszą przedmioty do Muzeum Pamięci, ale mało o nich wiedzą
Ludzie nieraz przynoszą przedmioty do Muzeum Pamięci, ale mało o nich wiedzą
Źródło: Miłka Fijałkowska

Wypędzeni Palestyńczycy zamieszkali w obozach dla uchodźców nie tylko w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu, ale i w całym regionie. Jak podaje UNRWA, w Libanie jest ich około 200 tysięcy, w Jordanii - 2,4 miliona, a w Syrii - około 580 tysięcy. Większość obozów z tymczasowych miejsc schronienia przez lata zamieniła się w miejsca życia całych pokoleń, w małe miasta, albo - tak jak Szatila - wrosły w tkankę miejską, bo dziś obóz jest po prostu częścią Bejrutu, libańskiej stolicy. Życie w obozie jest trudne, ludzie nie mają pracy, wielu mieszkańców żyje na granicy ubóstwa.

- Ludzie mają tu zbyt dużo problemów. Zajęci są zarabianiem pieniędzy, by przetrwać, więc nie myślą o przekazywaniu kultury dzieciom, a często już jako drugie, trzecie pokolenie urodzone w obozie, sami dobrze jej nie znają. Nie dbają potem o edukację swoich dzieci, a kim jesteś bez własnej kultury i historii na koniec dnia? Chcę więc, by młode pokolenie poznało zwyczaje i kulturę swoich dziadków i swojej ziemi - mówi doktor Mohammed.

I pokazuje drewnianą skrzynię, którą kiedyś dostawała każda panna młoda. - W tych skrzyniach trzymały swoje posagi, będące zabezpieczeniem przyszłości, na wypadek rozwodu czy śmierci małżonka. Matka wkładała tam całe bogactwo rodzinne: złoto, biżuterię, pieniądze. Klucz należał tylko do żony. Mąż nigdy nie miał tego klucza - opowiada.

Rośnie napięcie na Bliskim Wschodzie. Kolejne państwa apelują do swoich obywateli, by opuścili Liban
Źródło: Anna Czerwińska/Fakty TVN

Czasem ludzie, oddając przedmioty do muzeum, dzielą się historiami, które były w rodzinach przekazywane z pokolenia na pokolenie. - Pamiętam historię tego kija, który służył jako laska. Należał do mężczyzny z wioski Al-Khalasa w północnej Galilei, która przestała istnieć w 1948 roku. Któregoś dnia burmistrz wioski poprosił tego mężczyznę o pomoc kobiecie i przeprowadzenie jej przez góry do szpitala. Mężczyzna zgodził się pomóc i by łatwiej było jej przejść, dał jej tę laskę, którą w trakcie drogi mogła się podpierać. Po powrocie burmistrz powiedział, że ta kobieta to była znana syryjsko-egipska piosenkarka Asmahan. Mężczyzna jej nie poznał, ale tę laskę zostawił na pamiątkę. Przechowywał ją do śmierci - opowiada doktor Mohammed.

Asmahan, znana syryjsko-egipska piosenkarka
Asmahan, znana syryjsko-egipska piosenkarka
Źródło: Pictures From History / Universal Images Group / Forum

Każdy z przedmiotów w muzeum ma swoją historię, którą można by opowiedzieć, ale wielu z tych historii lekarz, który stał się kustoszem, nie zna. Bo ludzie przynosili przedmioty po dziadkach, rodzicach i często sami nie znali historii tych rzeczy. Chcieli, żeby eksponaty zostały przechowane, żeby nie zostały zapomniane.

Stare radio w Muzeum Pamięci
Stare radio w Muzeum Pamięci
Źródło: Miłka Fijałkowska

Czasem doktor ma jakieś szczątkowe informacje. - Nieraz ktoś przynosił jakąś ceramikę i mówił: "Ten przedmiot jest z Gazy, zabrała go stamtąd moja rodzina. Najpierw do Egiptu, potem tutaj i tyle, więcej nie wiem". Ktoś inny przyniósł naczynie do przechowywania mleka lub radio i powiedział: "Było zawsze w naszym domu, proszę weź", a wiesz jak kochamy tańczyć, śpiewać, celebrować, żyć. To nam o tym przypomina - mówi doktor Mohammed. - Stworzyłem to Muzeum Pamięci, bo chciałbym, żeby przetrwały nie tylko te przedmioty, ale i historie. Historie nie tylko o wypędzeniu, stracie, ale o tym, jak żyliśmy i że byliśmy - dodaje.

Czytaj także: