Premium

Ledwo biegł, "ale był przytomny". Proces po śmierci studenta WAT

W mediach społecznościowych napisał o sobie: kompan do wypadów górskich, rowerowych, pływania, rozmów filozoficznych i śpiewania Kaczmarskiego. Zmarł podczas zaliczenia zajęć semestralnych w Wojskowej Akademii Technicznej. Jak ustalili biegli powód: udar cieplny. Studenci mieli za zadanie przebiec 10 kilometrów. W mundurze i w pełnym rynsztunku. Na zewnątrz było prawie 30 stopni Celsjusza.

Profesor zapytał: gotowi? Oni odpowiedzieli: gotowi. I ruszyli. Egzamin z marszobiegu. Do pokonania mieli 10 kilometrów, ale z całym ekwipunkiem: w wojskowych butach, długich spodniach i z plecakiem, do którego musieli włożyć pięciokilogramowe oporządzenie przeciwchemiczne (między innymi maskę i płaszcz).

10 czerwca 2019 roku w Warszawie termometry pokazywały prawie 30 st. C. Żeby zaliczyć egzamin, studenci Wojskowej Akademii Technicznej musieli przebiec dziesięć okrążeń (każde po tysiąc metrów) w 65 minut, studentki - w 70.

Nie wszyscy ukończyli zadanie.

Hubert, student trzeciego roku lotnictwa i kosmonautyki, po ósmym okrążeniu zasłabł. Zmarł w szpitalu tego samego dnia. Jego koleżankę i kolegę także zabrała karetka. Prokuratura wszczęła śledztwo. Sprawą zajmował się Departament ds. Wojskowych Prokuratury Krajowej.

Śledczy uznali, że na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia nieumyślnie naraził podchorążych wykładowca - magister Jacek K., który mimo żaru lejącego się z nieba zdecydował się prowadzić zajęcia. Na ławie oskarżonych zasiadł również inny nauczyciel akademicki - magister Artur G., który w tym samym czasie i miejscu, ale w innej grupie, prowadził taki sam egzamin. W jego grupie nikt nie zasłabł, ale śledczy uznali, że prowadzenie przez niego marszobiegu też było dużym ryzykiem.

Jak ustaliła prokuratura, omdlenia podczas letniego egzaminu, który polegał na przebiegnięciu 10 kilometrów z pełnym ekwipunkiem, zdarzały się w Wojskowej Akademii Technicznej już w poprzednich latach. Również w poprzednich latach studenci trafiali do szpitala.

Właśnie rozpoczął się proces w sprawie śmierci studenta i narażenia innych podchorążych.

Paweł B., student, który razem z Hubertem wylądował w klinice, na sali sądowej zapytał: - I dlaczego nikt z tym nic nie zrobił? Dlaczego mimo że było wiadomo, że studenci trafiali na oddziały intensywnej terapii, nic się nie zmieniło? Co więcej, czas na wykonanie zadania został jeszcze skrócony?

Obaj wykładowcy na sali sądowej przyznali, że kiedy koledzy udzielali pierwszej pomocy Hubertowi, oni mierzyli czasy pozostałym studentom.

Jak ustaliła prokuratura, w Wojskowej Akademii Technicznej ratownicy medyczni zabezpieczają jedynie okresowe egzaminy sprawdzające, w których ma obowiązek brać udział kadra uczelni.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam