|

"Kogo pani tam ma? Wszystkich. Wszyscy, którzy tam są, są moi"

Rudolf Damec  Widok na mur getta u zbiegu ul. Świętojerskiej i Bonifraterskiej oraz pl. Krasińskich. Za murem budynki szopu szczotkarzy, kwiecień - maj 1943 r.
Rudolf Damec Widok na mur getta u zbiegu ul. Świętojerskiej i Bonifraterskiej oraz pl. Krasińskich. Za murem budynki szopu szczotkarzy, kwiecień - maj 1943 r.
Źródło: Rudolf Damec, Kolekcja Muzeum POLIN, archiwum rodziny Rudolfa Dameca / skan negatywu: Muzeum POLIN, Fundacja Archeologia Fotografii

Znamienne jest to, w jaki sposób historia ludności cywilnej i bojowców łączy się. Kiedy powstanie dobiegło końca, jego uczestnicy dzielą los z cywilami. Poza niewielką grupą, która przedostaje się poza mury getta. Ci, którzy przeżyli, są wywiezieni do Treblinki i obozów na Lubelszczyźnie. Bojowcy mieli niewiele broni, granica pomiędzy powstańcami i cywilami szybko się zatarła - mówi dr Katarzyna Person z Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst opublikowany w kwietniu 2023 roku.

Wtorek, 20 kwietnia 1943, godzina druga w nocy. 17-letni Leon Najberg schodzi do bunkra przy ulicy Świętojerskiej 38. Miejsc jest 60, osób - 120.

Jego straszy brat, jeniec wojenny, zginął w niemieckiej niewoli. Siostra i matka zostały zamordowane w Treblince. Młodszy, partyzant, jeszcze przed powstaniem zginął, walcząc z Niemcami. Ojciec zmarł na tyfus. Kiedy Leon dowiedział się o planach żydowskiej konspiracji, chciał dołączyć do bojowców, ale nie było dla niego broni. Może za kilka dni, kiedy trzeba będzie zmienić którąś z koleżanek lub kolegów.

Komendant podwórka, inżynier Sławek Mirski, mówi do ukrytych, że bunkier musi stać się twierdzą. Wyjaśnia, że mogą spędzić tu nawet kilka miesięcy. I że wraz z biegiem zdarzeń miejsce to może zamienić się w ich wspólny grobowiec. "Cokolwiek by się z nami stało, prosił, aby tym razem nie być biernym wobec okupanta" - opisze ten moment 17-latek. Jego wspomnienia - "Ostatni powstańcy getta" - na 50. rocznicę wybuchu postania wyda Żydowski Instytut Historyczny.

W ciągu następnych kilkunastu godzin zgaśnie światło, rósł będzie niepokój. Matki otulą dzieci poduszkami, aby tłumić dźwięk ich płaczu. Budynek podpalą Niemcy. Do środka, przez wybity otwór, wedrze się gorąc. "Dookoła nas widać było morze płomieni" - będzie relacjonował Leon Najberg. "Miałem wrażenie, że znajduję się wewnątrz rozpalonego pieca piekarskiego. Trzask palących się domów mieszał się z krzykiem rannych i lamentem kobiet".

Jest świadkiem wywołanych "rozszalałym ogniem" ataków histerii. Dzieci pytają rodziców, gdzie teraz będą mieszkać.

Rudolf Damec Pl. Muranowski widziany od strony ul. Przebieg, z lewej strony dom przy ul. Muranowskiej 7 na terenie getta, kwiecień-maj 1943 r.
Rudolf Damec Pl. Muranowski widziany od strony ul. Przebieg, z lewej strony dom przy ul. Muranowskiej 7 na terenie getta, kwiecień-maj 1943 r.
Źródło: Rudolf Damec, Kolekcja Muzeum POLIN, archiwum rodziny Rudolfa Dameca / skan negatywu: Muzeum POLIN, Fundacja Archeologia Fotografii

"Opór będzie"

Dwa dni wcześniej z aryjskiej części miasta wraca Emanuel Ringelblum, założyciel podziemnej organizacji Oneg Szabat, która prowadziła ukryte pod ziemią archiwum getta. Był jedną z osób, które w tym czasie pokonały podobną drogę. - 18 kwietnia w nocy, kiedy Niemcy otoczyli getto, czujki informowały o konieczności zejścia do bunkrów i schronów. To był wyjątkowy moment. Zbliżało się święto Pesach, dlatego w getcie było więcej osób. Niektórzy z ukrywających się po aryjskiej stronie Żydów zdecydowali się odwiedzić bliskich, chcieli tego wieczoru być z nimi. Znamy relacje o wspólnych kolacjach sederowych spożywanych już w bunkrach czy schronach - wyjaśnia prof. Barbara Engelking, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.

Wiemy, że Ringelblum tuż przed powstaniem odwiedził główną kwaterę Żydowskiego Związku Wojskowego, która mieściła się przy ulicy Muranowskiej 7/9. Stał się więc świadkiem ostatnich przygotowań do powstania. Szacuje się, że bojowców Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) było od 300 do 700, a wspomnianego ŻZW około 250. W kwietniu 1943 roku na terenie getta pozostało około 50 tysięcy cywilów.

- Wśród Żydów, którzy zostali w getcie po akcji wysiedleńczej z lata 1942, stopniowo rosła świadomość tego, jaki los spotkał wywiezionych wcześniej mieszkańców getta. Zaczęli rozumieć, że Zagłada dotyczy ich wszystkich. Część uciekła na aryjską stronę lub próbowała ratować najbliższych, choćby dzieci. Z drugiej strony, w obliczu zagrożenia, jak zwykle w miastach ogarniętych zarazą, rodziła się silna potrzeba używania życia, maskująca strach przed śmiercią. Ale przede wszystkim zapadła decyzja, aby w obliczu kolejnych wywózek nie pozostać biernym i stawiać opór - kontynuuje prof. Barbara Engelking.

Stanisław Gombiński (pseudonim Jan Mawult) w styczniu 1943 roku opuścił szeregi powołanej przez okupanta Żydowskiej Służby Porządkowej, a od lutego ukrywał się po aryjskiej stronie miasta. Wspomnienia zapisał w rok od wybuchu powstania, utrwalając panującą wśród żydowskiej społeczności atmosferę: "Ogół wie, że tym razem opór będzie, że Żydzi nie pójdą na rzeź".

Samuel Zylbersztejn, działacz Żydowskiej Samopomocy Społecznej, zapamiętał: "Woleliśmy raczej paść w getcie, uzbrojeni w kilka rewolwerów, aniżeli w Poniatowej być ofiarami hitlerowskiego sadyzmu".

Obserwujący mobilizację okupanta Żydzi rozpoczęli walkę 19 kwietnia o szóstej rano, atakując maszerujących Niemców u zbiegu Nalewek z Gęsią i Franciszkańską. "Najpiękniejsza chwila w moim życiu nadchodzi właśnie teraz" - pisze Zylbersztejn. "Warto żyć, by to zobaczyć" - mijając spalony niemiecki czołg, pomyślała Stefania Staszewska, z domu Szochur, organizatorka życia kulturalnego w getcie, artystka (od 1971 do śmierci w 2004 związana z Teatrem Żydowskim), członkini ŻOB, zaraz na początku powstania wywieziona do obozu w Poniatowej, skąd uciekła

"Powszechna metoda biernego oporu"

- Powstanie w getcie warszawskim nie było spontanicznym zrywem. Zostało przygotowane najlepiej, jak tylko było to możliwe w tak ekstremalnych warunkach. Bojowcy musieli wcześniej zdobyć broń, podjąć próbę nawiązania kontaktów z polskim podziemiem, przejść szkolenie w zakresie walki partyzanckiej oraz konstrukcji min i koktajli Mołotowa, zbudować alternatywne dla ulic kanały komunikacji - mówi dr Maria Ferenc z Żydowskiego Instytutu Historycznego. - Sama idea, a więc walka o honor i wybór godnej śmierci, narodziła się ponad rok przed wybuchem powstania. Myśl o oporze przyszła wraz z wiadomościami o Zagładzie, które docierały do działaczy podziemia od początku 1942 roku. Młodsi działacze polityczni już wtedy przekonywali do walki, starsi obawiali się tego, że Niemcy zemszczą się również na cywilach, ale kiedy powstanie wybuchło, różnice zatarły się - miało ono poparcie wszystkich żydowskich sił politycznych. Bojowcy od samego początku mieli świadomość przewagi Niemców, jednak liczyli na to, że dobra znajomość terenu getta pozwoli im cokolwiek zyskać. Szybko zmienił się charakter ich działań: od walki w pełnym rozumienia tego słowa, do pozycyjnej. O ile więc pierwsze dni niosły za sobą entuzjazm, kolejne stały się dla bojowców piekielne - dodaje historyczka.

Prof. Barbara Engelking podkreśla, że opór przybierał różne formy. Obok zbrojnego był cywilny. - Na kilka miesięcy przed wybuchem powstania cywile zdecydowali, że nie dadzą się Niemcom wyprowadzić z getta, i mieli nadzieję, która wcale nie była pozbawiona realnych podstaw: po Stalingradzie [czyli porażce Niemców na froncie wschodnim - red.] liczyli na to, że w bunkrach i schronach uda się przeczekać do nadejścia frontu.

Opisane przez prof. Engelking nadzieje widać w słowach Stefana Ernesta, który choć ukrywał się po aryjskiej stronie, daje nam dostęp do motywacji, które wśród ukrywających się mogły być uniwersalne: "Jest tylko jeden sposób ratunku - ukryć się i czekać na szczęśliwe zrządzenie [losu], aby nie zostać wykrytym. Powszechna metoda biernego oporu".

Wobec tego cywile również musieli się bardzo dobrze przygotować. - Przygotowania cywilów wymagały wiele wysiłku. Konstruowali pomysłowe skrytki w kamienicach na terenie getta, do których prowadziły na przykład przesuwane ściany albo kaflowe piece. Przede wszystkim jednak budowali bunkry: to umocnione piwnice albo konstrukcje pod piwnicami czy zburzonymi domami. Było ich co najmniej kilkaset. Budowa bunkru wymagała zbiorowego wysiłku - osoby, które miały się w nim schronić, składały się na niego, a kto nie miał pieniędzy, wnosił jako wkład własną pracę. Niektóre z nich były fantastycznie zaprojektowane przez wykształconych inżynierów - miały wykopane studnie, a dzięki dynamo także dostęp do prądu. Kolejnym etapem przygotowań było zgromadzenie zapasów żywności, która przez kilka miesięcy mogła zachować trwałość - mąki, sucharów - opisuje prof. Engelking.

"Zmieniali się na oczach"

"Ludzie, znajdujący się w piwnicy, zmieniali się na oczach. Jedni mieli błędny wzrok, inni wytrzeszczone oczy. Kobiety tuliły do siebie dzieci, rwąc sobie włosy z głowy, mężczyźni chodzili bezradni, oczekując, aby noc zapadła" - zapisał Leon Najberg. - W bunkrach brakuje powietrza, nawet w tych najlepiej zorganizowanych są problemy z wodą i prądem. Panuje olbrzymie napięcie emocjonalne - ukryci cywile, skoncentrowani na tym, aby przeżyć, w ciągu dnia muszą zachować absolutną ciszę, jednocześnie nieustannie nasłuchują odgłosów dobiegających z zewnątrz. Słyszą więc, kiedy Niemcy odkrywają bunkry w ich sąsiedztwie i dokonują egzekucji. Rozpoznają dźwięk wciąż toczących się w getcie walk. Kolejne dni zamieniają się w oczekiwanie na śmierć - komentuje dr Katarzyna Person z Żydowskiego Instytutu Historycznego. - Z jednej strony, cywile byli solidarni z bojowcami. Z drugiej, znamy relację dziewczyny, która ukryta w bunkrze wiedziała, że zaczęła się akcja likwidacyjna, ale nie wiedziała, że wybuchło powstanie. Pamiętajmy, że oddziały bojowców były rozproszone, istniały konkretne punkty, w których stawiali opór, a z czasem stracili łączność. Była to inna skala działań niż podczas powstania warszawskiego - uzupełnia dr Maria Ferenc.

Doświadczenie podobne dla Żydów ukrywających się po obu stronach muru przybliża relacja Stefana Ernesta: "Ukrywam się w lochach, bez dostępu powietrza, bez dostatecznego i regularnego odżywiania, bez wystarczających urządzeń kanalizacyjnych, bez widoków na jakąś zmianę tych warunków wegetacji, które każdą przeżytą godzinę każą cenić na wagę złota… Wyraźnie czuję, jak tracę siły, jak mi jest coraz duszniej… Walka o osobisty ratunek staje się beznadziejna…".

Emocje towarzyszące ukryciu się opisał także Stanisław Sznapman, o którym nie wiemy wiele więcej ponad to, że nie przeżył wojny: "Pewna garstka Żydów zdołała się ukryć po stronie 'aryjskiej' przy rodzinach polskich. Ciężkie było tam życie. Na każde pukanie lub dzwonek u drzwi serce im ze strachu zamierało i chowali się do skrytek. Po mieszkaniu chodziło się na palcach, rozmawiało się szeptem i nie dochodziło do okien, aby nie być przez sąsiadów zauważonym. I mimo to, niestety, byli często wykrywani, bo zawsze znajdowali się 'usłużni', którzy 'wsypali'".

Gehenna w środku miasta. Materiał magazynu "Polska i Świat"
Źródło: TVN24

"Chodziliśmy po mieście z oczyma czerwonymi od dymu"

Niemcy zwalczali opór ogniem. Z jednej strony muru - żydowscy cywile i bojowcy. Z drugiej - Polacy i ukryci w aryjskiej części miasta Żydzi. Ponad murem widziany już z daleka dym. "W mieście słyszało się całymi dniami huki wysadzanych tam w powietrze domów. Nad gettem unosiły się kłęby dymu, a wieczorami łuna pożaru oświetlała 'pole walki'" - zanotował Stanisław Sznapman.

- Alina Margolis-Edelman chodziła na plac Krasińskich, który był miejscem intensywnych kontaktów pomiędzy dwoma światami. Przeżywała, podobnie jak inni ukrywający się po stronie aryjskiej Żydzi, rozdarcie: czuli się bezpieczniej niż w płonącym getcie, gdzie byli często ich najbliżsi, a jednocześnie chcieliby w takiej chwili być tam z nimi. To również moment intensywnego doświadczania antysemityzmu. Słyszą komentarze ulicy, której część - podobnie jak niektórzy z dowódców w polskim podziemiu - bała się przeniesienia walk na teren za murem - opisuje dr Maria Ferenc.

"Z daleka uczestniczyliśmy w zgrozie. Z daleka słuchaliśmy opisów tego, co się wewnątrz dzieje. Jak giną ostatnie matki i ostatnie dzieci, ocalałe z rzezi 'akcji' poprzednich. Jak konają w potwornej męczarni ostatnie resztki warszawskiego getta. Przerażeni i osłupiali, miotani na przemian między stanem najgłębszej depresji i bolesnej ekstazy - z daleka śledziliśmy za beznadziejną walką młodzieży żydowskiej na straconych z góry barykadach getta. Chodziliśmy po mieście z oczyma otwartymi, czerwonymi od dymu. Nie przymykaliśmy powiek przed płatami sadzy fruwającymi nad miastem. Były to jedyne gesty, którymi mogliśmy się połączyć z tamtymi w ich i naszej samotności" - relacjonowała Rachela Auerbach, dziennikarka, historyczka, współpracownica Podziemnego Archiwum Getta Warszawy.

Dramatyczne ostrzeżenie dla całego świata. Materiał magazynu "Polska i Świat"
Źródło: TVN24

"Los osobny"

- Powstanie było wydarzeniem, które zwróciło uwagę po aryjskiej stronie. Pisano o nim w rozmaitym tonie w różnych odłamach prasy podziemnej. Żydzi, którzy ukrywali się poza gettem, szli pod mury, wiedząc, że zostali tam ich bliscy, przyjaciele - wtedy słyszeli różne komentarze. Niektóre z nich były bardzo bolesne, dehumanizujące i pełne pogardy. Często słyszano: "Żydki się palą, Żydki się smażą" - te słowa szczególnie mocno zapadły w pamięć wielu słyszących je na ulicy osób. Zdarzały się także komentarze współczujące, życzliwe i wyrażały podziw dla odwagi walczących Żydów. Najbardziej zapamiętanym symbolem postaw wobec powstania pozostaje jednak karuzela na warszawskim placu Krasińskich, tuż przy murze walczącego i płonącego getta - komentuje prof. Engelking.

Kontynuuje dr Maria Ferenc: - Nie dało się nie widzieć tego, co działo się za murami getta: słup dymu widoczny był z odległości nawet kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy. Na powierzchni znalazło się to, co przez trzy lata było ukryte. Nie sposób było do tego się nie odnieść. Polacy mogli w tym czasie zdawać sobie sprawę ze skali Zagłady - wiedzieli, że za murami nie było już ponad 400 tysięcy Żydów, a wielokrotnie mniejsza grupa. Wciąż jednak był to los osobny.

Dr Katarzyna Person zwraca uwagę na coś jeszcze: - Za każdym razem uderzającą jest dla mnie myśl, że był to moment, w którym piekło getta wdarło się w życie nieżydowskiej Warszawy, która musiała w tej chwili myśleć o tym, co wydarzy się, kiedy oddzielający ją od niego mur runie.

"Szedł z aparatem wzdłuż muru"

Dym oraz stojących blisko muru getta widać wyraźnie na zdjęciach Rudolfa Dameca, które w styczniu 2023 roku przyniosła do Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN jego wnuczka - Aleksandra Sobiecka. Znalazła je, zajmując się rodzinną historią.

Co wiemy o autorze fotografii? - Dziadek był odważny. W domu były małe dzieci, a wraz z babcią zdecydował się dać schronienie kobiecie żydowskiego pochodzenia. Miał też wiele pasji, a jedną z nich była fotografia. Skrupulatnie dokumentował. Robił to już przed wojną, kiedy mieszkał w Gdyni - mówi Aleksandra Sobiecka. - Fakt, że dziadek ukrywał Żydówkę, na pewno miał wpływ na to, że kiedy wybuchło powstanie w getcie warszawskim, szedł z aparatem wzdłuż muru. Wyobrażam sobie, że musiał być poruszony, zwłaszcza że w getcie prawdopodobnie została rodzina pani Heleny.

W kadrach kłęby dymu. I ludzie patrzący dokładnie w kierunku getta. Odwróceni do fotografa tyłem, stojący bardzo blisko muru. W takiej właśnie sytuacji, którą teraz dzięki zdjęciom Dameca możemy sobie wyobrazić, ktoś zapytał Rachelę Auerbach, kogo "tam" ma. "Wszystkich tam mam. Wszyscy, którzy tam są - są moi".

Rudolf Damec  Widok na mur getta u zbiegu ul. Świętojerskiej i Bonifraterskiej oraz pl. Krasińskich. Za murem budynki szopu szczotkarzy, kwiecień-maj 1943 r.
Rudolf Damec Widok na mur getta u zbiegu ul. Świętojerskiej i Bonifraterskiej oraz pl. Krasińskich. Za murem budynki szopu szczotkarzy, kwiecień-maj 1943 r.
Źródło: Rudolf Damec, Kolekcja Muzeum POLIN, archiwum rodziny Rudolfa Dameca / skan negatywu: Muzeum POLIN, Fundacja Archeologia Fotografii

O to, jakie znaczenie mają fotografie Rudolfa Dameca, pytam Zuzannę Schnepf-Kołacz, kuratorkę prezentowanej w Muzeum POLIN od 18 kwietnia wystawy czasowej "Wokół nas morze ognia. Losy żydowskich cywilów podczas powstania w getcie warszawskim". - W dużym detalu pokazują to, co działo się tuż przy murze getta po aryjskiej stronie. Do tej pory wiedzieliśmy o tym z tekstów, które powstały w tym okresie lub już po wojnie. Ale żadne zdjęcia nie były tak wyraźne i zrobione równie blisko. Fotografie Rudolfa Dameca dają nam wiedzę na temat obecności powstania w aryjskiej części okupowanej Warszawy. Nad murem unosiły się płomienie i potężny słup dymu. Do wyobraźni przemawiają ujęcia gromadzących się przy nim ludzi. Widzimy ich uchwycone z niewielkiej odległości sylwetki. Jeszcze lepiej uświadamiamy sobie, że mogli patrzeć na powstanie, które toczyło się w ich bezpośrednim sąsiedztwie - odpowiada. - Nie wiemy, kiedy dokładnie zostały zrobione zdjęcia, ale na podstawie tego, co na nich widzimy, możemy mniej więcej określić, z jakiego okresu pochodzą. Ponadto w kadrach znalazły się miejsca, których opis znaliśmy wcześniej głównie ze źródeł pisanych. To m.in. nieczynne karuzele przy ulicy Bonifraterskiej, które były na linii wymiany ognia pomiędzy bojowcami a Niemcami. Ponadto budynek zaraz obok muru przy placu Muranowskim - tu bojownicy z Żydowskiego Związku Wojskowego oddali strzały zaraz na początku powstania oraz szop szczotkarzy przy ul. Świętojerskiej, jeden z pierwszych obszarów getta podpalonych przez Niemców.

- Ich ogromnym walorem jest to, że nie są anonimowe: wiemy, kto je zrobił i jaka była jego historia, a ma to ogromne znaczenie - nie była to wyłącznie dokumentacja, ale zapis wrażliwości ich autora, jego osobistego doświadczenia - dodaje Zuzannę Schnepf-Kołacz.

Jeszcze inne znaczenie fotografie mają dla pani Aleksandry: - Odkrywam dziadka, oglądając zdjęcia, które zrobił. Zginął podczas podróży do Afryki w 1969 roku - dokładnie w dniu moich drugich urodzin, nie mógł mi więc opowiedzieć swojej historii ani nie mogę go pamiętać. Dzięki fotografiom mogę prześledzić jego życie, o którym do tej pory tylko słyszałam od innych członków rodziny. Zagadką pozostaje dla mnie to, jak zdjęcia i aparat przetrwały wojnę - musiały być dla mojego dziadka bardzo ważne.

Rudolf Damec Karuzele i huśtawki zasnute dymem z płonącego getta w obszarze ul. Nowiniarskiej, Bonifraterskiej i Franciszkańskiej po „aryjskiej” stronie muru, kwiecień-maj 1943 r.
Rudolf Damec Karuzele i huśtawki zasnute dymem z płonącego getta w obszarze ul. Nowiniarskiej, Bonifraterskiej i Franciszkańskiej po „aryjskiej” stronie muru, kwiecień-maj 1943 r.
Źródło: Rudolf Damec, Kolekcja Muzeum POLIN, archiwum rodziny Rudolfa Dameca / skan negatywu: Muzeum POLIN, Fundacja Archeologia Fotografii

"Rzeczą rozdzierającą jest jeszcze ich miłość, płonąca na stosie"

- Zdjęcia, do których mamy dostęp, stanowią źródło o wielkiej wartości. Dokumentują kres istnienia dzielnicy północnej i jej mieszkańców. Najwięcej Żydów warszawskich mieszkało przed wojną właśnie tutaj. To był inny świat - świat podwórek, gdzie toczył się handel i rozwijały biznesy oraz sklepowych szyldów w jidysz. Trudno wyobrazić mi sobie, że zamknięcie tej części miasta, choć dla większości Polaków obcej, było całkowicie obojętne. Na pewno nie pozostawiał takim wybuch powstania: moja babcia bardzo dobrze pamiętała unoszący się nad murami getta słup dymu - mówi Wojciech Kacperski, socjolog miasta i varsavianista.

"Pali się pół Warszawy" - 26 kwietnia zapisała w dzienniku Maria Dąbrowska. "Przez okno widać wciąż chmurę dymu" - dodała następnego dnia. Z relacji pisarki wiemy, że pogoda w Warszawie była wtedy piękna, niemal letnia.

Siłę podłożonego przez Niemców ognia można sobie wyobrazić, wiedząc, że dym znad murów getta widział w oddalonym od stolicy o 25 km Stawisku Jarosław Iwaszkiewicz. "Od dłuższego już czasu z ganku naszego domu widzimy duże słupy dymów znoszących się od strony Warszawy" - zanotował w kwietniu 1943. Kiedy wybuchło powstanie, literat i jego żona, Anna - odznaczeni po wojnie medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata - poszukiwali schronienia dla żydowskiego małżeństwa Muszkatów. "Dochodzą nas wiadomości o walkach, słuchamy tego z bijącym sercem" - Iwaszkiewicz myślał o ginących za murami getta artystach, przyjaciołach i ich bliskich. Wśród nich był Aleksander Landau, pianista, przyjaciel rodziny. "Z opuszczonymi rękami patrzymy, jak wznoszą się bure dymy z ich domów, z ich ciał. To bardzo trudne do zrozumienia i do przeżycia. Zrozumieć tego nawet nie próbujemy. Ale przeżyć to trzeba" - zakończył notatkę.

"Czasem widać płomienie - jak czerwona, szybka migocąca szarfa na wietrze" - relacjonowała 25 kwietnia Zofia Nałkowska. "Dociera do nas [rzeczywistość] w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji, w echach wystrzałów - straszliwa i niedotykalna - w kłębach dymów, w pożarach, o których historia mówi, że 'obracały w perzynę', choć nikt nie rozumie tych słów" - napisała trzy dni później autorka "Medalionów", wydanego w 1946 cyklu opowiadań, których tematem była Zagłada. "Głębina smutku, sama straszliwość, samo zło. Piece dymią i trzaskają polana" - 5 maja getto dalej płonęło, Niemcy dokonywali egzekucji. 14 maja Zofia Nałkowska zatrzymała się w dzienniku nad odwagą bojowców: "Rzeczą rozdzierającą jest jeszcze ich miłość, płonąca na stosie, czułość wbrew wszystkiemu i męstwo, o którym nikt nie wie, którego wcale nie widać". To Zofii Nałkowskiej Marek Edelman przyniósł zaraz po wojnie maszynopis "Getto walczy".

Wróćmy do relacji warszawskich Żydów: myśli podobne do tych, które towarzyszyły Nałkowskiej, wyraziła wcześniej cytowana Stefa Staszewska. To, co zapamiętała, opublikowała w dzienniku "Fołks-Sztyme" 18 lat później: "A potem w nocy, kiedy pociąg wywozi nas w nieznane, widzimy nad Warszawą łunę, wielką krwawą łunę. Getto walczy, getto płonie. Czy świat widzi tę łunę?".

Rudolf Damec  Zniszczone w 1939 r. zabudowania szpitala św. Ducha przy ul. Elektoralnej 12, w tle dym płonącego getta, kwiecień-maj 1943 r.
Rudolf Damec Zniszczone w 1939 r. zabudowania szpitala św. Ducha przy ul. Elektoralnej 12, w tle dym płonącego getta, kwiecień-maj 1943 r.
Źródło: Rudolf Damec, Kolekcja Muzeum POLIN, archiwum rodziny Rudolfa Dameca / skan negatywu: Muzeum POLIN, Fundacja Archeologia Fotografii

"Żołnierze bez broni"

Leon Najberg, nawiązując do wierszy Władysława Szlengela, pisał o "bohaterstwie żołnierzy bez broni", a więc ukrytych w bunkrach i schronach Żydach. W artykule "Walki powstańcze i polska pomoc" dr Krzysztof Persak, historyk związany z Muzeum POLIN i Instytutem Studiów Politycznych PAN wyjaśnia, na czym polegało znaczenie postawy cywilów: "To właśnie postawa ludności cywilnej, niepodporządkowującej się niemieckim rozkazom o wysiedleniu, trwającej z uporem w bunkrach i kryjówkach, przesądziła o tym, że akcja Stroopa [Jürgena, generała SS odpowiedzialnego za stłumienie oporu - red], obliczona początkowo na trzy dni, trwała cztery tygodnie".

Jakie jest miejsce cywilów w narracji o powstaniu w getcie warszawskim? - 80. rocznica jego wybuchu jest okazją do tego, by zredefiniować pojęcie oporu: ludzie, którzy chowali się w bunkrach, byli bohaterami. Ich determinacja, wytrwałość, pomysłowość i troska o bliskich wymaga doceniania. Należy o tym rodzaju oporu i bohaterstwa pamiętać - uważa prof. Barbara Engelking.

Uzupełnia dr Katarzyna Person: - Znamienne jest to, w jaki sposób historia ludności cywilnej i bojowców łączy się. Kiedy powstanie dobiegło końca, jego uczestnicy dzielą los z cywilami. Poza niewielką grupą, która przedostaje się poza mury getta, ci, którzy przeżyli, są wywiezieni do Treblinki i obozów na Lubelszczyźnie. Bojowcy mieli niewiele broni, granica pomiędzy powstańcami i cywilami szybko się zatarła.

To, o czym mówi historyczka, wyraźnie widać w relacji Marka Edelmana ("Getto walczy"): "Tymczasem palenie getta dobiega końca. Zupełnie już brak pomieszczeń, a co gorsze - wody. Wraz z ludnością cywilną schodzą do schronów bojowcy. Tam dalej bronić będą jeszcze tego, co się da uchronić".

Chwilę wcześniej dr Katarzyna Person zwraca uwagę na coś jeszcze. Podczas gdy na frontonie są bojowcy, ludność cywilna znalazła się na tylnej ścianie odsłoniętego w 1948 Pomnika Bohaterów Warszawskiego Getta, który zaprojektował Natan Rapaport - rzeźbiarz, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (1936).

- Mieczysław Berman wspominał, że kiedy Natan Rapaport pokazał pierwszy szkic projektu pomnika, Bernard Ber Mark powiedział, żeby nie zapomniał o ludności cywilnej. Jeśli relacja Bermana jest prawdziwa, obecność cywilów na pomniku pozostaje zasługą Bernarda Ber Marka - mówi dr Stephan Stach, historyk, który zajmuje się m.in. badaniem roli założonego w 1947 roku Żydowskiego Instytutu Historycznego w kształtowaniu pamięci o Zagładzie. Dla porządku przedstawmy jeszcze dwóch pozostały uczestników rozmowy: Mieczysław Berman to grafik, po wojnie twórca komunistycznych plakatów propagandowych, i Bernard Ber Mark - historyk, autor "Walki i zagłady warszawskiego getta", a w latach 1949-1966 dyrektor ŻIH. Jego dorobek pozostaje przedmiotem dyskusji badaczy.

Żydowski powstaniec Leon Najberg. "Jestem dumny z dziadka"
Źródło: "Fakty" TVN

Zamiast epilogu

Ile lat po wojnie pozostająca za okupacji w ukryciu kobieta będzie się bała, że płacz dziecka ściągnie zagrożenie? Masza Glajtman-Putermilch najpierw straciła w Treblince matkę. Potem z getta wywieziono jej ojca. Wzięła udział w obu warszawskich powstaniach: w getcie walczyła w jednym z oddziałów ŻOB, w powstaniu warszawskim - w szeregach Armii Ludowej. Po wojnie z mężem - za Jakuba Putermilcha wyszła w lesie, gdzie po wyjściu kanałami z getta w maju 1943 dołączyła do partyzantki - przez Rumunię wyjechała do Izraela. "Później, gdy sama miałam dzieci, często ze strachem myślałam, czy nie zapłaczą. Taki dziwny strach prześladował mnie, dopóki dzieci był małe" - opowiadała Hance Grupińskiej (rozmawiały w 1989 i 1999, zapis znalazł się w zbiorze wywiadów z bojowcami "Ciągle po kole"; Masza Glajtman-Puterlmilch odeszła w 2007 roku).

Podczas pracy nad tekstem korzystałam z: - Marek Edelman, Władysław Bartoszewski, "I była dzielnica żydowska w Warszawie", Warszawa 2010; - Maria Dąbrowska, "Dzienniki 1914-1965", tom V, Warszawa 2009; - Hanka Grupińska, "Ciągle po kole", Warszawa 2022; - Jarosław Iwaszkiewicz, "Dzienniki 1911-1955", Warszawa 2010; - Zofia Nałkowska, "Dzienniki 1939-1944", Warszawa 1996; - "Pamiętniki z getta warszawskiego. Fragmenty i regesty", opracował Michał Grynberg, Warszawa 1993; - "Wokół nas morze ognia. Losy żydowskich cywilów podczas powstania w getcie warszawskim", red. Barbara Engelking, Zuzanna Schnepf-Kołacz, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, 2023 (publikacja towarzysząca wystawie o tym samym tytule); - Cytat z Racheli Auerbach za "Z dziennika Racheli Auerbach" w: "Tygodnik Powszechny. Żydowska Polska walcząca", marzec 2023 (wybór i opracowanie Karolina Szymaniak).

Czytaj także: