Premium

Co tak naprawdę wydarzyło się na Odrze? "Od lat cięliśmy gałąź, na której siedzieliśmy. Ta gałąź pękła"

Zdjęcie: Sean Gallup/Getty Images

O nagrodzie w wysokości miliona złotych, ufundowanej przez Komendanta Głównego Policji, nikt już chyba nie pamięta. Stało się jasne, że nie ma szans na wskazanie jednego, konkretnego sprawcy katastrofy ekologicznej na Odrze. Zapewne więc nie będzie wygodnej dla naszych sumień konstatacji: "to on jest winny". Nie ma żadnego "onego". Jesteśmy "my".

Co tak naprawdę wydarzyło się tego lata na Odrze?

15 sierpnia na jednym z podcastów prof. dr hab. Robert Czerniawski z Katedry Hydrobiologii, Instytutu Biologii Uniwersytetu Szczecińskiego, powiedział: - Nie wiemy, co spowodowało zatrucie Odry.

- Minęły trzy tygodnie. Czy coś się zmieniło? Wiemy już? - pytam profesora na początku września.

- Nie wiemy. To znaczy, wiemy, co się stało, znamy skutek. Ale dokładnej przyczyny, która "odpaliła" katastrofę, ja przynajmniej nie znam. Są różne hipotezy, można sobie dopasować argumenty i do każdej będą pasowały. Na przykład taką, że do Kanału Gliwickiego cały czas przedostają się wody kopalniane, czy inne ścieki. Jednak ciągle posługujemy się hipotezami, ciągle "coś zakładamy". Ja dokładnej przyczyny nie znam, ciągle przypuszczam.

- Nie są wykonywane odpowiednie badania?

- Nie wydaje mi się, żeby podczas tej katastrofy, która zresztą ciągle trwa, nie były prowadzone badania na szeroką skalę. To jest raczej niemożliwe - dopowiada profesor Czerniawski.

Rzeczywiście, z kolejnych oficjalnych komunikatów różnych rządowych instytucji, z konferencji prasowych wiemy, że laboratoria pracują pełną parą, przez cały czas wykonując jakieś badania. A jednak eksperci, z którymi rozmawiamy, dostępu do wyników tych badań, nie mają.

Artur Furdyna jest hydrobiologiem, związanym ze szczecińskimi uczelniami, działa w Towarzystwie Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy (dopływy Odry). Jako społecznik ma szerokie kontakty z organizacjami ekologicznymi i często sam działa w terenie. - Wśród wędkarzy są również górnicy i od nich, nieoficjalnie, mamy informacje, że wypompowywanie wód z kopalni zostało zwiększone - mówi hydrobiolog i aktywista. - Być może w związku z sytuacją wojenną ktoś podjął decyzję o sięgnięciu po głębsze pokłady węgla, a być może też wtórnie próbuje się uruchomić celowo już zalane po użytkowaniu obszary kopalni. Nie wiemy tego, bo informacje na ten temat są ukrywane.

Wokół katastrofy na Odrze w niektórych środowiskach naukowych dzieje się coś dziwnego. Jeden z naukowców - pozostanie w tym momencie anonimowy - zapowiadał w najbliższych dniach konferencję, "na której wiele się wyjaśni", gdzie zostaną zaprezentowane "rekomendacje dla premiera". Po trzech dniach stwierdził, że sam nie wie, czy dojdzie do tej konferencji, bo "ktoś nie chce, żebyśmy to wszystko ujawniali". Kolejny telefon i słyszę: "Konferencja będzie, ale nie wiadomo jeszcze, kiedy to się wydarzy". Gdy próbuję czegoś więcej się dowiedzieć - co na niej zostanie zaprezentowane - odbijam się od ściany: "Jestem zobligowany do tego, by nie podawać bliższych informacji".

Inny badacz Odry, który w połowie sierpnia apelował do władz, by podjęły współpracę z naukowcami, dziś zapytany, czy do takiej współpracy doszło, odpowiada, że ze względu na liczne obowiązki tego nie wie i nie chce się wypowiadać.

Miejsce zbrodni: Kanał Gliwicki

Są też i tacy, którzy mówią chętnie i nie przebierają w słowach. Na przykład Tomasz Włoch, jeden z bohaterów opublikowanego przez nas cztery tygodnie temu reportażu: - Jest takie ryzyko, że cała nasza praca, począwszy od pierwszych łódek w 1997 roku, cały ten trud pójdzie na marne. Że może to wszystko pier..., ze względu na jakiegoś skur..., który wcisnął guzik.

CZYTAJ WIĘCEJ: ODRA UMIERA. "TO TAK, JAKBY ŚMIERTELNIE ZACHOROWAŁ KTOŚ Z TWOICH BLISKICH. CO BYŚ WTEDY POWIEDZIAŁ?" >>>

Pytamy ekspertów, gdzie szukać tego "guzika".

- Guzików było i jest wiele, ale decyzja jest jedna. Sedno problemu polega na tym, że ktoś pozwolił skażoną wodę wpuszczać do Odry. To wydarzyło się na Kanale Gliwickim, gdzie jest największy zrzut solanek - stwierdza Artur Furdyna.

Kanał Gliwickitvn24.pl

Kanał Gliwicki wpada do Odry w Kędzierzynie-Koźlu, liczy czterdzieści kilometrów, przecina granice województw śląskiego i opolskiego, łączy Górnośląski Okręg Przemysłowy z Odrą. Został wybudowany w 1939 roku, oddany do użytku w roku 1941. Ma tak zwaną trzecią klasę żeglowności, co oznacza, że jest drogą wodną o znaczeniu regionalnym i mogą po nim pływać barki i statki do siedemdziesięciu metrów.

Obecnie Kanał Gliwicki jest najczęściej wymieniany jako miejsce, w którym rozpoczęła się katastrofa ekologiczna na Odrze.

- Można powiedzieć, że najbardziej prawdopodobne jest, że w Kanale Gliwickim wszystko się zaczęło - przyznaje prof. Robert Czerniawski. I tłumaczy dlaczego: - Wszystkie wody śródlądowe, które znajdują się "w zasięgu" Górnego Śląska charakteryzują się największym zasoleniem, z tym że skład chemiczny wskazuje, że to zasolenie pochodzi najprawdopodobniej z działalności górniczej. Nie jest to zasolenie powodowane przez chlorany, jak w przypadku wód morskich, tylko siarczany i węglany, charakterystyczne dla wód kopalnianych. Tak samo wygląda to w górnej i środkowej Odrze. Więc inaczej być nie mogło, wszystko wskazuje, że to wysokie zasolenie jest skutkiem działalności górniczej na Śląsku.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam