Premium

"My nie musimy się tłumaczyć"

Zdjęcie: TVN24

Ofiary księży pedofili od dziesięcioleci żyły w cieniu własnej traumy i oprawców, którzy funkcjonowali w Kościele i życiu niewielkich społeczności jak ikony. W milczeniu czekały na sprawiedliwość i jakąkolwiek pomoc. Bohaterowie tego tekstu czekają na nie od kilkudziesięciu lat. 

Ten artykuł zawiera treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.

Sól-Kiczora, mała wieś na Żywiecczyźnie, zapada się między górskimi masywami. Nad dachami unoszą się smugi dymu, które przyciemniają i tak już poszarzałe chmury. Wejścia do domów broni Matka Boska, wciśnięta w drewniane kapliczki wmontowane w płot lub zawieszone nad drzwiami. Przy kolejnej, świeżo przystrojonej przy drodze, tlą się znicze.

M. wspina się czasem na wzgórze pod krzyż, żeby zapalić świeczkę, poprosić o przebaczenie. Od dawna nie modli się już w kościelnych murach. - Dalej się ukrywa te sprawy. Kościół utrudnia dostęp do swoich archiwów. Jeżeli tak dalej będzie, to Kościół zostanie pusty. Dla swojego dobrego samopoczucia hierarchowie zostaną bez ludzi. Albo z małą garstką. No, razi mnie ta hipokryzja - mówi M., ale w głosie nie słychać już oburzenia. Minęło tyle lat.

"W załączeniu przesyłam materiały (…) dotyczące deprawacji nieletnich uczniów Szkoły Podstawowej w miejscowości Kiczora". [Naczelnik Wydziału Śledczego SB, 13.07.1973, materiały IPN]

M. pierwszy raz dziś o tym mówi. Jego żona, wsparta o ścianę w korytarzu, pierwszy raz o tym słyszy.

- To jest wspomnienie, które spało - przyznaje M. i zaciska ręce na e-papierosie, którego nie wypuszcza nawet siadając przed kamerą. - Wspomnienie, że jesteś zmuszany do czegoś, czego bardzo nie chcesz. Czym się brzydzisz. Chcesz uciec i nie ma jak. Jak ktoś trzyma cię na kolanie, przytrzymuje głowę, całuje z językiem i wciska twoją rękę do swojego krocza... Człowiek jest unieruchomiony, sparaliżowany. Ten pocałunek z dorosłym mężczyzną był okropny. Tym bardziej że było się dzieckiem - dodaje i milknie na długo.

"Ks. Surgent Eugeniusz miał odbywać stosunki z niektórymi uczniami, a w szczególności z tymi, którzy sypiali u niego. Jeżeli chodzi o dobór chłopców, to rekrutowali się oni z ministrantów oraz harcerzy". [notatka służbowa z dn. 6 lipca 1973, materiały IPN]

Potem nie pamięta już nic. Nie wie, jak wrócił do domu. Nigdy więcej nie poszedł na plebanię.

Na komunię dostał książeczkę w skromniejszej okładce. Z religii miał gorsze oceny. Wtedy było przykro. Dzisiaj wie, że miał więcej szczęścia niż inni chłopcy. Kiedy mówi o tym po raz pierwszy po kilkudziesięciu latach, jest trochę lżej. Emocje spływają. Ale jest też niedosyt i niewiara, że to opowiadanie coś daje.

- Ja nie wiem, czy to jest prośba Kościoła - wzrusza ramionami zapytany o komunikat, który wygłoszono w kościele w niedzielę, 27 listopada, dwa dni po publikacji artykułu "Rzeczpospolitej" o przestępstwach, jakich dopuszczał się ks. Eugeniusz Surgent. W ogłoszenia parafialne wpleciono prośbę, aby zgłosiły się osoby, które zostały skrzywdzone przez księdza lub mają na ten temat wiedzę.

W związku z upublicznionymi informacjami o przestępstwach popełnionych przez ks. Eugeniusza Surgenta / Józefa Loranca, który w przeszłości posługiwał m.in. w naszej parafii, delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży prosi o kontakt osoby, które zostały skrzywdzone przez tego duchownego lub mają na ten temat wiedzę.

- Oni teraz chcą komuś zadośćuczynić? Nie sądzę… Jeżeli chcieliby coś zrobić, toby zrobili to 50 lat temu. Nie mogę brać udziału w takim przedstawieniu, w takiej hipokryzji. Jeżeli ktoś jawnie kłamie, to ja nie umiem udawać, że mówi prawdę i klaskać.

- Czy wie pan, że to Wojtyła był wtedy arcybiskupem krakowskim? - pytamy.

- Wiem - wzdycha ciężko. - Wiele rzeczy zrobił dobrze, ale to, co zaniechał, to niweluje dużo jego zasług. Nie jestem w stanie oceniać, bo do tego nikt mnie nie powołał, ale źle było. Źle się działo i dzieje. Ja ledwie dotknąłem gorącego pieca, a inni się parzyli tam latami - mówi i przyznaje, że gdy słyszy w telewizji wypowiedzi Janusza Szymika - także ofiary molestowania seksualnego przez księdza, Jana W. - łzy leją mu się z oczu.

"Kiedy chodziłem do spowiedzi ks. Surgent mówił mi, abym przychodził do niego sam. Mówił mi również w czasie spowiedzi, abym nie mówił nikomu o rzeczach, które ze sobą robimy". [protokół przesłuchania świadka z dn. 2 sierpnia 1973 z Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie, IPN]

W Kiczorze od pół wieku nie rozmawiają o tej sprawie. Żyją w jednej, niewielkiej wiosce. W pamięci mają podobne obrazy, które chcieliby wymazać. Dla przyjezdnych pomocni, zaczepiani, podchodzą szybko do bramy, otwierają drzwi szeroko z uśmiechem, który zastyga na ich twarzach na nazwisko księdza. Zwłaszcza ci, którzy na początku lat 70. byli w wieku komunijnym, marszczą czoła i nieruchomieją na chwilę. Niektórzy wzrokiem próbują uciec od pytania.

- Nienawidzę tego skurwysyna - mówi przez zęby F., dziś już dorosły mężczyzna. - Za te półtorej minuty, półtorej minuty - mówi jakby do siebie.

F. pamięta tę scenę klatka po klatce. Brzmienie szeptu, gdy ksiądz prosi: "niech to zostanie między nami, obiecaj mi". - Do końca życia nie zapomnę tego szeptu. Teraz widzę, że on był znakomitym psychologiem dziecięcym. Wiedział, jak grać na uczuciach, jak wciągnąć. Zapraszał mnie do czegoś złego. Wiedziałem, że to jest złe - opowiada mężczyzna.

"FRANCISZKAŃSKA 3". ZOBACZ REPORTAŻ "CZARNO NA BIAŁYM" >>>

"Ponieważ uważałem, że to co robiłem z ks. Surgentem onanizując się, że jest grzechem, postanowiłem wyspowiadać się. Z tego czynu spowiadałem się u ks. Surgenta, który mnie przeprosił i mówił mi, abym ja tego nie robił z innymi mężczyznami. W czasie kiedy wychodziłem wspólnie z innymi chłopcami z nauki religii, ks. Surgent kilkakrotnie przechodząc obok mnie mówił »wpadnij do mnie«". [protokół przesłuchania świadka, z dn. 2 sierpnia 1973 roku, materiały IPN]

Na co dzień próbują nie wracać do tych wspomnień, ale siadają przed kamerą dziennikarzy "Czarno na białym", bo sumienie im każe. Może komuś ta opowieść pomoże. Może w końcu wyrzuci to z siebie po kilkudziesięciu latach. Ze łzami spłyną emocje. Ksiądz tutaj wielu złamał życie. Wyszedł z więzienia, a później poszedł do innej diecezji. Ktoś na to pozwolił.

"Z uwagi na to, że Krakowska Kuria, jak również sam ks. Surgent Eugeniusz zainteresowani są w wyciszaniu tej sprawy, sprawę powyższą traktować w miarę możliwości jako pilną". [informacja dot. uprawiania nierządu przez ks. Surgenta Eugeniusza, materiały IPN]

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam