Gdy pytamy, czy tylko ci, którzy uczyli się systematycznie przez całe liceum, mogą przed maturą spać spokojnie, odpowiada, że "niekoniecznie". O tym, czym tegoroczna matura będzie się różnić od tych z ostatnich lat, opowiada TVN24+ doktor habilitowany Robert Zakrzewski, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Dla niego to pierwsza matura w tej roli.
Dr hab. Robert Zakrzewski jest z wykształcenia chemikiem, specjalistą w zakresie chemii analitycznej. Dotąd był przede wszystkim profesorem na Uniwersytecie Łódzkim, a przez cztery minione lata pełnił tam funkcję prorektora do spraw studentów i jakości kształcenia.
To właśnie w Łodzi mieszka na co dzień, stąd dojeżdża do swojej "ulubionej pracy", jak mówi o kierowaniu Centralną Komisją Egzaminacyjną. Jej dyrektorem został we wrześniu 2024 roku, zastępując na stanowisku wieloletniego szefa CKE - doktora Marcina Smolika, anglistę.
Zakrzewski ma zwykle nastawiony budzik już na godzinę 4.30, tak by "ze wszystkim zdążyć" i jeszcze dojechać pociągiem do biura CKE w Warszawie. Jednak na czas startującego 5 maja maratonu maturalnego, który zaczyna się egzaminem z języka polskiego, zamieszka w stolicy, by "trzymać rękę na pulsie". I panować nad przebiegiem egzaminu dojrzałości, do którego podchodzi w tym roku około 275 tysięcy abiturientów.
Justyna Suchecka: Tuż przed rozpoczęciem matur media społecznościowe obiegły filmy z okularami - do złudzenia przypominającymi te korekcyjne - w które wmontowana była sztuczna inteligencja, pomagająca w rozwiązywaniu testów. Czy w 2025 roku matura w takim kształcie jak dotąd ma jeszcze sens?
Dr hab. Robert Zakrzewski, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej: Stawiam na uczciwość. System edukacji powinien opierać się na tym, że chcemy uczyć i wychowywać ludzi uczciwych. W podstawie programowej też są zapisy o tym, by kształcić ludzi etycznych i uczciwych. I również nad tym każdego dnia nauczyciele w Polsce pracują.
A jednak nie wszyscy są uczciwi…
Będę to powtarzał do znudzenia: nawet jeśli zdobędziesz niesłuszny wynik, to nie jest tylko historia o tym, że "oszukałeś system". Tak naprawdę oszukałeś siebie, swoich bliskich, kolegów i koleżanki. Nie wykazałeś się umiejętnościami i wiedzą, które były od ciebie oczekiwane. Pójdziesz na studia z wynikiem nieuczciwie zdobytym, jasne, ale szybko może się okazać, że tych umiejętności, których zabrakło ci na egzaminie maturalnym, zabraknie też na uczelni. Nie poradzisz sobie. Więc co będziesz miał z tego oszustwa? Nie da się przejść przez całe życie w okularach z czatem GPT czy jakąś inną sztuczną inteligencją.
Uważa pan, że młodzi ludzie w Polsce są uczciwi?
Tak. Przez lata pracowałem ze studentami. Ludzie, których spotykałem na uczelni, byli uczciwi.
Pamiętam, jak kiedyś w komisji rektorskiej pracowaliśmy nad regulaminem studiów. Wszyscy dziekani mówili wtedy: "Robimy to dla naprawdę niewielkiego odsetka tych nieuczciwych, którzy kombinują. Dla garstki. Bo większość wie, że uczy się dla siebie i musi się uczyć, by zaliczyć".
I dla tego niewielkiego odsetka nieuczciwych ludzi dziś musimy wkładać do kopert z zadaniami nadajniki, które ostrzegą komisję, gdy ktoś przed czasem zechce poznać treść zadań?
Tak, to dla tej garstki. To dobra praktyka moich poprzedników i będziemy to kontynuować.
Nadajniki trafiają do losowo wybranych szkół. Dodatkowo prowadzimy taki wewnętrzny monitoring - rano, przed egzaminem, ktoś z CKE może zadzwonić do wybranej szkoły i na wideokonferencji poprosić o pokazanie pakietów maturalnych. Tak żeby dyrektorzy pokazali, czy materiały rzeczywiście wciąż są utajnione.
W ostatnich latach komuś zdarzyło się już uruchomić taki alarm?
Nie mam takich informacji.
A co jest najczęstszym powodem unieważniania matur?
Ze statystyk z minionych lat wynika, że wniesienie na salę urządzeń teleinformacyjnych. Dlatego opublikowaliśmy komunikat, w którym przypominamy maturzystom, żeby zostawić telefony komórkowe, bo to o nich najczęściej mowa, poza salą egzaminacyjną. Ale to też inteligentne zegarki, tablety. Wszystko, co może być połączone z internetem lub ma technologię bluetooth, w tym kalkulatory naukowe.
A jeśli komuś komórka zadzwoni w kieszeni?
To czeka go unieważnienie egzaminu. I będzie mógł do niego podejść dopiero za rok. W takim przypadku sierpniowa poprawka zdającemu nie przysługuje.
Wiem, że nauczyciele dbają o tych swoich zdających, pracowali z nimi przez te cztery lata, więc mam nadzieję, że będą im jeszcze o tej kwestii przypominać. Szkoda byłoby, żeby głupi, niewyłączony dzwonek pozbawił kogoś szansy na zdanie matury w tym roku. Ale podkreślam: już samo wniesienie na salę egzaminacyjną jest powodem do unieważnienia egzaminu.
Kiedy ja zdawałam maturę, przeciwnikiem egzaminatorów mogły być ściągi ukryte w toalecie. Dziś ta walka jest dużo trudniejsza, bo ścigacie się z najnowszymi technologiami.
Prawda. Ale ja wolę myśleć, że te technologie też nam pomagają. Na przykład karty odpowiedzi są skanowane i komputer rozpoznaje miejsca, w których są odpowiedzi, a egzaminator zaznaczył liczbę punktów. Systemy informatyczne pomagają nam opracowywać wyniki, liczyć średnie, skale centylowe. Bardzo prosto przesyłać te wyniki i drukować świadectwa.
Wchodzimy też w system e-oceniania.
Na czym polega?
W tym roku nie zastosujemy go jeszcze na maturach, ale najprawdopodobniej po raz drugi na języku niemieckim i rosyjskim na egzaminie ósmoklasisty. Przygotowujemy się do e-oceniania dla egzaminu z matematyki.
A polega to w uproszczeniu na tym, że prace są wożone w jedno miejsce, skanowane na specjalnych maszynach i w takiej formie trafiają do egzaminatorów.
Czyli mogą sprawdzać je w domach?
Takie jest założenie, że już nie wszyscy egzaminatorzy będą musieli być "koszarowani", czyli sprawdzać prace w jednym miejscu, w tym samym czasie.
Oszczędzicie tak czas, pieniądze?
To mogłoby skrócić czas sprawdzania prac, ale już widzę, że nie tak bardzo, jak to sobie wyobrażałem. Skanowanie też zajmuje czas. W dodatku prace trzeba do tego odpowiednio przygotować, zabezpieczyć. Żeby nic nie zginęło, nie pomieszało się.
Co na tym e-ocenianiu zyskacie?
To pozwoli usprawnić sprawdzanie prac. Arkusze trafią do egzaminatorów w takiej formie, że oni będą mogli je sprawdzać w dogodnym czasie i miejscu. Nie będą musieli przyjeżdżać do ośrodka egzaminacyjnego. Teraz to się robi zwykle w weekendy i jest to bardzo obciążające. Wiem to z własnego doświadczenia, bo byłem egzaminatorem. To nawet półtora miesiąca wycięte z życiorysu, jeśli ktoś uczestniczy jeszcze w weryfikacji, czyli ponownym sprawdzeniu prac.
W przyszłości takie zeskanowane prace mogłyby też posłużyć do tak zwanych wglądów w prace. Maturzyści mogliby zobaczyć, jak zostały sprawdzone, bez konieczności osobistego przyjeżdżania do komisji egzaminacyjnych. Oczywiście trzeba by było jeszcze do tego dostosować prawo, ale możliwości techniczne będą.
Piszę o edukacji od kilkunastu lat i mam wrażenie, że co roku muszę zadawać to pytanie: czym tegoroczna matura będzie się różnić od poprzednich?
Wracamy do egzaminowania z całej podstawy programowej. Na maturze będzie sprawdzane to, czego licealiści uczyli się przez cztery lata. Kilka ostatnich matur było okrojonych ze względu na pandemię i edukację zdalną.
Czyli będzie trudniej?
Nie powiedziałbym tak.
Pani minister Barbara Nowacka zainicjowała okrojenie podstaw programowych o przynajmniej 20 procent z każdego przedmiotu, więc choć egzamin obejmie całość podstawy, to i tak będzie łatwiejszy, niż zapowiadano, gdy wchodziła w życie (w 2019 roku - red.), a tegoroczni maturzyści zaczynali naukę w liceach.
Politycy PiS dużo mówili, że w końcu podniosą poprzeczkę i matura będzie trudna.
I na poziomie rozszerzonym rzeczywiście trudna będzie. Musimy pamiętać, że to są egzaminy rekrutacyjne na studia. Jak ktoś chce studiować na przykład medycynę, to musi się wykazać naprawdę obszerną wiedzą i umiejętnościami.
Czyli rektorzy nie będą narzekać na poziom kandydatów na studia?
Niektórzy będą, inni nie.
Chciałbym rozpocząć rozmowy z rektorami o tym, jak oni widzą maturę. Czy to jest narzędzie dobrze dopasowane do ich potrzeb? Co można zrobić, aby było dopasowane lepiej? Spójrzmy na chemię - zupełnie inna jest rola tego egzaminu na uczelniach medycznych, a inna na kierunkach technicznych czy samej chemii.
Okazja do takich rozmów jest naturalna, bo trwają prace nad nowymi podstawami programowymi. Możemy wymyślić egzaminy od nowa. Jest czas, by myśleć o tym systemowo i ja na pewno będę namawiał rektorów, by aktywnie brali udział w tych pracach.
Czytałam w innych mediach, że pan rozwiązał już tegoroczne arkusze maturalne. Jak poszło?
Tylko arkusze podstawowe i nie pisałem wypracowania. Jestem z siebie zadowolony.
A wypracowania nie pisałem, bo nie chciałam obciążać ekspertów sprawdzaniem mojej pracy i realizacji tematu. Ale test historyczno-literacki rozwiązałem. Było nieźle.
Jaki pan miał wpływ na arkusze?
Przyszedłem do CKE, gdy już powstawały. Praca nad egzaminem trwa około trzech lat.
Czyli nie mógł pan przyjść i powiedzieć: lubię Prusa, dajcie im "Lalkę"?
Nie mogłem. I uważam, że kształt egzaminu nigdy nie powinien być decyzją jednego człowieka. Dziś pracuje nad tym szereg ludzi: recenzentów, autorów, ewaluatorów. Kilkanaście osób.
Wszystkich obowiązują procedury tajności, znają fragmenty arkuszy, tak zwane wiązki. I trzeba pamiętać, że co roku szykujemy trzy arkusze: majowy, czerwcowy (dla tych, którzy z powodów losowych nie mogli pisać w pierwszym terminie) i sierpniowy, poprawkowy.
Decyzje o kształcie arkuszy podejmowane są kolegialnie, choć ostatecznie odpowiedzialność oczywiście biorę ja.
Kto się nie musi martwić o maturę w poniedziałek?
Nikt się nie musi martwić. Maturzyści mogą zaufać autorom i recenzentom. Wszystko jest dobrze przygotowane. Pytania jednoznaczne.
Czyli klasycznie: kto się uczył przez cztery lata, może spać spokojnie…
A nie, tu przyznam, że nie tylko. Bo wiem, że ludzie mają różne sposoby uczenia się. Jedni skutecznie i efektywnie uczą się przez cztery lata, robiąc to systematycznie, a inni intensywnie w ostatnim roku nauki.
A pan się stresuje maturą?
Tak, bo to moja pierwsza matura. Oczywiście w nowej roli.
Pozwolę sobie na dygresję. Kiedyś miałem wystąpienie dla grona kolegów i koleżanek - chemików i chemiczek - nauczycieli akademickich. Rozmawialiśmy o umiejętnościach potrzebnych do prowadzenia badań naukowych i o tym, że treści z tym związane również znajdują się w arkuszu maturalnym z chemii. Zacząłem tamten wykład od tego, że każdemu życzę, żeby mógł zdawać w życiu maturę trzy razy.
Dlaczego trzy?
Na sali byli chemicy, ale to też rodzice i dziadkowie. Stresowali się wynikami. Cieszyli, gdy były dobre. To są silne emocje i można je przeżywać jako maturzyści, ale też ich rodzice, a kiedyś właśnie dziadkowie. I myślę, że to mogą być piękne rodzinne przeżycia.
Ale wracając do głównego wątku, stresuję się, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Wiem, że w arkuszach każdy przecinek, podkreślenie, umieszczenie zdjęcia czy rysunku w tym, a nie innym miejscu, może mieć wpływ na przebieg i wynik egzaminu. Różne detale mogą pomagać lub rozpraszać. A ja chciałbym, żeby maturzyści nie byli rozproszeni czy wystawiani na niepotrzebne próby.
A co pana najbardziej zaskoczyło w dotychczasowej pracy w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej?
Znałem już system z różnych stron. Byłem w przeszłości: egzaminatorem, weryfikatorem, przewodniczącym zespołu, koordynatorem przedmiotowym, recenzentem, arbitrem maturalnym.
Oczywiście życie niesie różne problemy, które trzeba rozwiązywać. W CKE dzieją się trzy rzeczy naraz, które są pilne i wszystkie należy robić równolegle, a nie po kolei. Najlepiej między godziną 10 i 12. Ale nie jestem w tym sam. Wierzę, że zdamy ten egzamin.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Lech Muszyński/PAP