|

Jedzenie w szkole to lekcja. Czego uczą się dzieci, wyrzucając rozgotowany makaron?

Risotto z kurczakiem w jednej z dolnośląskich podstawówek
Risotto z kurczakiem w jednej z dolnośląskich podstawówek
Źródło: Archiwum prywatne
Gdy zobaczyłam dzieci, które przyszły po dokładkę buraczków, prawie popłakałam się ze wzruszenia - mówi Monika Kubisz z Rybnika. Ona już wie, co to znaczy "karmić mądrze". Ale wielu jeszcze nie. Są szkoły, gdzie dzieci mogą jeść tylko widelcem, bo zdaniem dorosłych noże to zbyt wielkie zagrożenie. Co jeszcze czyha na nie w szkolnych stołówkach?Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst z maja 2021 r.

- Długie godziny spędzone w szkole wymagają odpowiedniej dawki energii. Dzieci nie wystarczy jednak nakarmić, trzeba je nakarmić dobrze - podkreśla edukatorka kulinarna Agata Gawska, prezeska fundacji Szkoła na Widelcu, która wspiera placówki we właściwym odżywianiu dzieci.

A dobrze to nie znaczy tylko tak, by brzuchy nie burczały im z głodu i nie zagłuszały myśli na matematyce. To się da w końcu załatwić czipsami czy batonikiem. Ale tego nikt nie nazwałby dobrym żywieniem.

- Posiłki w szkole muszą być smaczne i zbilansowane. Bo ich przygotowanie i podanie to lekcja, która przydatna będzie przez całe życie - podkreśla Gawska. I dodaje: - Kucharki i intendentki są równie ważne co nauczycielki, choć często o tym zapominamy. Ciężko pracują, przy odpalonych palnikach stoją godzinami, nie tylko po to, by uczniowie się najedli.

Co jest więc najtrudniejsze w karmieniu dzieci i młodzieży? - Rodzice! - odpowiadają bez chwili zawahania kucharki, dostawcy żywności i nauczyciele, z którymi rozmawiam.

Jednak gdy pytam rodziców, są oczywiście innego zdania. Godzinami mogą opowiadać o niedoprawionych potrawach, rozgotowanych makaronach, brejach, papkach, smrodach ("bo zapachem tego nie da się nazwać").

Czytaj także: