Kadr ze zdjęciem Donalda Tuska i podpis: "Panowie, policzmy głosy". Tak polityczni przeciwnicy przewodniczącego Platformy Obywatelskiej wykorzystują w kampanii przedwyborczej ujęcia z filmu Jacka Kurskiego "Nocna zmiana". Przekaz jest prosty i propagandowo atrakcyjny - lider PO wspólnie z agentami komunistycznymi działającymi w Sejmie pierwszej kadencji doprowadził do upadku rządu Jana Olszewskiego i zatrzymania lustracji. Przeciwnicy Tuska karmią tak jeden z mitów, którego ziarno zasiał sam Olszewski.
To miała być zwykła "pogawędka przy koniaczku", jak opowiadał potem Jarosław Kaczyński. 12 listopada 1991 roku do Belwederu na zaproszenie Lecha Wałęsy przyjechali między innymi Bronisław Geremek, Jan Krzysztof Bielecki i Jacek Kuroń. W spotkaniu uczestniczył także Kaczyński, wówczas szef kancelarii prezydenta Wałęsy. Szybko okazało się, że "koniaczek" był wstępem do poważnej rozmowy politycznej.
Chodziło o stanowisko premiera. Bieleckiego według zamysłu Wałęsy miał zastąpić Geremek. Spotkanie w Belwederze opisał Kuroń w książce "Autobiografia". Wspominał, że Kaczyński nie krył irytacji przebiegiem rozmów. "Jak ja bym był premierem rządu, za którego kadencji zyski budżetu obniżyły się do 40 procent przewidywanych, tobym się schował" - powiedział szef prezydenckiej kancelarii, zwracając się do Bieleckiego. Sprowokował w ten sposób ostrą reakcję Wałęsy. "Co ty byś zrobił w gospodarce, to ja nie wiem, bo nie miałeś okazji spróbować" - odbił piłeczkę prezydent.
Jak relacjonował Kuroń, temat zmiany premiera od razu zszedł na boczny tor, a wymiana zdań przerodziła się w kłótnię. Wałęsa zarzucił Kaczyńskiemu, że jako szef prezydenckiej kancelarii nie pozbył się z niej urzędników z komunistyczną przeszłością, choć obiecywał się tym zająć. "Przecież to wy doprowadziliście do tego, że leciałem z siekierą na swoich najbliższych przyjaciół!" - podniósł głos Wałęsa. "Rozpocząłem wojnę na górze, a nie miałem racji! To ty obiecywałeś dekomunizację! Ty obiecywałeś przyspieszenie! Ja głupi uwierzyłem we wszystko!" - emocjonował się.
Kaczyńskiemu też puściły nerwy, obaj zaczęli się przekrzykiwać. "Zajmie się tobą prokurator" - powiedział jeszcze Wałęsa, zanim Kaczyński wyszedł, trzaskając drzwiami. "Jeszcze zobaczymy, kim się zajmie" - rzucił w zasadzie były już szef kancelarii.
Kaczyński stawia na Olszewskiego
To z pozoru błahe - jak na świat polityki - spięcie uruchomiło szereg zdarzeń, które dziś zwolennikom Jarosława Kaczyńskiego i przeciwnikom Lecha Wałęsy układają się w narrację tłumaczącą, że postkomuniści działający ramię w ramię z ówczesnym prezydentem nie dopuścili do przeprowadzenia w Polsce lustracji i wyeliminowania z życia publicznego współpracowników komunistycznych służb. Dowodem na istnienie spisku, któremu obecna władza dokleja twarz Donalda Tuska, miało być odwołanie rządu Jana Olszewskiego w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 roku. "Nocna zmiana" w czasie "nocy teczek".
Aby jednak dokładnie zrozumieć, co się stało, cofnijmy się do dni następujących po kłótni Kaczyńskiego z Wałęsą.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam