|

Zyski mafii, straty Skarbu Państwa. Jak PiS przegrał z "jednorękimi bandytami"

shutterstock_1443528770
shutterstock_1443528770
Źródło: Shutterstock

Niemal pięć lat temu rząd PiS wprowadził monopol państwa na organizację gier na automatach hazardowych. Reforma miała ograniczyć szarą strefę i przynieść miliardowe dochody budżetowi państwa. - Dziś widać, że głównym wygranym tych rozwiązań jest właśnie szara strefa, do której trafiają miliardy nieopodatkowanych dochodów. Porównać to można do prohibicji w Stanach Zjednoczonych, która zbudowała potęgę finansową mafii - ocenia były wiceminister spraw wewnętrznych generał Adam Rapacki.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Reformę, która miała zadać ostateczny cios "mafii hazardowej", przygotował rząd Beaty Szydło pod koniec 2016 roku. Formalnie "osobą odpowiedzialną" za projekt był sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów Wiesław Janczyk, który pełnił tę funkcję do wiosny 2018 roku, a od 11 miesięcy jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

- Projekt był prowadzony przez Ministerstwo Finansów. Ale sam pomysł na wprowadzenie monopolu państwa pochodził od ministrów koordynatorów służb specjalnych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika - mówi tvn24.pl wysoki rangą urzędnik resortu.

Maciej Wąsik - obok wiceministra Janczyka - był obecny na posiedzeniach podkomisji finansów publicznych, która podczas trzech kolejnych spotkań zajmowała się rządowym projektem. Głosu jednak nie zabierał. W imieniu rządu o pomyśle zmian mówił wyłącznie Janczyk.

Wiesław Janczyk
Wiesław Janczyk
Źródło: "Fakty" TVN24

Koniec "jednorękich bandytów"

Wiceminister Janczyk tłumaczył posłom, dlaczego rząd zdecydował się odebrać prawo prywatnym właścicielom do posiadania "jednorękich bandytów" i przekazać monopol Totalizatorowi Sportowemu. Wcześniej mieli oni prawo wstawiać do swoich lokali automaty, musieli jednak płacić zryczałtowany podatek, nie mogli organizować gier na wysokie wygrane.

- Jakbyśmy dziś wsiedli do auta, podróżowali po Europie, gdzie wiele rzeczy działa przyzwoicie, to nie zobaczylibyśmy na każdym rogu automatów do gier. W Polsce jest inaczej, na każdej ulicy można spotkać wiele saloników z grami - tłumaczył na posiedzeniu sejmowej podkomisji w październiku 2016 roku.

Patologią systemu były nagminne sytuacje, że automaty były tak przerabiane, że pozwalały na grę o wysokie stawki - o szczegółach informowaliśmy wielokrotnie w programach TVN24 i materiałach publikowanych na portalu tvn24.pl.

Od kwietnia 2017 roku zgodnie z prawem to wyłącznie kontrolowany przez państwo Totalizator Sportowy może otwierać (poza kasynami) salony z automatami do gier. Z odpowiedzi, które przesłała nam spółka, wynika, że do końca listopada ubiegłego roku powstało ich 1239 w całym kraju.

Pół tysiąca automatów do gry w jednej hali
Pół tysiąca automatów do gry w jednej hali. To nie Las Vegas, tylko Poznań (materiał archiwalny z 31 marca 2017 roku)
Źródło: TVN24

- To zarazem prawda i nieprawda. Zdecydowana większość to kolektury w kioskach bądź niewielkich sklepach, gdzie dostawiono automat. Punkty zarabiają, sprzedając kupony Lotto, a nie na dostawionym automacie - mówi nam jeden z menadżerów Totalizatora Sportowego, prosząc o zachowanie anonimowości. Według jego relacji - potwierdzonej w drugim źródle - automaty aż w 80 procentach punktów przynoszą straty.

Na pytanie, czy rzeczywiście aż tyle automatów przynosi straty, rzeczniczka Totalizatora Aida Bella uchyliła się od odpowiedzi, powołując się na "tajemnicę spółki". Dodała jednak, że regulacje prawne "wskazują na wysokie nakłady inwestycyjne i koszty prowadzenia salonów, co z kolei automatycznie wpływa na okres zwroty z inwestycji". 

Wśród 1239 punktów Totalizator otworzył także kilkadziesiąt "salonów premium". Rzeczniczka przyznała w odpowiedziach na nasze pytania, że niektóre z salonów "premium" zbankrutowały, jak ten w znanym Krzywym Domku przy sopockim "Monciaku" czy na przykład w Przemyślu.

- Umowy najmu są podpisywane na kilka lat. Wraz z kolegami oceniamy, że tylko kilka salonów premium przynosi zysk - przyznaje nasz rozmówca.

Mała sieć salonów

Oficjalny wykaz salonów Totalizatora można odnaleźć na specjalnie uruchomionej stronie internetowej. W Warszawie wyświetli się około siedemdziesięciu lokalizacji. Gdy się jednak zbliży mapę, widać, że na przykład na liczących 130 tysięcy mieszkańców Bielanach są tylko dwa "salony". Trzy na Ursynowie, który liczy ponad 150 tysięcy mieszkańców. Zarówno na Bielanach, jak i na Ursynowie gracze mogą, legalnie, pograć wyłącznie między godziną 8 a 20. 

A ile jest nielegalnych saloników w kraju? Tego nie wie nikt - ani Krajowa Administracja Skarbowa, dla której zwalczanie nielegalnego hazardu jest jednym z wiodących zadań, ani policja, która współpracuje z skarbówką.

- To interes prowadzony i rozwijany przez dobrze zorganizowane grupy przestępcze, w tym międzynarodowe. Nielegalnie zarabiane miliardy są następnie poddawane praniu bądź inwestowane w kolejne przedsięwzięcia przestępcze, co oznacza, że każdego dnia są silniejsze i trudniejsze do zwalczenia - mówi były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji generał Adam Rapacki.

Służby rozbiły nielegalne kasyna. Akcję uwieczniła kamera "Faktów" TVN (materiał archiwalny z 2017 roku)
Źródło: "Fakty" TVN

Rozległa mafijna sieć

Wiadomo, że nielegalnych salonów jest wielokrotnie więcej niż tych oficjalnych. Świadczy o tym choćby korespondencja, którą do stołecznego ratusza we wrześniu ubiegłego roku przesłał Totalizator Sportowy. Autorzy dołączyli do pisma 158 adresów w stolicy, gdzie ich zdaniem prowadzona jest "nielegalna działalność punktów gier na automatach". 

Dodajmy, że 158 to przynajmniej dwa razy więcej niż jest oficjalnych legalnych punktów.

"W piśmie Totalizator oczekuje, że miasto na bieżąco będzie monitorować działalność nielegalnych punktów, chcą także przekazania lokalizacji innych, znanych nam punktów gier. Jesteśmy zdumieni treścią pisma, bo to są zadania dla Krajowej Administracji Skarbowej i Policji. Nie ma podstaw prawnych do kierowania przez spółkę takich oczekiwań wobec władz samorządowych" - czytamy w odpowiedzi, którą otrzymaliśmy z warszawskiego ratusza.

Co ciekawe, w swoim piśmie Totalizator alarmuje, że w nielegalnych punktach dochodzi także do handlu narkotykami. 

"24 open"

Punkty, gdzie można nielegalnie grać na automatach, rozpoznać można najczęściej po kolorowym neonie "24 open". Tylko w obrębie kilku sąsiadujących ze sobą ulic na stołecznych Bielanach, Woli czy Centrum reporterzy tvn24.pl bez trudu znaleźli ich po kilka.

Przed graczem drzwi otwierają się - najczęściej - gdy zidentyfikuje się on w kamerze. Wnętrze jest również monitorowane, za to w środku nie ma żadnego pracownika. 

- Można sobie otworzyć piwo, zapalić papierosa i spokojnie pograć. Bywa, że pachnie ziołem [marihuaną - red.], ale akurat mi to nie przeszkadza. Jak jeden mi zlikwidują, to zaraz otwiera się obok nowy - mówi reporterowi tvn24.pl jeden z napotkanych klientów. - Nawet nie wiem, gdzie jest najbliższy oficjalny salon - dodaje.

Pomieszczenia, w których organizowane są punkty, wynajmowane są od prywatnych osób albo spółdzielni przez firmy rejestrowane najczęściej "na słupy". Gdy funkcjonariusze KAS bądź policji chcą dojść do organizatora, to często swoje śledztwo kończą na bezdomnym, który w zamian za kilkusetzłotowe wynagrodzenie podpisywał podsuwane mu dokumenty.

- By zbliżyć się do właściwych organizatorów, musimy używać podsłuchów, werbować informatorów, prowadzić skomplikowane gry operacyjne. To wielki biznes i wprost niewyobrażalnie wielkie pieniądze dla zorganizowanych grup przestępczych - mówi oficer Centralnego Biura Śledczego Policji.

Automaty do gier (zdjęcie ilustracyjne)
Automaty do gier (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło: Shutterstock

Pełne magazyny

O skali sieci nielegalnego hazardu świadczą także dane, które otrzymaliśmy z Ministerstwa Finansów. Wynika z nich, że w 2019 roku funkcjonariusze skontrolowali 3133 miejsca, rok później 1712, a w minionym roku - przez trzy kwartały - 882.

- Nie mamy nawet gdzie przechowywać już konfiskowanych nielegalnych automatów. Magazyny są zawalone. To walka z wiatrakami - mówi nam funkcjonariusz KAS. 

Redakcja tvn24.pl ustaliła oficjalnie, że rachunek za przechowywanie automatów tylko za dziewięć miesięcy ubiegłego roku sięgnął niemal dziesięciu milionów złotych.

O skali procederu świadczą inne dane skarbówki: w minionym roku zarekwirowała blisko 3700 automatów, prowadziła ponad 7 tysięcy postępowań przygotowawczych, w których 4708 osób usłyszało zarzuty.

Niemieckie automaty

Pracownicy Totalizatora Sportowego mieli pomysł, by wykorzystać zalegające w magazynach KAS automaty.

- Fachowcy wybrali 4,5 tysiąca sztuk oryginalnych automatów renomowanych producentów. Jedna z wiodących marek na rynku, Apollo, złożyła ofertę, że za około 15 tysięcy złotych za sztukę zmodernizują je i dostosują do użytku w sieci Totalizatora - mówi nam pracownik TS. 

Ten pomysł jednak przepadł. Spółka płaci około 60 tysięcy złotych za nowe automaty, których dotąd kupiła (głównie od niemieckich firm) aż 4,7 tysiąca sztuk.

Narodowy MON-opol

W 2017 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości ogłosił rozpoczęcie ambitnego programu, którego owocem miał być "narodowy automat".

- Skoro na automaty mamy wydać miliard złotych, to lepiej nie kupować urządzeń za granicą, ale inwestować te pieniądze w polski przemysł - mówił Radosław Śmigulski, który wtedy kierował Totalizatorem Sportowym. 

- Pomysł, by zmonopolizować rynek gier na automatach, pochodził od Wąsika i Kamińskiego. Środowisko Antoniego Macierewicza zaś wymyśliło narodowy automat i miało się zająć jego produkcją - wyjaśnia wysoki urzędnik resortu finansów.

Produkcja "narodowego automatu" została zlecona koncernowi zbrojeniowemu PGZ, a precyzyjnie - Wojskowym Zakładom Łączności Nr 1 w Zegrzu, który nie miał w takiej działalności żadnych doświadczeń. Sieć dla automatów miała zapewnić, również pozostająca wtedy pod kontrolą ministerstwa obrony, firma Exatel.

- Jeszcze w czwartym kwartale 2017 roku państwowe spółki dostarczą pierwsze partie maszyn, od 2018 roku z Wojskowych Zakładów Łączności ma wyjeżdżać tysiąc automatów do gier miesięcznie - brzmiały zapewnienia zaangażowanych spółek na łamach "Rzeczpospolitej".

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik
Źródło: TVN24

Narodowa afera

Po trzech latach budowy "narodowego automatu" funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pojawili się w biurach menadżerów Totalizatora Sportowego oraz Wojskowych Zakładów Łączności. Zabrali ze sobą komputery, na których znajdowały się szczegóły projektu budowy "narodowego automatu", a prokuratura wszczęła śledztwo.

- Postępowanie prowadzone jest w przedmiocie spowodowania szkody w wielkich rozmiarach w mieniu Totalizatora Sportowego oraz Wojskowych Zakładów Łączności w Zegrzu. Pozostaje w toku, dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów - informuje nas prokurator Katarzyna Bylicka, rzecznik Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.

Według naszych rozmówców z Totalizatora Sportowego, spółka poniosła straty, gdyż automaty trafiły do niej z wieloletnim opóźnieniem. By nadawały się do wprowadzenia do salonów, musiały przejść liczne zmiany wprowadzane przez renomowanych zagranicznych producentów. 

- Generalnie to żaden narodowy automat, to dość marne składaki z różnych producentów - brzmi opinia, którą usłyszeliśmy od kilku menadżerów. 

Rzeczniczka Totalizatora Aida Bella przekazała nam, że w 2021 roku wszystkie kupione automaty od WZŁ (1,2 tysiąca sztuk) trafiły do salonów.

"Ze względu na toczące się postępowanie zakupowe w formie przetargu nie udostępnimy informacji o wartości kupionych automatów. Możemy jedynie wskazać, że automaty kupione od WZŁ były jednymi z najtańszych" - informuje rzeczniczka spółki.

Uderzenie w azjatyckie podziemie hazardowe (materiał archiwalny z 2017 roku)
Źródło: Straż Graniczna

Cios w budżet

Gdy jesienią 2016 roku wiceminister Wiesław Janczyk zachwalał posłom pomysł wprowadzenia monopolu państwa, sięgnął po argumenty finansowe. Zgodnie z jego zapowiedziami reforma miała spowodować, że miliardy złotych zamiast do grup przestępczych trafią do budżetu państwa.

Na posiedzeniu podkomisji przedstawił wyliczenia, z których wynikało, że do 2016 roku topniały wpływy z "jednorękich bandytów". W 2009 roku przyniosły Skarbowi Państwa około 16 miliardów złotych, a w 2015 już tylko 3 miliardy. Przekonywał, że to efekt "szarej strefy". 

- Czyli gdzieś ten rynek sukcesywnie ucieka. Dzisiaj skali tego zjawiska nikt nie rozpoznaje - mówił wiceminister Janczyk w Sejmie. 

W towarzyszących projektowi ustawy rządowych dokumentach można przeczytać, że ten rodzaj hazardu będzie przynosił przynajmniej 1,7 miliarda złotych każdego roku. Z tej "oceny skutków regulacji" można wyczytać także, że rząd dokona sprawdzenia po dwóch latach funkcjonowania swojej reformy. Kancelaria premiera nie odpowiedziała nam, czy przeprowadziła takie badanie, fachowo określane jako "ewaluacja".

60 razy mniejsze wpływy

Jak sprawdziła redakcja tvn24.pl bezpośrednio w resorcie finansów, wpływy podatkowe są promilem tych, które zakładano.

"Wpływy podatkowe z salonów gier na automatach w 2021 roku wynosił 45,7 miliona i były prawie trzykrotnie wyższe od osiągniętych w 2019 roku. To efekt zwalczania przez KAS nielegalnych punktów, a także rozwoju legalnych sieci salonów" - czytamy w odpowiedzi na nasze pytania, przesłanej przez wydział prasowy Ministerstwa Finansów.

Tyle że 45 milionów to ponad 60 razy mniejszy wpływ do budżetu niż przed reformą. Jak zauważa były wiceminister spraw wewnętrznych, generał Adam Rapacki, te pieniądze trafiają wprost do grup przestępczych. 

Generał Adam Rapacki, były wiceminister spraw wewnętrznych
Generał Adam Rapacki, były wiceminister spraw wewnętrznych
Źródło: TVN24

- W latach 20. niektóre stany w USA wprowadziły prohibicję. Na tym zbudowała się finansowa potęga zorganizowanej i mafijnej przestępczości. Rząd PiS dokonał czegoś podobnego w Polsce, zarobione miliardy przestępcy nie tylko wydają, ale i inwestują w kolejne przestępcze przedsięwzięcia - mówi generał Adam Rapacki. 

Chcieliśmy spytać wiceministra Janczyka, jak po pięciu latach ocenia działanie swojego projektu. Nie odebrał od nas połączeń. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, którym dziś kierują ministrowie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, nie odpowiedziało na nasze pytania.

Czytaj także: