Premium

Te dzieci śpią z otwartymi oczami

Zdjęcie: tvn24.pl

Myślimy: dziecko było za malutkie, żeby pamiętać, jak tata zabijał mamę. Bo przecież ledwo stało w łóżeczku. Jest dokładnie na odwrót – mówią ci, którzy leczą najmłodszych z traum.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

Tekst pierwotnie ukazał się w 2019 roku.

Michaś 

Krwi było tyle, że wsiąkała pomiędzy drewniane klepki podłogi. Tata przeciął mamie tętnicę. 

Michał miał tego nie pamiętać. Bo co, u diabła, może pamiętać dwulatek? Nawet nie było wiadomo, czy chłopiec w ogóle obudził się tamtej nocy. Nad ranem ciało mamy - owinięte w dywan - było już schowane. Wtedy Michał na pewno jej nie widział. 

"Bogu dziękować, że taki mały. Nie będzie musiał z tym żyć" - powtarzała babcia Michała, z którą chłopiec zamieszkał.

Ale żyje z tym. 

Na co dzień wesoły i gadatliwy pięciolatek zaczął "się zawieszać". Milkł. Mięśnie jego twarzy się rozluźniały, a oczy tępo patrzyły przed siebie. "Zombie" - mówili wtedy na Michała rówieśnicy, którzy traktowali go jak dziwaka. Do siebie wracał po kilku minutach. I nie pamiętał, co działo się z nim przed chwilą. 

Michał trafił do Justyny Łagiewczyk, psychoterapeutki specjalizującej się w dziecięcych traumach. Wspomina: był rezolutnym chłopcem, nie wstydził się przywitać, powiedzieć "dzień dobry", co dla pięciolatków nie jest takie oczywiste. Był zaciekawiony tym, dlaczego znalazł się w ośrodku Cukinia prowadzonym przez fundację Gajusz. 

Michał pytał, kim jest Justyna i czym się zajmuje. 

Ona na którymś spotkaniu zapytała: - A może coś mi narysujesz? 

Przed chłopcem położyła zestaw 60 kolorowych kredek. Zacisnął piąstkę na krwistoczerwonej. W szale rysował okręgi. Kredkę przyciskał tak mocno, jak umiał. W kilku miejscach porwał się papier. 

- Chcesz jeszcze jedną? – zaproponowała psycholog. 

- Tata zabił mamę. Wie pani? - usłyszała w odpowiedzi. 

- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała. 

Michał przecząco potrząsnął głową. 

Terapeutka już wiedziała, dlaczego Michał "się zawieszał". 

Przez "jaszczurkę". 

Łągiewczyk na kartce rysuje schemat działania mózgu. Tłumaczy, że dwie pionowe kreski oznaczają rdzeń kręgowy. - Ta narośl nad rdzeniem to "jaszczurka", czyli mózg gadzi. Przypomina ją kształtem, stąd nazwa - wyjaśnia. 

To część mózgu i układu nerwowego odpowiedzialna za regulowanie podstawowych czynności życiowych, takich jak oddychanie, praca serca czy ciśnienie krwi. Utrzymuje temperaturę i reguluje metabolizm. Poza wszystkim jednak odpowiada za strach przed śmiercią i nakazuje działać, kiedy życie jest zagrożone. Każe uciekać bądź walczyć. Albo włącza tryb hibernacji. 

Trauma, która odcina zmysły
Trauma, która odcina zmysły31.01. | Myślimy: dziecko było za malutkie, żeby pamiętać, jak tata zabijał mamę. Bo przecież ledwo stało w łóżeczku. Jest dokładnie na odwrót – mówią ci, którzy leczą najmłodszych z traum.TVN24 Łódź

Co działo się w głowie Michała, kiedy zobaczył martwą, zakrwawioną matkę? 

- Był przerażony i bezradny. Dziecko w momencie zagrożenia szuka wsparcia rodzica. A jeden z rodziców leżał martwy, a drugi stał z nożem w ręku - mówi psychoterapeutka. Domyśla się, że wtedy dwulatek krzyczał. Może podbiegł do mamy, próbując ją obudzić. Walczył. 

Potem pewnie uciekał. - Może do swojego pokoju? Albo pod kołdrę? Może nawet chciał się schować przed koszmarem w objęciach ojca. W niczym to jednak nie mogło pomóc. Matka nie żyła - mówi Justyna. 

Ojciec wezwał pogotowie. Potem przyjechała też policja i go zatrzymała. Michał został z ludźmi, których nie znał. Dopiero po kilku godzinach z komendy zabrała go babcia. 

- "Jaszczurka" włączyła mechanizm obronny, żeby chronić psychikę Michała. Przestał czuć i myśleć - mówi Łągiewczyk. 

Co z Michałem działo się potem? 

Przez kolejne tygodnie - jak u każdego dwulatka - bardzo intensywnie rozwijała się kora mózgowa. To tam rodzi się świadomość. - Wspomnienie tragicznej nocy jest w nim głęboko zakorzenione, nawet jeśli on sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Uraz jest w jego podświadomości – wyjaśnia terapeutka. 

Wystarczy zapach, kolor, dźwięk czy inny bodziec kojarzący się ze śmiercią matki i Michał wpada w stan zawieszenia. To mechanizm obronny, który ma chronić jego psychikę przed kolejnymi urazami. Działa to jak bezpiecznik w instalacji elektrycznej, który przepala się po to, żeby nie doszło do zwarcia. 

Babcia przyprowadza wnuka do Cukinii raz w tygodniu. Łagiewczak spotyka się z nim w małym pokoiku. Chłopiec zawsze siedzi przodem do drzwi – żeby nikt nie mógł pojawić się w środku bez jego wiedzy.

 - Bawimy się i rysujemy. To najbardziej naturalny sposób dla dziecka, żeby wyrazić siebie i swoje emocje – opowiada terapeutka. 

Michał musiał na przykład narysować cztery osoby: jedną dobrą, drugą złą. Trzecia miała być w zasadzie dobra, ale robić coś złego. Czwarta zaś miała być zła, ale robić coś dobrego. Wspólnie wymyślili bajkę o narysowanych postaciach. Wszystko po to, żeby Michał zrozumiał, że nie ma nic złego w tym, że ciągle kocha ojca i za nim tęskni. Że to normalne, że jego uczucia są niejednoznaczne i nie może się tego wstydzić.

Robią też inne ćwiczenia. 

Michał widział śmierć matkitvn24.pl

Za pomocą kukiełek odtwarzali role kilku postaci, które przeżyły coś bardzo złego. Prezentowały różne postawy - od ofiary do roli ocalonego. 

- Bo nawet najtrudniejsze wspomnienie można zostawić za sobą. Nie musi ono być ciężarem na zawsze – zapewnia psycholożka. 

Innego dnia poprosiła: 

- Stań ze mną przed lustrem – poprosiła. Chłopiec posłuchał. 

- Wyobraź sobie siebie jako lwa. Poczuj w sobie jego siłę! Dobrze. A teraz ryknij tak, jak robi to lew! – poleciła, a chłopiec "ryczał". 

Po chwili śmiali się oboje. Michał coraz ciszej, bo brakowało mu już siły. 

- Dobrze. A teraz usiądź. Bądź pewny siebie i zrelaksowany. W końcu jesteś lwem – mówiła. Michaś-lew ciągle walczy. Teraz o siebie. Ale już nie ucieka. Coraz rzadziej "się zawiesza". 

Z czego składa się mózg?

Asia

Michał bywał nieobecny przez kilka minut. Asia w swoim świecie pozostawała przez kilka miesięcy. 

Jej ojciec źle znosił kolki córki. Denerwował go też dziecięcy płacz. Był niewyspany. Pił. I bił. Najpierw partnerkę, bo "źle opiekowała się dzieckiem". Gdy dziewczynka miała dwa tygodnie, postanowił "oduczyć jej darcia mordy". 

Płacz Asi zmienił się w rozpaczliwy pisk, bo ojciec potrząsał nią tak mocno, że jedno po drugim pękały jej żebra. Rozwścieczony rzucił nią o łóżko. Kiedy uderzyła główką o drewnianą barierkę, straciła przytomność. W śpiączce była kilka tygodni. 

- Gdy się obudziła, nie reagowała ani na światło, ani na dźwięki. Były dwie możliwości: albo doszło do mechanicznego uszkodzenia w mózgu w części odpowiedzialnej za widzenie i słyszenie, albo dziewczynka została odcięta od zmysłów przez "jaszczurkę" - opowiada terapeutka. 

Tę samą część mózgu, która wcześniej wybudzała ją ze snu, kazała jej płakać, domagając się w ten sposób jedzenia. Albo gdy było jej niewygodnie w łóżeczku, albo gdy coś ją bolało. Albo wszystko naraz. 

Wystarczyłoby ją wtedy nakarmić, przytulić, poprawić pościel. Dziś każdy dotyk ją parzy. Bo dorosły łamie kości i serce. Asia kuliła się nawet pod najdelikatniejszym muśnięciem, jak wystraszone szczenię. 

- Musieliśmy przekonać jej mózg, że nie każdy dotyk oznacza zagrożenie. To długa i mrówcza praca – przyznaje terapeutka. 

Asia trafiła do Cukinii jako siedmiomiesięczna dziewczynka. Była już wtedy pod opieką domu dziecka. 

- Zauważyłam dwoistość jej zachowania. Zazwyczaj Asia była cicha i usztywniona. Co jakiś czas jednak się rozluźniała i krzyczała. Opiekunowie myśleli, że wtedy jest z nią jeszcze gorzej – opowiada Justyna Łągiewczyk. 

Było jednak na odwrót. 

Nad Asią pastwił się ojciectvn24.pl

- Rozluźniona otwierała się na bodźce. Blokada spowodowana traumą była łatwiejsza do sforsowania – mówi psychoterapeutka. 

Oswajała Asię z dotykiem. Uczyła, że nie każdy bodziec oznacza zagrożenie. Na początku dawała jej do rączki miękkie niemowlęce zabawki. Potem już dłonią dotykała nóg i rąk Asi. Kolejny krok – dotykanie policzków i szeptanie do ucha (chociaż dziecko nie reagowało na dźwięki). 

- Z każdym kolejnym spotkaniem jej reakcja na dotyk była mniej gwałtowna – opowiada Łągiewczyk. 

Po kilku tygodniach nastąpił przełom. Kiedy terapeutka szeptała Asi do ucha, ta nagle zareagowała delikatnym uśmiechem. Razem ze słuchem odblokował się też wzrok. A przecież lekarze brali pod uwagę, że doszło do fizycznego uszkodzenia zmysłów. 

Happy end? Nie. 

Trzyletnia dziś Asia ma krótkotrwałe momenty "zawieszenia". W przyszłości może mieć (ale nie musi) stany lękowe. Ciągle trzeba z nią pracować. - Bo trauma w takim wieku może niekorzystnie wpłynąć na rozwój mózgu – wyjaśnia terapeutka. 

W Cukinii uczą też opiekunów, jak zajmować się takim dzieckiem. 

Mózg w obliczu zagrożenia

Pawełek

- Zostaniesz z wujkiem – powiedziała mama. Trzyletni Pawełek nie śmiał protestować. Nie chciał przecież, żeby jego mamie coś się stało. A "wujek", czyli partner matki, postawił sprawę jasno - za zdradzenie ich wspólnych "sekretów" mama zostanie zabita. 

Paweł więc milczał. Kiedy miał cztery lata, trafił do pogotowia opiekuńczego. Ale nie dlatego, że ktokolwiek dowiedział się o tym, co robił mu "wujek". Po prostu mama piła tak dużo, że odebrano jej prawo do opieki nad synem. 

W ośrodku kładł się na innych dzieciach i dotykał ich genitaliów. Trzyletnią dziewczynkę chciał siłą rozebrać do naga. - Był rozerotyzowany. To jasna wskazówka, że był ofiarą przemocy seksualnej – mówi terapeutka. 

W czasie terapii stopniowo dowiadywała się o tym, przez co przeszedł Paweł. "Wujek" nie tylko go molestował, ale też – na oczach Pawła – pastwił się nad jego matką. - To, co Pawełek robił innym dzieciom, było kompensacją własnych przeżyć – wyjaśnia Łagiewczak. 

Paweł był molestowanytvn24.pl

Zaproponowała czterolatkowi zabawę w klauna. Pomalowała twarz czterolatka (i swoją też) białą farbą. 

- Klaun to taki zabawny ktoś. Rozśmiesza innych swoim ciałem. Poćwicz ze mną – mówiła chłopcu. 

Prosiła, żeby ruszał palcami u nóg. Potem stopami w kostkach. I dalej – aż do głowy. Po co to wszystko? Maska - jak mówi psycholożka - pozwala spojrzeć na siebie z nowej perspektywy. W czasie zabawy dziecko wychodzi z roli. Uczy się akceptować każdą część ciała. 

I w pracy z Pawłem wykorzystuje kukiełki. Jedna była chłopcem, któremu krzywdę zrobił dorosły. - Powiedz mi, co Jacek (bo takiej imię dostało kukiełkowe dziecko) teraz sobie o tym myśli? Co czuje? 

Paweł, pod opieką psychoterapeutów, wciąż szuka odpowiedzi. Jest na początku drogi.

Objawy traumy

Krzyś

- Rozpieścili go. Od dziecka trzeba wymagać, a nie się nad nim trząść – zżymali się nauczyciele z podstawówki w niewielkiej wiosce pod Łodzią. 

- Jak nie chce chodzić do szkoły, to matka siłą powinna go wprowadzić do autobusu. Raz, drugi i trzeci. Żeby zobaczył, że na nic jego fochy – dodawali. 

Złość na nieodpowiedzialnego chłopca i jego rodziców była tym większa, że jeszcze kilka lat wcześniej Krzysiek był świetnie ułożonym dzieckiem: lubianym, ambitnym uczniem, który nie miał problemów z nauką. Potem zmienił się w samotnika, który jeżeli już jakimś cudem dojechał do szkoły, to na lekcji myślał Bóg wie o czym. 

W szkole zadecydowano, że trzeba działać. Bo spotkania, rozmowy i apele do rodziców chłopca niczego nie dawały. Pedagog zawnioskował o umieszczenie go w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapeutycznym. Opinię w sprawie chłopca miała wydać doktor Aleksandra Lewandowska, biegła sądowa i ordynator całodobowego oddziału psychiatrii dla dzieci w łódzkim szpitalu im. Babińskiego. 

- Krzyś podczas pierwszego spotkania był przerażony. Z największym trudem udawało mu się podnieść wzrok, żeby spojrzeć mi w oczy – opowiada. 

Lewandowska dobrze przygotowała się do tej rozmowy. Wiedziała, że dwa lata wcześniej Krzysiek uczestniczył w wypadku samochodowym. To po nim – według nauczycieli z jego podstawówki – miał być nadmiernie otoczony opieką przez rodziców. 

- Z każdą kolejną minutą zdawałam sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z tak nieodpowiednio zaopiekowanym lekarsko oraz terapeutycznie dzieckiem. Chłopcem, który miał między innymi objawy depresji. Stopniowo zapadał się w sobie – opowiada. 

Z Krzyśkiem było tak: 

Wychował się w ubogiej, ale bardzo kochającej się rodzinie. Oprócz mamy, taty i dwójki rodzeństwa, Krzysiek mieszkał w jednym domu z babcią i dziadkiem. 

Dziadek poświęcał mnóstwo czasu wnukowi. Często zastępował zapracowanego ojca. Był kwiecień, kiedy Krzysiek przygotowywał się do pierwszej komunii. Dziadek chciał sprawić mu niespodziankę – kupić nowy garnitur, żeby w kościele nie musiał się pojawiać w marynarce po starszym bracie. 

Rodzina pojechała na zakupy wysłużonym lanosem. Chłopak siedział z tyłu, pomiędzy dziadkami. Z przodu jechali rodzice. Przy wyjeździe ze wsi do głównej drogi dochodziła droga podporządkowana. Z niej nagle wyjechał dostawczak. Staranował lanosa. 

Babcia i dziadek zginęli na miejscu. Pomiędzy nimi zakleszczony był ośmiolatek, który jakimś cudem z wypadku wyszedł niemal bez szwanku. Na przednim fotelu widział zakrwawionego tatę i nieprzytomną mamę. Krzysiek nie pamięta, kiedy przyszła pomoc. Krzyczał, płakał i czekał. 

W maju był podwójny pogrzeb. Mama Krzyśka nie mogła na nim być, bo ze szpitala wyszła dopiero w czerwcu. Potem były wakacje. Kiedy chłopiec wrócił do szkoły we wrześniu, był zupełnie innym dzieckiem. 

- Uznano, że skoro od wypadku minęło już parę miesięcy, to miał on wystarczająco dużo czasu, żeby się ogarnąć – mówi Aleksandra Lewandowska. 

Może Krzyśkowi łatwiej byłoby pomóc, gdyby sam lepiej rozumiał, co się z nim dzieje. A to nawet dla niego nie było oczywiste. Rzadko przecież przed oczami stawały mu ponownie obrazy z wnętrza rozbitego samochodu. 

Zamiast tego zdarzało mu się tak po prostu wyłączać. 

– Nie wiem, co się dzieje. Jest tak, jakbym nagle usypiał z otwartymi oczami – powiedział chłopiec podczas jednego ze spotkań z doktor Lewandowską. 

Krzyś siedział między dziadkamitvn24.pl

Kolegów miał w okolicznych wioskach. Wcześniej to nie był żaden problem, wystarczyło wziąć rower. Problem w tym, że droga zawsze prowadziła przez tamto skrzyżowanie. Droga do szkoły? To samo. Krzysiek miał wrażenie, że po prostu nie może tam się pojawić. Nie analizował dlaczego. Nie mógł i już. 

- Trauma to bardzo silne przeżycie, może mieć długotrwałe i trudne do odwrócenia skutki. Dlatego tak bardzo ważna jest odpowiednia pomoc we właściwym czasie - mówi doktor Lewandowska. 

Specjaliści do spraw dziecięcej traumy mówią, że trzeba ją przepracować. Co to w ogóle znaczy? 

- Trauma najczęściej nie jest osadzona w świadomej części mózgu. Jest zakorzeniona w podświadomości. Terapia polega na przesunięciu jej do świadomości – tłumaczy dr Lewandowska. 

Żeby było to możliwe z Krzyśkiem, trzeba było najpierw zdobyć jego zaufanie. Najważniejsze było zbudowanie poczucia bezpieczeństwa w relacji. Na początku pytany o wypadek zamierał, a potem zalewał się łzami. Na rozmowę o dziadku zdobył się dopiero po kilku spotkaniach. 

- Leczenie polega na oswojeniu złych wspomnień. W tym celu używamy bardzo rożnych metod w zależności od wieku dziecka, jego historii, możliwości poznawczych, emocjonalnych oraz wsparcia psychospołecznego. Szeroko pojęte oddziaływania terapeutyczne, jak na przykład psychoterapia indywidualna, bajkoterapia, psychodrama, psychoterapia grupowa pomagają w zrozumieniu tego, co się dzieje z pacjentem - mówi Aleksandra Lewandowska. 

Sukces polega na tym, żeby bodziec (na przykład przejazd przez skrzyżowanie, na którym Krzysiek stracił dziadków) nie był interpretowany przez "jaszczurkę", tylko jego świadomość. Szansa na to, że włączony zostanie "tryb awaryjny" jest dużo mniejsza. 

- Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że człowiek nie jest narażony na stres i przykre przeżycia z wczesnego dzieciństwa, kiedy był nieświadomy. Teraz już wiemy, że jest dokładnie na odwrót - mówi Paulina Szymańska, terapeutka traumy. 

Jak leczyć dziecięce traumy?tvn24.pl

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam