|

Lepiej, żeby dzieci tego nie widziały...

Ewakuacja dzieci w Irpieniu, lipiec 2022
Ewakuacja dzieci w Irpieniu, lipiec 2022
Źródło: Shutterstock

Mówili, że idzie wojna… A potem, że już przyszła! Ale to przecież nie wojna przychodzi… Przychodzą ludzie. I to oni wloką za sobą tę wojnę. Przynoszą strach, ból, cierpienie i śmierć. Idą w ubłoconych butach. Depczą marzenia. Zamykają je w mrocznych piwnicach. Nie ma dla nich znaczenia, czy skazują na ciemność dorosłych, czy dzieci. Skazani są wszyscy. Tyle że im mniej mają lat, mniej to wszystko rozumieją. Choć z czasem wcale nie muszą rozumieć więcej. Powoli dociera do nich, że nie wszystko da się pojąć i wytłumaczyć. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst, który ukazał się w lutym 2023 roku.

Kiedyś o tym opowiemy, budując kolejne muzea. Skomponujemy zbiory pamiątek. Spiszemy imiona ich właścicieli. Pokażemy je zwiedzającym, którzy staną przed fotografiami dziecięcych twarzy i będą dociekać, jak potoczyłoby się życie tych za wcześnie dorosłych dzieci, gdyby nie zostało skradzione przez wojnę. Nie! Nie przez wojnę! Skradzione przez Rosję i przez Putina. Ale choć będziemy uparcie pytać, nie doczekamy się odpowiedzi. Spróbujemy zrozumieć, ale nie nadejdzie olśnienie. Tak jak i teraz nie przychodzi. Pęcznieje za to złość i niezgoda, gdy w naszych prywatnych albumach pamięci zjawiają się nowe ukraińskie obrazy. Historie tych, których dzieciństwo zdeptali Rosjanie. 

***

Kijowska piwnica. A w niej stłoczeni ludzie, chowający się przed rosyjskimi bombami. Pośrodku Amelia. Stoi i śpiewa, że już niczego się nie boi, choć wokół szaleje sztorm. Piosenka z bajki Disneya szybko stanie się symbolem marzenia, które można zrealizować nawet pośrodku wojennej zawieruchy. Schron stał się sceną, na której kilkuletnia dziewczynka zawsze chciała stanąć. Była publiczność, z każdym dniem coraz większa, nie tylko w Ukrainie. Były owacje, nawet z bardzo daleka. - Śpiewaj dalej, kochana dziewczynko z pięknym głosem. My słuchamy - napisała do Amelki autorka piosenki Kristen Anderson-Lopez. Trochę radości w szarym piwnicznym świecie…

Amelia śpiewa piosnkę z "Krainy lodu" w schronie w Kijowie
Źródło: TVN24

Wojenna codzienność to jednak zupełnie inne nasłuchiwanie. Nie wszyscy przecież mogą się schować przed dźwiękiem lotniczych alarmów. Kiedy w Kijowie wyją syreny, Olena nie schodzi do schronu. Zostaje w mieszkaniu. Nie ma wyboru. To dlatego, że choroba przykuła jej córkę do łóżka. Maya nie może żyć bez aparatu, który każdego dnia pomaga jej oddychać. A w piwnicy nie ma gniazdka, do którego można by go podłączyć… 

Są wreszcie i inne piwnice. I zupełnie inne pamiętają głosy. To sale tortur, katownie, jak ta w Chersoniu. Przesiąknięte wilgocią, krzyczące zimnem ciemne pomieszczenia, do których trafiały też dzieci. Te, które - jak twierdził okupant - stawiały mu opór. Rosjanie postanowili je wyzwolić… z dzieciństwa. Jednego z chłopców dźgali nożem, do ciała przystawiali mu rozgrzany metal i kilka razy zabierali go na rzekomą egzekucję. Celowali do niego i strzelali ponad jego głową. Innemu zasłonili oczy, związali ręce i założyli torbę na głowę. Później rosyjska ruletka na zmianę z elektrowstrząsami! Woda co drugi dzień. Jedzenia niewiele. Za to strachu pełne garści. Torturowanym dzieciom mówiono, że rodzice ich nie chcą i nigdy ich stąd nie odbiorą. Rodzicom nic nie mówiono.

Co dziś im powiemy? Jak przełamiemy tę ciszę, gdy ktoś zapyta? A musi zapytać… Bo jak to możliwe, że już w pierwszych dniach wojny rosyjscy żołnierze gwałcili kobiety i dzieci? Nawet te bardzo małe. Nie po miesiącach czy latach spędzonych na froncie - ale już w pierwszych dniach szturmu zarządzonego przez Putina! Czy ktoś znajdzie odpowiedź? I o czym będziemy kiedyś myśleć, patrząc na zdjęcia z Buczy czy Ołeksandriwki? Ich krótkie opisy nawet po latach będą nas boleć:

Ołeksandriwka. Chłopiec - 1 rok. Zgwałcony przez pięciu Rosjan. Zmarł.

Irpień. Dzieci poniżej 10. roku życia. Martwe. Na ciałach ślady gwałtu i tortur.

Ołeksandriwka. Dziewczynka - 9 miesięcy. Zgwałcona świeczką.

Bucza. Chłopiec - 11 lat. Gwałcony na oczach mamy. Przywiązali ją do krzesła. Chcieli, żeby patrzyła.

Ołeksandriwka. Dziewczynka - 6 miesięcy. Zgwałcona łyżeczką do herbaty.

Bucza. Dziewczynka - 14 lat. Zgwałcona przez pięciu okupantów. Zaszła w ciążę.

Ile dzieci urodzi się z rosyjskich gwałtów? Ile będzie żyć z fałszywą tożsamością? Ile nie będzie jej chciało nigdy odkryć…? Wcześniej czy później ktoś o to zapyta, ale nie doczeka odpowiedzi. Szybko zamilknie, słuchając nagrań przechwyconych na froncie rozmów rosyjskich żołnierzy z ich rodzinami. Bo cóż tu powiedzieć, gdy słyszysz, że żona mówi do męża: Idź, gwałć ukraińskie kobiety. Tylko potem nic mi o tym nie mów. Albo jak skomentować to, że rosyjskie kobiety sprzedają w Internecie rzeczy przysłane im prosto z frontu przez najemników Putina - ich mężów. Wojenne łupy. Zagrabione zabawki. Zrabowane ubranka dziecięce… Czy ktoś je kupił?

Piaskownica na jednym z podwórek w Irpieniu
Piaskownica na jednym z podwórek w Irpieniu
Źródło: Shutterstock

To wcale nie koniec dręczących nas pytań o dzieci, którym pogrzebano dzieciństwo… Bo czy Mykhailo to dzisiaj Michaił? Kateryna to Jekaterina? A Dmytro to teraz Dmitrij? Gdzie są? Czy żyją? Czy pamiętają, jak pachnie ich dom? Skradzione, porwane, deportowane w głąb Rosji. Ile ich jest? Nie wiadomo. - Porzućcie swą mowę! Kochajcie nową ojczyznę! Śpiewajcie rosyjski hymn! Krótkie rady z kraju rad na początek ich nowego życia. Dyktatorskie polecenia od złodziei starego świata… A idi na h…!

Im jednak nie wystarczy, że ukraińskie dzieci posłusznie zaśpiewają rosyjski hymn. Mają jeszcze przywdziać wojskowe ubranie, uczyć się patriotyzmu, a potem ruszyć do walki - za Rosję. Na okupowanych terenach już czternastolatkowie trafiają na szkolenia wojskowe. Rosjanie uczą ich, jak gasić pożary i jak sterować dronami. Kto z nich trafi kiedyś na front? Ilu z nich Rosjanie zmuszą, by w niedawnych przyjaciołach widzieli wrogów? I komu wydadzą rozkaz, żeby ich nienawidzili?

O nienawiść na wojnie nietrudno. Gdy patrzysz na domy, które są już tylko murami. Gdy idziesz ulicą, która jest pełna gruzu. I widzisz przedszkola, na które dopiero co spadły bomby. Niełatwo tamować w sobie złość, gdy patrzysz na kilkuletniego chłopca z amputowanymi nogami i bez prawej dłoni. Bo wojna! Albo na 11-letnią Janę, która straciła obie stopy. Była na dworcu kolejowym w Kramatorsku, gdy z nieba spadły rosyjskie rakiety… Rany Janki już się zabliźniły. Lekarze mówią, że będzie chodzić, a może nawet tańczyć. Protezy pomogą, ale zawsze będą przypominać piekący ból tamtego dnia.

Jana w wyniku wybuchu straciła obie stopy
Jana w wyniku wybuchu straciła obie stopy
Źródło: facebook.com/1tmolviv/

Janka żyje, Alisa już nie. 9-letnia dziewczynka - razem z mamą i starszym bratem - nie dotarła do Kijowa. Odłamki pocisku moździerzowego zabrały jej życie, gdy uciekała przez betonowe ruiny mostu w Irpieniu. Została po niej walizka na zaśnieżonej ulicy. W walizce - ubrania. Dresowe spodnie, różowa koszulka, i jeszcze skarpetki w dziecięcym rozmiarze. Niebieskie i żółte. Tak żółte jak żonkile, którymi tonący w żałobie rodzice otulają wciąż nowe małe białe trumny…

Rodzina zginęła podczas próby ewakuacji z Irpienia, Ukraina (06.03.2022)
Rodzina zginęła podczas próby ewakuacji z Irpienia, Ukraina (06.03.2022)
Źródło: Murat Saka/ dia images/Getty Images

Czy Kirył miał taką trumnę? 8-latek zginął w Winnicy, bo był na centralnym placu miasta, gdy spadły na nie rakiety. Wcześniej uciekł z rodziną z okupowanego Chersonia… 7-letni Maksym nie mieszkał w Winnicy. Przyjechał tego dnia do lekarza. Tylko na chwilę. Ale został na zawsze. 4-letnią Lizę też zabił rosyjski pocisk. Była naszym promyczkiem - mówią jej bliscy. - Dzieliła się z nami słońcem. Nie możemy uwierzyć, że nie podaruje nam już swojego uśmiechu. Zdjęcie jej splamionego krwią wózka stało się jednym z dowodów putinowskich zbrodni.

Tych wózków jest zresztą więcej. Szybko ktoś wpadł na pomysł, żeby pokazać je światu. Już w pierwszym miesiącu inwazji stanęły na lwowskim rynku. Już wtedy było ich ponad sto. Cała kompania pojazdów nieopancerzonych...

109 pustych wózków na rynku we Lwowie
109 pustych wózków na rynku we Lwowie
Źródło: Shutterstock

***

Każda wojna ma swoje symbole - fotografie, pamiątki, zabawki, fragmenty przeszłości. Szmaciane lalki, pluszowe misie, książki z bajkami… Zabrane w przymusową podróż. Uciekające wraz z nie wszystko rozumiejącymi właścicielami. Wydobyte z gruzów ostrzelanych domów, znalezione w porzuconych po drodze bagażach, których nie dało się już dłużej taszczyć na granicę. Straciły swoją niewinność i stały się przede wszystkim dowodami zbrodni. Są jak niemi świadkowie. Ciche akty oskarżenia. Ułożone w gablotach, wyłożone na półkach, czekające na sąd.

Lalka w gruzach domu w Charkowie
Lalka w gruzach domu w Charkowie
Źródło: Mustafa Ciftci/Anadolu Agency via Getty Images

A ile wyroków Rosjanie wydali bez sądu? Borodzianka, Bachmut czy Izium. Albo Mariupol, gdzie setki ludzi szukały schronienia w teatrze. Było tam wiele dzieci, niektóre bardzo małe. Jedno urodziło się nawet w teatrze. Obok budynku ludzie stworzyli dwa wielkie napisy: "DZIECI". Mieli nadzieję, że w ten sposób uratują swoje córki, swoich synów i siebie. Cały świat widział ten napis. Rosjanie nie widzieli… Przeciw ukrywającym się tutaj cywilom wysłali myśliwce z bombami.

***

Wojna wciąż osieraca. Każdego dnia kolejne dzieci tracą matkę, ojca albo oboje rodziców…

Pamiętasz dziewczynki z "żółtej kuchni"? Gdy po rosyjskim ataku na jeden z bloków w Dnieprze runęła jego zewnętrzna ściana, odsłoniła właśnie tę kuchnię. To w niej cała rodzina świętowała wcześniej urodziny jednej z córek. Był tort. Były świeczki. I było życie. A teraz nie ma już domu. I dwoje dzieci nie ma już ojca. Zginął w tym właśnie ataku. Przez długie lata córki będą mu zapalały świeczki na grobie. Jeśli przeżyją kolejne rosyjskie naloty…

Może spotka je kiedyś Vlad z Borodzianki. Opowie, co przeżył, gdy ukrywał się w piwnicy. 9-letni chłopiec widział, jak dzień po dniu słabnie opiekująca się nim matka. Wszystko, co było do jedzenia, zostawiała dla syna. Umarła z głodu. On przeżył. Patrzy na resztki amunicji, które znalazł przy domu, w ogródku. To tam sąsiedzi pochowali jego matkę. Ile razy Vlad zada sobie pytanie - czy na pewno zrobił wszystko, co mógł? Wszystko, co powinien? Choć czy ktoś wie, co w takiej sytuacji powinno zrobić dziecko?

- Żałuję, że nie pomogłem matce. - Przecież byłeś dzieckiem! - Żałuję, że to nie ja umarłem. - Gdybyś umarł, nie opowiedziałbyś nam o wszystkim. - Czy ktoś mi uwierzy? Przecież jestem dzieckiem.

Z wojny się nie wyrasta. Żałuje się przez całe życie. Albo wstydzi się przez całe życie, jak Roman Frister, który w Jad Waszem wspomina Auschwitz. Trafił tam wraz ze swoim ojcem. Przez kilka lat w obozie próbował przeżyć, przetrwać, doczekać kolejnego dnia. Po latach wspomina przede wszystkim ten dzień, w którym jego ojciec upadł na ziemię. Był tak wyczerpany, że nie mógł utrzymać się na nogach w czasie zarządzonej przez Niemców zbiórki. Nikt mu wtedy nie pomógł. Nikt nie pochylił się, żeby go podnieść. Wszyscy wiedzieli, że jeśli ktokolwiek to zrobi, zginie z rąk obozowych kapo. Wiedział to także kilkunastoletni wtedy Roman, dlatego nie ruszył się z miejsca. Przeżył, ale nie uratował ojca, który zmarł kilka dni później wśród chorych na tyfus. I choć minęło kilkadziesiąt lat, Roman Frister mówi, że nie wypełnił swojego obowiązku. Nie zachował się tak, jak powinien zachować się syn. A gdy w nagraniach zgromadzonych w jerozolimskim muzeum opowiada o tym jako dorosły już człowiek, wciąż jest dzieckiem, które musi walczyć o kolejny dzień życia. 

***

Zlatka jest w Polsce. Długo szła do granicy, zmierzając w nieznane. Ale to właśnie ten obcy świat był teraz bardziej przyjazny niż wszystko, co poznała w swoim kilkuletnim zaledwie życiu. I nawet dobrze, że mogła stawiać tylko małe dziecięce kroki, bo mogła lepiej zaopiekować się mamą - w dziewiątym miesiącu ciąży… Mama bała się patrzeć w niebo, dziewczynka nie. Patrzyła i gdy zobaczyła na nim jasną gwiazdkę, wypowiedziała życzenie: Chcę zobaczyć Polskę! Tym razem się udało. Jej tata czekał na nią na granicy, bo wcześniej w Polsce pracował.

Na przejściu granicznym w Medyce, marzec 2022
Na przejściu granicznym w Medyce, marzec 2022
Źródło: Shutterstock

A gdzie jest dziś mój tata, którego wysłano na front? - dzień za dniem pytają kolejne dzieci, które są w Warszawie, w Berlinie, a może w Wiedniu. Mają tam pokój z widokiem, który chętnie zamieniłyby na widok na pokój… Tak bardzo chciałyby wrócić do świata, który skończył się w chwili, gdy razem z armią uchodźców musiały uciekać przed rosyjską armią, burzącą ich domy i święty, dziecięcy spokój. Pamiętają, jak chwilę przed długą drogą zachłannie wtulały się w ojców, jakby dało się wtulić na zapas. Choć niejedno z nich myślało, że to tylko wyjazd na wakacje. Tak przecież mówiła mama! Do walizki włożyły więc tylko kilka drobiazgów, kilka zwyczajnych przedmiotów. Ale na szczęście pamiętały, żeby zabrać swoją ulubioną piżamkę! Tę w serduszka!

Ale nie wszystkie dzieci miały walizki. Były przecież i takie, które bezcenne skarby musiały zmieścić w szmacianych torbach lub w reklamówkach. Wybiegły z domu, jakby na chwilę. Tyle że chwila trwa rok już. I jak długo jeszcze? Wokół inne tapety i inne meble. Nowe zapachy i nowe smaki, które wcale nie przypominają ich domu. Czy teraz tu jest ich dom? A może dom to teraz po prostu mama?

Może dom to teraz po prostu mama? Dworzec we Lwowie, marzec 2022
Może dom to teraz po prostu mama? Dworzec we Lwowie, marzec 2022
Źródło: Shutterstock

Wciąż puste są ich rodzinne podwórka, na których wcześniej dziecięce bandy okupowały huśtawki. Nie ma przed nimi kolejek, w których czas dłużył się niemiłosiernie. Nikt już nie czeka na swoją kolej i nikt nie popędza tych, którzy już się kołyszą i lecą w stronę nieba. Tylko czasami na opuszczonym placu zabaw zjawia się dziś samotny rozbitek, który odkrywa tę kolorową wyspę pośród oceanu szarobrunatnych ruin… Huśtawki i karuzele stają się wtedy punktem obserwacyjnym, z którego widać posępne pasaże zniszczonych bombami bloków. Trudno tu poznać, czy to Borodzianka, Kijów, czy Charków. Gruzy wszędzie są tak samo ponure…

Chłopiec na zniszczonym osiedlu w Charkowie
Chłopiec na zniszczonym osiedlu w Charkowie
Źródło: Kamil Struzik

Ale ci, którzy są teraz daleko od swoich podwórek, w snach widzą je w pełnych kolorach. Nocami błądzą po nich myślami. Są rycerzami i księżniczkami. Szukają skarbów ukrytych w jaskiniach. Walczą ze smokiem. Tańczą, śpiewają. Nim przyjdzie dzień, jest całkiem jak dawniej, chociaż przez chwilę. A potem śnią jeszcze, że gdy dorosną będą jak 'baćko'... Nieustraszeni! Odważni! Niezłomni! Bo przecież taki właśnie jest tata, choć nigdy wcześniej nie nosił munduru… Dziś jest żołnierzem! Dziś broni ojczyzny! Czy nie jest mu zimno w wojennych okopach? I kto mu codziennie lepi pielmieni, gdy mama tu z nami, a nie blisko niego? Męczące pytania piętrzą się w głowach, gdy dzieci nie mogą zasnąć pod obcym niebem Krakowa, Pragi czy Rzymu.

Plac zabaw w Charkowie
Plac zabaw w Charkowie
Źródło: Yevhenii Zavhorodnii/Global Images Ukraine via Getty Images

Ale może jutro tata wyśle im list? Tak jak ten żołnierz - brodaty Pawło, który nie tylko list, ale i wiersz posłał swej córce, gdy gdzieś do Europy uciekła przed dźwiękiem złowrogich syren:

Tylko nie pisz mi o wojnie. Spytaj mnie, czy gdzieś w pobliżu jest ogród. Czy słyszysz koniki polne i cykady? Czy ślimaki pełzną po trawie? Napisz mi, jak w tych odległych krajach ludzie nazywają swoje koty. Nie chcę w twoim liście smutku. Napisz, czy tam, gdzie jesteś, kwitną wiśnie i morele. Jeśli ktoś ci wręczy bukiet kwiatów, nie mów, jak uciekałaś przed rakietami. Powiedz im, jak dobrze się tu nam mieszkało. Zaproś do Ukrainy wszystkich, których tam spotkasz. Pokażemy im nasz kraj, gdy ta wojna się skończy. Okażemy każdemu naszą wdzięczność za spokój naszych dzieci.
Pawło Wyszebaba

Kilkadziesiąt lat temu, gdy świat pogrążył się w wojennym mroku, wielu też pisało poezję. Tworzyli ją między innymi młodzi, którzy mieli przed sobą całe życie. Choć nie! Nie mieli go przed sobą wcale. Mogli mieć tylko kruche marzenia, jak Abram Koplowicz, który jako trzynastolatek w łódzkim getcie planował wielkie podróże. Chciał kąpać się w słońcu Sahary. Zobaczyć Nil, Eufrat i piramidy. Podziwiać ruiny Pompejów…  

Jak ja mieć będę dwadzieścia lat, Zacznę oglądać nasz piękny świat. Usiądę w wielkim ptaku motorze I wzniosę się w wszechświata przestworze. Popłynę, pofrunę w świat piękny, daleki, Popłynę, pofrunę przez morza i rzeki.

Tak - wojna to szarość. Dlatego tak wyraźnie odznacza się na jej tle nadzieja, gdy pojawia się czasem wbrew wszystkiemu. Ale często nie ma prawa zostać na długo. Bo jak można mieć nadzieję, gdy znika ktoś, kto zawsze był obok? Jak trwać, gdy zimna staje się dłoń, która codziennie była przystanią, oazą, ogrodem? Czy wiele dzieci napisze w tej wojnie przejmujące listy po stracie matki, takie jak ten, który kiedyś stworzyła Janka Hescheles. Miała ledwie jedenaście lat, gdy w środku wojennej zawieruchy rozpętanej przez Hitlera jej mama odebrała sobie życie…  

Tak źle mi, ciężko, lecz cóż, ty jesteś daleko Już piasek twe oczy kryje To drogie serce nie bije. Czemuś mnie tak skrzywdziła i samą zostawiła?

***

"Skończyć wojnę" to coś zupełnie innego niż "skończyć z wojną"... Naprawdę niełatwo jest ją pożegnać. Białe flagi, akty kapitulacji, porozumienia pokojowe - to jeszcze nie koniec. Z wojną trzeba się zmagać długo jeszcze po jej ostatnim dniu. Trzeba zatrzymać nieufność, bezradność, nienawiść. Trzeba poradzić sobie ze strachem, bólem, żałobą... A może wcale nie trzeba? Może można sobie nie radzić...?

Tak będzie i tym razem. Wojna pozostanie obecna w ludziach także wtedy, gdy rosyjskie bomby nie będą już spadać na ukraińskie miasta, a na ich ulicach nie będzie już rosyjskich żołnierzy. Nocami wielu ojców obudzi ich własny krzyk, wywołany koszmarnym nocnym wspomnieniem. Niejedno dziecko obudzi w środku nocy swoją mamę i powie: Krzyczałaś przez sen i zgrzytałaś zębami - "jakbyś kamień jadła"… Tak już przecież było - po wojnie na Bałkanach i po ludobójstwie w Rwandzie, w Kambodży. Wojciech Tochman opisał to wszystko w książkach, które naprawdę bolą. I może napisze jeszcze raz - żeby jeszcze raz "narysować śmierć"... Stanie nad masowymi grobami gdzieś w Ukrainie, razem z tymi, którzy w tych śmiertelnych czeluściach będą szukać czerwonych kaloszy swojego synka albo ukochanej lalki jego siostry… Tak bardzo śmiały się jej oczy, gdy znalazła tę lalkę pod choinką!

Ukraińscy rodzice opowiedzą swoim dzieciom o cierpieniu, od którego tak trudno się uwolnić. Choć wielu po wojnie nie powie na jej temat nawet jednego słowa. Zamkną wspomnienia w twardych, niedających się przebić skorupach pozornej obojętności. Dręczące ich obrazy zasypią szarą codziennością. Spróbują zignorować kroczące za nimi cienie przeszłości. Ale nawet jeśli będą milczeć, i tak swoje lęki przekażą kolejnym pokoleniom. Bez słów podzielą się z nimi swoją traumą. Zaszczepią ją także dzieciom, które nie zobaczyły wcale wojny, bo urodziły się już po niej. Niektóre z nich będą zadawać pytania. Inne będą bały się pytać. A jeszcze inne nauczą się, że nie należy oczekiwać odpowiedzi. Z czasem zrozumieją, że nie są mile widziane w intymnych kryjówkach, w których ich matki i ojcowie przechowują ślady dramatycznej przeszłości. To teren zaminowany.

Ze wspomnieniami będą też zmagać się ci, którzy musieli za szybko dorosnąć. Być może wysłucha ich Magdalena Grzebałkowska i tak powstanie jeszcze jedna "Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia". Jej bohaterowie będą wracać do czasu, gdy ich niewinne lata zderzyły się ze ścianą wojennej rzeczywistości. Czy - tak jak tamte dorosłe już dzieci - będą wspominać "karpie ze stawu ojca, kompot z jabłek z rodzinnego sadu ugotowany przez mamę, koszyczek z robótkami ręcznymi od babci, spalony dom…?". A może w tej opowieści pojawi się raczej "rozrzucony sprzęt wojskowy, jakieś tankietki, samochody, trupy, bardzo dużo trupów". Bo przecież - tak jak kiedyś, tak i teraz - ktoś może powiedzieć: "Widziałem kilku żołnierzy, jak podbiegli do kobiety z dzieckiem na ręku. Dziecko odrzucili, a ją zaciągnęli gdzieś na bok".

Ci, którzy opowiedzą o tym głośno, staną się świadkami historii i będą strażnikami pamięci dla kolejnych pokoleń. Powiedzą, że to "ludzie dzieciom zgotowali ten los"... Te gorzkie słowa popłyną z głośników i ekranów w muzealnych salach, tak jak dziś płyną w wielu miejscach dokumentujących tragedię drugiej wojny światowej. Wystarczy posłuchać tych świadectw choć chwilę, by poczuć, jak wiele w nich bólu, dramatu, zranienia. Ten ból jest jak noszony latami przyciasny garnitur - krępuje ruchy, uczula i nigdy nie daje o sobie zapomnieć.

- Babciu, dlaczego znów pod poduszkę wkładasz skórkę od chleba? - Oj, dziecko... to tak na wszelki wypadek.

Ile rodzin zna takie historie zapisane w wojennych odruchach? W ilu domach ktoś latami zdawał się myśleć, że wojna wcale nie minęła albo że może przyjść znowu i znowu może wziąć wszystkich głodem? Ilu naszych bliskich nigdy nie odzyskało wolności, latami nosząc wojnę w sobie?

Zaborski: to wojna, w której Rosjanie dzieci torturują
Źródło: TVN24

"Wojna to jest fenomen straszliwy, piekielny - nawet jeżeli siedzib ludzkich nie dotykają same walki, to ona i tak rozchodzi się wszędzie, pod najlichszą strzechę, głodem, chorobą, strachem powszechnym. Serca twardnieją, obojętnieją". Celne są słowa, które podsuwa nam Olga Tokarczuk. Cóż z tego, że wplata je w dzieje Europy sprzed wieków?! Że dawno i inne zupełnie to były czasy? Kolejne przecież stulecia mijają, a my wciąż musimy zmagać się ze strachem. Nie wolno nam jednak zobojętnieć. Ani dziś. Ani jutro. Choćby przez wzgląd na dzieci, które z powodu tej wojny nie doczekają jutra. I z myślą o tych, które przeżyją, ale już nigdy nie rozstaną się z wojną.

Czytaj także: