W dwóch niewielkich wsiach Ziemi Słupskiej kilkunastu rybaków zostało pozbawionych pracy. - Zrobiono to w białych rękawiczkach. Przyszła do nas "dobra zmiana" - mówią z goryczą. - Tylko dla kogo dobra? Bo przecież nie dla nas - dodają. Ich zdaniem sprawa ma podłoże polityczne i sięga samej Warszawy.
- I jak ja mam teraz się przebranżowić? Za biurkiem mam usiąść czy na TIR-ach jeździć? - Mieczysław Morgaś jest potężnie zbudowanym mężczyzną. Jego dłonie, nawykłe do wyciągania sieci z jeziora, jak sam mówi, nie nadają się do trzymania długopisu.
Zbigniew Przysiecki: - 48 lat mojego życia tutaj jakby prysnęło. I po tylu latach spotkała mnie wielka przykrość. Musieliśmy zrezygnować z rybołówstwa.
Podkreśla, że nic nie zapowiadało zmian.
- Wszystko było elegancko, robiliśmy zabiegi ochronne, czyli łowiliśmy ryby tak, jak się należy. Rok się kończył, zapewniano nas, że jak co roku zostanie przygotowana następna umowa. Ale przyszła zmiana władzy w Słowińskim Parku Narodowym i zaczęły się problemy.
- "Dobra zmiana" - dodają rybacy z gorzką ironią.
Pracują w dwóch spółkach - "Sandacz" w Izbicy i "Kormoran" w Gardnie Wielkiej, łowili dotychczas w jeziorach Gardno i Łebsko. Twierdzą, że ich "usunięto" i że uczyniono to w białych rękawiczkach, bo formalnie przecież sami zrezygnowali z łowienia ryb, nie przystępując, jak co roku, do przetargu.
Dwie przystanie
Polska pustynia, rodzima Sahara. Słynie z plaży, wydm, ruchomych piasków, morskich fal i klifów.
Ale Słowiński Park Narodowy to nie tylko wydmy. To też las (z wilkami), torfowiska i bagna (z rzadkimi motylami) oraz dwa nadmorskie jeziora - Łebsko i Gardno. Dzikie akweny, których brzegi nie porosły jeszcze domkami letniskowymi, a jedynie wszechobecną trzciną i gdzieniegdzie łąkami (a na nich rzadkie ptaki).
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam