Społeczne stereotypy na temat andropauzy potrafią uchwycić symptomy, ale nie mężczyznę jako istotę ludzką. Żeby go zrozumieć w czasie, gdy "świadomie lub nieświadomie zaczyna zastanawiać się, czy ustawił drabinę przy właściwej ścianie", trzeba przeczytać jego indywidualną historię - dla Magazynu TVN24 pisze dr Kuba Benedyczak.
Proszę wyobrazić sobie plus minus pięćdziesięcioletniego mężczyznę, który - używając sposobu opisywania bohaterów przez Nikołaja Gogola - nie jest chudy, ale też nie całkiem gruby; nieco pozbawiony włosów, ale też nie całkiem łysy; zmierzający ku starości, ale też nie całkiem stary. Wiadomo, że ciąży nad nim groźba andropauzy lub po prostu ją ma. W jakich kliszach widzi go polskie społeczeństwo?
Klisza nr 1
Ubrany w garnitur, ale bez krawata, z odpiętymi dwoma górnymi guzikami białej koszuli, odsłaniającymi kawałek torsu. Wysiada z długiego czarnego Mercedesa klasy E i biegusiem obchodzi jego maskę, aby otworzyć drzwi o ćwierć wieku młodszej dziewczynie. Obecnie status podnoszą najbardziej kobiety-posągi, mniej więcej 176 cm wzrostu, 56 kg wagi.
Klisza nr 2
Ma na sobie strój fitness ze sportowej sieciówki, o wartości nieprzekraczającej 170 zł. Co drugi dzień wyciska na siłowni. Mimo że ma już trochę nieładną, obwisłą skórę, dzielnie walczy ze sztangą i hantlami. Jeśli ma wiele samozaparcia, wyrabia całkiem niezłe mięśnie. Jeśli ma pieniądze, towarzyszy mu nawet osobisty trener, tak jak gangsterowi Jacusiowi granemu przez Roberta Więckiewicza w serialu "Ślepnąc od świateł".
Klisza nr...
Są jeszcze inne klisze tego mężczyzny - uprawia ju-jitsu, skacze na spadochronie, zdradza żonę ze studentkami, kupuje ciuchy dla dwudziestolatka jak Kuba Wojewódzki albo przechodzi na dietę kiełkową i rzuca palenie. Większość z nich jest raczej pozytywna, ale też rzadziej występuje w polskiej przyrodzie. Bo iluż mężczyzn stać na safari, off-road i sportowy motor? Na ilu panów w wieku 50-60 lat "poleci" znacznie młodsza kobieta-posąg? Szczera odpowiedź brzmi: na niewielu, skoro średnia ich zarobków w Polsce wynosi 4 tysiące zł na rękę (o 8,5 proc. więcej niż w przypadku kobiet), co w praktyce oznacza, że większość zarabia poniżej tej kwoty.
Zatem obok klisz pozytywnych istnieją też negatywne. A więc ten sam mężczyzna, tyle że pijący, smutny, agresywny, małomówny, odgrodzony skorupą od ludzi i świata. Narzekający i złorzeczący na "sku****nów z rządu" oraz młodzież, zwłaszcza na "mazgajów w rurkach". Nieuprawiający żadnego sportu lub na siłę i wbrew kontuzjom udowadniający, że "co, ja nie przepłynę?!". A co najważniejsze, rozpaczający nad spadkiem libido i sprawności seksualnej.
"Sugar daddy"
Podstawowe pytanie brzmi: czy pozytywne i negatywne klisze andropauzy mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Odpowiedzi są dwie: po pierwsze, te klisze nie opisują andropauzy; po drugie, redukują i prymitywizują okres męskiego przekwitania.
Społeczny obraz "sugar daddy", spadochroniarza lub dziadersa to symptomy tzw. kryzysu wieku średniego, któremu może, ale nie musi towarzyszyć andropauza. Dotyczy ona zaledwie kilku procent męskiej populacji. Zresztą świat medyczny nadal nie osiągnął konsensusu, czy andropauza w ogóle istnieje, a to dlatego, że oznacza ona po prostu dolegliwości psychofizyczne, a nie zdrowotne, związane ze znaczącym spadkiem najważniejszego męskiego hormonu, jakim jest testosteron. To on w organizmie męskim reguluje niemal wszystko - sprawność seksualną, energię do pracy, zmęczenie, sen itd.
- Dezorientacja to podstawowe uczucie, jakiego doznaje facet, którego dopadła andropauza - mówi Marcin Klimkowski, wieloletni dziennikarz m.in. magazynu "Playboy" i prowadzący audycję o seksie w Radiu 357. - To tak, jakby nigdy w życiu nie było ci zimno i nagle je odczuwasz. Jesteś senny albo nie możesz spać, mogłeś uprawiać seks dziesięć razy w tygodniu, a teraz może co najwyżej trzy. Patrzysz na siebie w lustrze i widzisz tam kogoś innego. A na to wszystko nakładają się kajdany męskości pod nazwą "nie wolno". Nie wolno ci płakać, odczuwać bólu ani pójść do lekarza - dodaje.
Destrukcyjną rolę odgrywa popkultura. Około sześćdziesięcioletni Brad Pitt, George Clooney czy Christoph Waltz emanują męską seksualnością. Mają dorodny siwawy zarost, sylwetkę trzydziestolatka z siłowni i bujne włosy na głowie. Ich widok nie poprawia nastroju facetowi, który ma zwisy, gorzej radzi sobie z wchodzeniem po schodach i odczuwa silne wahania nastrojów. Rzadko mówi się jednak o tym, że aby pokazać sformatowanego Waltza czy Pitta na dywanie festiwalu w Wenecji, czuwają nad nimi osobiści lekarze, dietetycy, kucharze i trenerzy oraz że celebryci regularnie przechodzą przetaczanie krwi i odsysanie tłuszczyku z brzuszka. Jeśli nawet dopadła ich andropauza i mają problemy z erekcją, pozostaje to tajemnicą, bo psułoby "wizerunek marki".
Wreszcie, przeciętni mężczyźni rzadko pamiętają o tym, o czym huczą tabloidy. Że męscy celebryci w średnim wieku nierzadko bywają żałośni. Brad Pitt był agresywnym alkusem, Johny Depp w narkotykowym widzie dał sobie rozkraść cały majątek, a Tom Cruise w programie Oprah Winfrey zachowywał się jak nastolatek na dyskotece pod wpływem narkotyków, do dziś będąc pośmiewiskiem Ameryki. Ich ekscesy nie były buntem nastoletniego Justina Biebera, lecz groteskową inbą dojrzałych gości w wieku 40-55 lat. Z polskiego podwórka przywołać można Kazika Staszewskiego sprzed 15 lat. Otyłego, fatalnie śpiewającego i piszącego jeszcze gorsze teksty, na dodatek bywało, że podpitego na koncertach. Choć być może akurat w jego przypadku było to spowodowane depresją, o której publicznie mówił.
Wszechświat penisocentryczny
Jeśli mężczyzna ma andropauzę, zazwyczaj staje się ona dla niego teatrem tragedii penisocentrycznej. - To jest uwarunkowane kulturowo i nie dotyczy wyłącznie mężczyzn w średnim wieku - tłumaczy psychoterapeuta Gestalt, Zdzisław Kolmaga. - Czasami mój gabinet odwiedzają sprawni seksualnie dwudziestokilkuletni klienci, którzy tylko raz zostali skrytykowani przez partnerkę seksualną i w efekcie następuje u nich blokada. Tak istotny i wrażliwy jest ten obszar dla mężczyzn.
Z kolei Marcin Klimkowski uważa, że to faceci wpychają samych siebie w automatykę: mężczyzna równa się członek. - Od tysiąca lat uważają, że wielki penis i hipersprawność seksualna tworzy dobrego kochanka i "prawdziwego mężczyznę". Aż do naszych czasów nikt nie powiedział im, że nie o to tutaj chodzi. Dlatego powinno wybrzmieć po tysiąc razy, że wielki penis i buzujący w tobie testosteron, który każe ci jechać z Warszawy do Gdańska 200 kilometrów na godzinę, nie jest godny podziwu. Godne podziwu jest bezpieczne dojechanie na miejsce - mówi dziennikarz.
Według Zdzisława Kolmagi nie ma znaczenia, czy klisze męskiego kryzysu wieku średniego w pakiecie z andropauzą są prawdziwe czy nie. Chodzi o to, że istniejące stereotypy działają jak gotowce i zupki instant, służące szybkiemu zabiciu głodu. - Mężczyzna realizuje się w działaniu. Zatem kiedy przeżywa kryzys wieku średniego, któremu może towarzyszyć cierpienie psychiczne, sięga do istniejącego stereotypu, zapewniającego mu szybkie uśmierzenie bólu. Na przykład młodsza kobieta, początkowo dostarczająca sporą dawkę pobudzenia. Często tak szybki wybór zmiany okazuje się niewypałem, ponieważ kobieta bez doświadczenia nie jest w stanie zaspokoić potrzeb dojrzałego mężczyzny - mówi.
Skasuj mema
Jacek Czynajtis, współzałożyciel portalu facetpo40.pl, uważa za bardzo krzywdzący stereotyp mężczyzny, który w wieku średnim zostawia rodzinę dla młodszej kobiety - wielokrotnie bowiem widział, jak mężczyźni w średnim wieku znajdowali się po drugiej stronie lustra. - Jedenaście lat pracy nauczyło mnie, że statystyczny obraz mężczyzny w średnim wieku to abstrakcja - mówi. - Dostawaliśmy setki wiadomości od mężczyzn zdradzonych i zostawionych przez żony na półmetku ich wspólnego życia. Czasami partnerki łamały im życie, zabierając cały majątek i blokując dostęp do dzieci. Musieli budować wszystko od nowa, mając czterdzieści, a nawet pięćdziesiąt lat.
Inna sprawa, że klisze społeczne na temat mężczyzny w okresie przekwitania koncentrują się wyłącznie na symptomach, zupełnie ignorując to, co kryje się pod spodem. Wszystkim moim rozmówcom zestawiam przekwitającego samca alfa w lamborghini, który jest obiektem żartów oraz przekwitającego wędkarza, przesiadującego z radyjkiem 12 godzin nad rzeką, który jest obiektem kpiny. Wbrew wizerunkowi wewnątrz tych dwóch mężczyzn mogą dziać się rzeczy zupełnie nieoczekiwane. Wędkarz w kaloszach, patrzący na spławik, być może znajduje się w pełnej integracji ze sobą, osiągnął balans i spokój lub przynajmniej jest to dla niego najlepsze miejsce ucieczki - najbardziej komfortowa nisza. I odwrotnie. Facet w lamborghini, a nawet Jeff Bezos latający w kosmos, mogą znajdować się w ciągłej wewnętrznej szarpaninie ze sobą oraz zakrywać ból psychiczny i egzystencjalny, jaki ich trawi. Innymi słowy, klisza społeczna potrafi uchwycić wędkę i lamborghini, ale nie istotę ludzką, a już na pewno nie to, co zachodzi w jej wnętrzu. O imponderabiliach i duchowości aż strach wspominać.
Jacek Czynajtis uważa, że klisze "drogi samochód, młodsza kobieta" i "radyjko" to ekstrema plus wiedza, którą czerpiemy z memów czy rysunków Andrzeja Mleczki. Według niego nasze stereotypy na temat kryzysu wieku średniego są krzywdzące, seksistowskie i pozbawione refleksji. - Widzimy faceta z młodszą kobietą, który odszedł od żony. Trochę się pośmiejemy, ale niewielu z nas pomyśli, że ten mężczyzna być może dopiero teraz stał się na tyle dojrzały i odważny, by dokonać zmiany w swoim życiu i odejść od żony, przy której czuł się niedoceniany albo jak bankomat. A kto, jak nie on, powinien wybrać, czy woli kobiety młodsze, czy w swoim wieku?
Czy powinniśmy winić czterdziestokilkuletnią kobietę, żyjącą w toksycznym związku, za to, że z niego wyszła i znalazła młodszego partnera albo kochanka? Odpowiedź jest oczywista: nie, nie powinniśmy. I to samo dotyczy mężczyzn. Tylko że zamiast podśmiewywania się, trzeba zniszczyć kliszę i skasować mema, a następnie przeczytać indywidualną historię człowieka.
Co ja jestem wart
Klisze społeczne zaciemniają esencję i egzystencjalne jądro kryzysu wieku średniego, który przechodzą przecież zarówno kobiety, jak i mężczyźni. W słynnej teorii ośmiu kryzysów w życiu człowieka, stworzonej przez niemiecko-amerykańskiego psychologa Erika Eriksona (teoria rozwoju psychospołecznego), siódmy przypada między 35. a 60. rokiem życia. W wariancie pozytywnym człowiek kumuluje wtedy i rozwija kompetencje zawodowe i rodzicielskie, a także przekazuje swoją wiedzę potomnym. Jest twórczy, mentorski i potrzebny. Jeśli jednak czuje, że niewiele osiągnął i niewiele może przekazać, wpada w czarną dziurę. Czuje się sfrustrowany, nierozumiany i niepotrzebny. I nie pomaga mu to, o czym pisał Zygmunt Freud, że w tym wieku pojawia się także lęk przed śmiercią, a więc świadomość naszego końca.
Pozytywna czy negatywna ocena dotychczasowego życia wypływa na wierzch, dlatego że "mężczyzna świadomie lub nieświadomie zaczyna zastanawiać się, czy ustawił drabinę przy właściwej ścianie" - uważa Kolmaga. - I czy powinien na tej drabinie zostać czy raczej z niej zejść i przystawić do innej ściany - dodaje. Tym bardziej, że to po czterdziestce zgromadził znaczne zasoby doświadczenia, inteligencji emocjonalnej i mądrości życiowej. - Choć oczywiście - dodaje Czynajtis - mężczyzna w tym wieku ma więcej pytań niż odpowiedzi. Czy jest szczęśliwy, czy dotarł do właściwego portu, czy jest dobrym ojcem i co powinien zmienić? Widzę to także po sobie.
Co jednak, gdy po zadaniu wszystkich tych mądrych pytań o drabinę i szczęście, facet świadomie lub nieświadomie odpowiada sobie: "jestem gó*** wart"? Wtedy istnieją dwie ścieżki postępowania. W ramach pierwszej może dokonać twórczej zmiany. Nie zawsze chodzi o wielkie rzeczy, takie jak założenie firmy, odejście od żony hetery, zarobienie pierwszego miliona i wspinaczkę na Kilimandżaro, ale o lepsze odżywianie, uprawianie sportu, zainwestowanie w hobby, czyli generalnie zadbanie o siebie. Potem można wejść na wyższy poziom i na przykład spróbować ułożyć lepsze relacje z dziećmi.
Druga ścieżka oznacza, że facet zapada się w sobie i pochłania go czarna dziura. Zaczyna podejmować działania autodestrukcyjne. W wersji łagodnej dziadzieje, zalewa go żółć i smutek. Mówi, że kiedyś to się grało muzykę, a teraz to jakiś szlam, i w ogóle, że świat schodzi na psy. Nie dba o siebie i właściwe wszystko mu jedno, czy umył zęby, czy chodzi bez przerwy w tym samym ubraniu i czy jeszcze się komuś podoba. Rośnie przepaść między nim a kolejnymi pokoleniami, bo projektuje na nie swoją niską samoocenę i frustrację. W wersji ostrej popija niebieskie tabletki alkoholem, wpada w depresję, upija się tak, że prawie zamarza, bo zasnął listopadową nocą na ławce w parku. Aż w końcu nierzadko podejmuje mniej lub bardziej udane próby samobójcze. I jest w tym o wiele bardziej skuteczny niż płeć przeciwna. Zresztą w odmętach czarnej dziury kobieta staje się dla faceta workiem treningowym. - Przerzuca na nią winę za impotencję, a ona często bierze ją na siebie, czując się za mało atrakcyjna. I nieważne, że to on wypija trzy browary dziennie. Bardzo często też odpycha pomocną dłoń, odburkując jej: "sama idź do lekarza"- mówi Marcin Klimkowski.
Jestem tylko mężczyzną
Co może zrobić mężczyzna, aby uchronić się przed utonięciem w czarnej dziurze? Cóż, autor tego artykułu nie jest ani Sofoklesem, ani Sartre’em i nie umie odpowiedzieć na fundamentalne pytanie ludzkiej egzystencji, streszczone w bon mocie: "jak żyć?".
Klimkowski mówi o stanięciu ze sobą w psychologicznej prawdzie: - W pismach kobiecych często pada stwierdzenie: "facet nie potrafi przyznać się do swoich słabości". Ale chodzi o to, że on stał się słabszy, bo nie ma już 25 lat, co zresztą dla wielu kobiet jest bardzo pociągające, zwłaszcza seksualnie. W związku z tym swoje deficyty musi zrekompensować wyzdrowieniem, zmiękczeniem wymagań wobec samego siebie oraz zaakceptowaniem tego, kim obecnie jest i do czego jest jeszcze zdolny.
Zdzisław Kolmaga uważa, że dotarcie do własnych słabości zajmie mężczyznom jeszcze sporo czasu, bo chociaż zapanowała moda na mężczyznę wrażliwego, zdolnego do manifestowania swoich uczuć, często przybiera to formę powierzchowną. Inaczej się ubierze, zafarbuje włosy, a nawet przyzna, że coś go zraniło, ale jądro jego psychiki chroni gruby pancerz. Nie dopuszcza do siebie bólu ani nie przyznaje się do cierpienia.
A może dotarcie do własnego cierpienia to kolejna odsłona wędrówki mężczyzny? Niczym w utworze Faith No More, "Just a man", w którym Mike Patton śpiewał:
Mężczyzna narodził się, by kochać Choć często próbował Jak Ikar, latać za wysoko. Zbyt samotny by móc Pocałować sklepienie Zachodu ze Wschodem I mieć świat na swój rozkaz. By mieć straszliwą moc Daną jedynie bogom. A przecież ja, ja jestem tylko mężczyzną.Faith No More, "Just a man"
Autorka/Autor: dr Kuba Benedyczak - na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z feminizmu w popkulturze. Na co dzień dziennikarz i analityk zajmujący się Rosją i sprawami międzynarodowymi, a także związkami popkultury i polityki. Współpracuje m.in. z Radiem 357 i "Nową Europą Wschodnią".
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock