Na forach internetowych i w komentarzach pod artykułami o 800 plus zawrzało. "Patusy" dostaną podwyżkę! Inflacja przebije sufit! Bezdzietni znowu zostaną… - nie wypada, żebym, jako profesor uniwersytecki, pisał kim! Upowszechni się postawa "dej", ludzie przyzwyczają się, że można żyć na koszt innych… A pracujący i płacący podatki za wszystko zapłacą. To niesprawiedliwe, nieodpowiedzialne, demoralizujące, wyjeżdżam z tego chorego kraju. Śledząc internet odnosimy wrażenie, że Polaków oburza to, że w ogóle wypłacane jest 500 plus, a obietnica jego podwyższenia o trzy setki to prawdziwy skandal.
Czytając internety, zwolnijmy. Łatwo bowiem wpaść w proste pułapki, które zastawia nasz umysł. Przekonani o racjonalności i poprawności własnych wrażeń – pozostajemy bardzo niedoskonałymi obserwatorami rzeczywistości.
Kilka ustaleń z badań psychologów na temat postrzegania: człowiek łatwiej dostrzega to, co potwierdza, a nie to, co przeczy jego przekonaniom (pułapka samopotwierdzenia). Gdy coś obserwujemy (np. ptaki za oknem), to wydaje nam się to bardziej powszechne niż jest w rzeczywistości (efekt dostępności). Zawyżamy częstość tego, co pasuje do naszych oczekiwań i stereotypów (uwaga selektywna), jednocześnie ignorując inne informacje. Generalizujemy własne doświadczenia. Przeceniamy częstotliwość zdarzeń, które są najbardziej spektakularne. Zamykamy się w bańkach informacyjnych (rozmawiamy z ludźmi podobnymi do nas, sięgamy po media reprezentujące nasz punkt widzenia)… Przekłamujemy.
Chcecie przykładów? Proszę bardzo. Zastanówcie się, ilu przeciwników 500 plus słucha Radia Maryja i ogląda "Wiadomości" TVP. Kiedy myślicie o wykorzystywaniu 500 plus, łatwiej Wam będzie przypomnieć sobie przykład sąsiadki spod trójki, która wydaje pieniądze na tipsy i żarówiastą mini z cekinami, czy rodziców, którzy wszystkie te pieniądze przeznaczają na zajęcia dodatkowe dla dzieci albo oszczędzają na ich przyszłość? A jeżeli mam negatywne stereotypowe wyobrażenie na temat osób pobierających świadczenia, to co łatwiej dostrzegę i zapamiętam: żyjącego z zasiłku Bronka, który właśnie kupił ćwiartkę i zagryzkę, czy Bronisława, którego nie widzę, bo jest zajęty szukaniem pracy?
Akurat tak się złożyło, że całkiem niedawno przeprowadziłem dwa badania: jedno polegało na analizie forów internetowych poświęconych 500 plus, drugie, przeprowadzone w lutym 2023 na reprezentatywnej grupie 2173 dorosłych osób, skupiało się na ocenie tego, co Polacy sądzą o programie Rodzina 500+ i, bardziej ogólnie, na temat polityki państwa. W efekcie mogę dziś porównać dwie rzeczywistości: tę forumowo-komentarzową, z oczywistych powodów wybiórczą i niepełną, z tą, jaką podziela większość z nas.
Potraktujcie więc, proszę, ten artykuł jako przyczynek do refleksji na temat tego, jak kształtują się postawy i opinie związane z polityką społeczną.
Patusy się cieszą
Ulubionymi bohaterami internetowych wpisów są Madka z bombelkiem i jej konkubent Sebix. Roszczeniowe, uzależnione od pomocy państwa, patusy. Utrzymują się z tego, co dostają, nie chcą pracować, nie płacą podatków, kombinują. Pieniądze z zasiłków przepijają, ewentualnie wydają na tipsy. Świadczenia od państwa utrwalają ich zachowania, wzmacniają postawy. Ten stereotypowy obraz i bazujące na nim argumenty służą do krytyki programów społecznych. Pierwszy przykład z brzegu (pisownia oryginalna):
"Koleżanka ma 4 bąbelków od kiedy weszło pincset plus, powiększanie ust, kosmetyczka, a ostatnio operacja za kilka tysi... oczywiście nie ratująca życie... baba 45 lat i myśli że jej to pomoże w znalezieniu gacha.... alimenty z funduszu, kasa z MOPSu i można się bawić !!!".
Takie opisy działają na wyobraźnię, są jednoznaczne, jaskrawe, życiowe. Obraz czterdziestopięciolatki z powiększonymi ustami zostanie z nami na długo. Na forach internetowych mało kto pisze o tym, że dzieci jego sąsiada poszły na kursy językowe, zaczęły jeździć na koniach czy wyjechały na kolonie. Tymczasem rodzice pobierający świadczenie deklarują, że uzyskiwane środki w pierwszej kolejności idą na żywność i ubrania, edukację dzieci i opłaty związane z wychowaniem dziecka (zobaczcie to w tabeli). W wyobraźni osób niepobierających 500 plus pieniądze z zasiłków idą w pierwszej kolejności na żywność i ubrania, a na drugim miejscu jest zaspokajanie potrzeb konsumpcyjnych osób dorosłych.
Z tych danych wynikają dwie istotne rzeczy.
Pierwsza to kwestia postrzegania: rodzice znacznie częściej – niż nam się wydaje, gdy czytamy fora internetowe – wydają pieniądze na zaspokojenie potrzeb swoich dzieci. Widać to choćby wtedy, gdy porównamy to, co osoby niepobierające 500 plus myślą o tym, jak świadczenia są wykorzystywane, z tym, co o wydatkowaniu mówią sami beneficjenci programu. W tej pierwszej grupie co trzeci badany sądzi, że pieniądze z "pincet" idą głównie na tipsy, spłacanie chwilówek, alkohol i zakup używanego passata (żeby "sonsiad" widział). To jednak kompletnie odbiega od obrazu, który wyłania się z odpowiedzi osób korzystających z tych pieniędzy (znów odsyłam do tabeli).
Tu dochodzimy do drugiej istotnej obserwacji. Z odpowiedzi rodziców jasno wynika, że przeznaczają 500 plus na zaspokajanie potrzeb dzieci. Jednakże fakt, że najczęściej wydają oni pieniądze na żywność i ubrania oraz opłaty związane z dzieckiem, sugeruje, że nie służą one inwestowaniu w kapitał ludzki w takim stopniu, jak chcieliby tego rządzący. A przypomnijmy, że to był jeden z trzech głównych celów wprowadzenia programu. Dwa pozostałe to: zmniejszenie ubóstwa rodzin z dziećmi i zwiększenie liczby rodzących się dzieci.
Internetowe fora kipią od złości piszących. Zwykle anonimowi autorzy postów nie stronią od obelg. Sięgają po popularne stereotypy i, w mojej subiektywnej ocenie, mało kreatywne wyzwiska.
Jednak stygmatyzowanie tych, którzy pobierają świadczenia, to nie jest polski wynalazek. Choćby Amerykanie mieli swoje "welfare queen" - kobiety żyjące z zasiłków. Amerykański prezydent (za jego czasów nie było internetu) posługiwał się stereotypowym wizerunkiem "welfare queen" w swojej pierwszej (przegranej) kampanii prezydenckiej - tak, świetnie się domyślacie, była połowa lat 70. XX wieku, a tym kandydatem był Ronald Reagan. Przykład zwykle niepracujących, ciemnoskórych kobiet, które żyjąc w nieformalnym związku, występowały jako samotne matki kilkorga dzieci – używany był do krytykowania programów pomocy społecznej. Służyło to uwypukleniu cech negatywnych osób obdarowanych (lenistwo, skłonność do oszukiwania, uzależnienie od nałogów, brak motywacji do pracy), dla których korzystanie z zasiłków to po prostu styl życia. (Tylko na marginesie dodam, że choć stereotypowo "welfare queen" była Afroamerykanką, okazało się, że najliczniejszą grupę wśród osób korzystających z pomocy społecznej stanowią białe, samotne kobiety).
Swoich "typowych" beneficjentów pomocy społecznej mają też znani ze szczodrych świadczeń Duńczycy. Dekadę temu, za sprawą filmów dokumentalnych, debata publiczna przed wyborami parlamentarnymi w Danii w dużej mierze krążyła wokół "biednej Cariny" i "leniwego Roberta". Żyjąc całkowicie z zasiłków, Carina (imię fikcyjne) okazała się dysponować większym budżetem niż osoby wykonujące niskopłatne prace. Choć, co warto podkreślić, jej sytuacja materialna była dalece lepsza niż to, co spotyka większość osób utrzymujących się z zasiłków, to wysokość jej budżetu i sposób jego wydatkowania (duży płaski telewizor, papierosy, pies) stały się symbolem nadużywania systemu wsparcia. Jak pisali duńscy dziennikarze: "Nie, ona nie jest biedna. To prawdziwa obelga dla pracujących ludzi". Podobne reakcje mnożyły się po tym, jak w czasie największej oglądalności w duńskiej telewizji pokazano reportaż o Robercie Nielsenie. Żyjąc z zasiłków, Robert sam siebie określił "leniwym bękartem", który nigdy w życiu nie zacząłby pracować w jakiejś, tu cytat, "gównianej, niskopłatnej pracy".
Wspomniane przeze mnie przykłady wskazują, że tym, co bez względu na kulturę ludzi bulwersuje, jest poczucie niesprawiedliwości. Nie chcemy być wykorzystywani. Nie chcemy być frajerami. Jednak jest coś jeszcze - w obu przypadkach, duńskim i amerykańskim, tworzenie i upowszechnianie stereotypów nie wpłynęło na zmianę postaw tamtejszych wyborców. W Polsce, jak się wydaje, jest podobnie. Głoszone i powtarzane w internecie opisy i określenia wydają się nie mieć silnego oddziaływania na postawy Polaków. Nie staliśmy się nagle przeciwnikami pomagania rodzinom.
Dlaczego? Mogę tylko spekulować. Możliwym powodem jest to, że ci, co piszą, i ci, co czytają fora internetowe, to ludzie, którzy już mają swoje poglądy i ich nie zmieniają. A może fora internetowe docierają do zbyt małej grupy odbiorców? W końcu – może nie są one traktowane jako źródło wiarygodnej informacji? Efekt jest raczej taki, że ci, którzy mają negatywne nastawienie do pomocy udzielanej przez państwo, utwierdzają się w swoich poglądach. Z kolei zwolennicy pomocy państwa silnie bronią swoich przekonań. Ludzie wybierają tę opowieść, która najlepiej pasuje do ich postrzegania świata i pozwala na obronę własnych interesów. W efekcie następuje to, co socjologowie i psychologowie społeczni nazywają polaryzacją opinii publicznej.
Urodź i otrzymuj
Jednym z głównych celów programu Rodzina 500+ było zwiększenie chęci Polaków do posiadania dziecka. Chęci może i wzrosły (choć nawet to jest wątpliwe), ale nie znalazło to przełożenia na decyzje i zachowania. Dzieci rodzi się mniej niż w przeszłości.
Na internetowych forach od dawna dominuje pogląd, że z tej mąki chleba nie będzie: "nie dociera do ludzi rządzących, że 500+ nie wpłynie nigdy w życiu na decyzję o dziecku", "Nikt rozsądny nie będzie płodził dzieci przez wzgląd na 500 zł". Tego rodzaju twierdzenia odzwierciedlają to, co myśli większość Polaków. Tylko jedna na pięć badanych przeze mnie osób sądziła, że program przyczynia się do zwiększenia liczby rodzących się dzieci, nieco więcej (23 proc.) uważało, że zachęca młodych ludzi do posiadania potomstwa. Dziś mało kto w Polsce wierzy, że dając pieniądze do ręki, rząd przyczyni się do wzrostu urodzeń.
Biorąc pod uwagę, że dzisiaj realna wartość 800 plus to niemal tyle samo co 500 plus w momencie jego utworzenia (2016 rok), sugerowanie, że coś się zmieni, jeżeli chodzi o skłonność Polek do rodzenia dzieci, byłoby niedorzeczne. Zresztą nawet w samym rządzie na to nie liczą. Niedawno wiceminister rodziny i polityki społecznej Barbara Socha przyznała: "Cudów się nie spodziewamy". Zgadzam się z panią minister. Szkoda tylko, że ta refleksja przychodzi dzisiaj.
Badacze polityki rodzinnej ponad 30 lat temu udowodnili, że pieniądze lub ich brak nie są tym, co wpływa na decyzje o dziecku. Powody są bardziej złożone i mają swoje źródło w zmianach: 1) ekonomicznych na rynku pracy - więcej kobiet pracuje zawodowo; w rosnącym znaczeniu kariery zawodowej w biografii coraz lepiej wyedukowanych kobiet; 2) kulturowych – większych możliwości konsumpcyjnych, dla których dziecko jest naturalną przeszkodą, indywidualizacji, niestabilności związków małżeńskich/partnerskich, powszechnego dostępu do antykoncepcji etc. Listę tę można jeszcze wydłużać, ale ostatecznie chodzi mi o to, że kobietom, a szczerzej rodzinom, mówi się: urodźcie dziecko, dostaniecie pięć (czy osiem) stówek, a wasze problemy i dylematy znikną.
Aby to, o czym mówimy, dobrze zrozumieć, warto uwzględnić, że możemy wyróżnić trzy grupy kobiet: takie, które i tak nie urodzą dziecka, bo tego nie chcą; takie, które urodzą, nawet bez pomocy państwa; i w końcu te, o które tak naprawdę toczy się gra, które starają się pogodzić swoje życie z obowiązkami rodzinnymi. Tych ostatnich jest najwięcej. One rodzą dzieci. Pytanie, które w tym wypadku musimy zadać, brzmi: co zrobić, by rodziły ich więcej?
Oni dostają, ja płacę
W internetowej dyskusji na temat 500 plus często powracają dwa powiązane ze sobą wątki: wzajemności i odpowiedzialności rodziców. Demotywator, który znalazłem niedawno w sieci, głosi: "jestem za stary na 800+, ale za młody na 13 emeryturę. Jestem za bogaty na mieszkanie socjalne, ale za biedny na mieszkanie bez kredytu. Na szczęście jestem idealny, żeby na to wszystko zapie*dalać". W podobnym tonie piszą inni: "Nie rozumiem, dlaczego mam płacić alimenty na nie swoje dzieci?"; "Jak kogoś nie stać, to dziecka nie robi. Proste". Czytając to, łatwo ulec wrażeniu, że Polacy dzielą ludzi na tych, którzy płacą, i na tych, którzy biorą (ewentualnie dostają).
Tymczasem chodzi tu o pragnienie wzajemności, które bardzo silnie wpływa na każdego człowieka. Ktoś, kto tylko korzysta, nie dając nic w zamian, jedzie na gapę. Obserwowanie takiej postawy u innych złości, pobudza poczucie niesprawiedliwości, niszczy zaufanie między ludźmi, tworzy podziały. Oczekujemy od innych wzajemności, co często traktowane jest bardzo wąsko jako pracowanie i płacenie podatków.
To dlatego blisko połowa Polaków chciałaby uzależnienia prawa do 500 plus od wykonywania pracy zawodowej (przeciwne zdanie ma jedynie 13 proc. badanych). Dość powszechny jest też pogląd, że dzisiejsze dzieci odwzajemnią się w przyszłości, gdy będą pracowały na nasze emerytury i dlatego powinniśmy je wspierać - tak sądzi blisko 70 proc. respondentów w moim badaniu. O tym, jak bardzo ważna jest wzajemność, niech świadczy fakt, że Polacy chętniej przyznają prawo do 500 plus imigrantom pracującym w Polsce niż Polakom pracującym za granicą. Zwykle, i nie jest to tylko polski fenomen, imigranci są tymi, których uznaje się za najmniej zasługujących na pomoc.
A co z osobami bezdzietnymi albo rodzicami dorosłych dzieci? Czy to sprawiedliwe, że oni ponoszą koszty programu? Pogląd, że to niesprawiedliwe, jest dość powszechny: uważa tak 43 proc. wszystkich badanych, także tych, którzy korzystają z 500 plus.
Na forach internetowych pojawił się jeszcze jeden wątek związany z wzajemnością. Można go podsumować stwierdzeniem: "500+ to mój sposób odzyskiwania tego, co daję państwu". Pisze o tym jeden z internautów: "Czego oczekujesz? Że ktoś, kto jak ja ma dzieci, pracuje na ich i swoje utrzymanie i jest okradany przez państwo, zrzeknie się zwrotu części tego, co rząd mi zabiera?". Brzmi mocno, ale to dość popularny pogląd: połowa dorosłych Polaków pobierających 500 plus twierdzi, że świadczenie im się należy, bo płacą podatki, a 30 proc. podkreśla, że mają do niego prawo, gdyż pracują.
Popularne na forach internetowych jest też głoszenie prostej zasady o kupowaniu głosów, o uzależnionej od pomocy państwa grupie ludzi, którzy w zamian za świadczenia będą głosować na określoną partię. Takie myślenie przez długi czas dominowało wśród naukowców zajmujących się kształtowaniem preferencji politycznych. Głosujemy, kierując się własnym interesem - dam swoje poparcie tej partii, bo dzięki niej będzie mi lepiej.
Ostatnie badania pokazują jednak, że takie myślenie jest nie tylko naiwne, ale często błędne. Przykładowo - powinniśmy się spodziewać, że wspieraniem programów skierowanych do rodzin z małymi dziećmi powinni być przede wszystkim zainteresowani ludzie młodzi. Poparcie dla takich programów powinno być z kolei znikome wśród osób starszych, które już dzieci mieć nie będą. Przeprowadzone przeze mnie badania pokazują, że w porównaniu do osób w wieku 25-34 lat osoby, które miały 55 i więcej lat, lepiej wypowiadają się na temat 500 plus: relatywnie częściej wierzą, że program prowadzi do zmniejszenia ubóstwa rodzin, rodzice wydają pieniądze z 500 plus na zaspokajanie potrzeb dzieci, a wypłacane wsparcie zwiększa szanse dzieci z ubogich rodzin.
Te wyniki świadczą o tym, że powody wspierania określonych polityk nie zawsze wiążą się z dostrzeganiem w nich własnych korzyści. Motywacja wyborców jest znacznie bardziej złożona i wpływają na nią kwestie ideologiczne, wyznawane wartości, własne doświadczenia etc.
Rodzicu, płać i płacz!
Posiadanie dziecka to koszt, który ktoś musi ponieść. Możliwe, że z powodu swej oczywistości taki argument nie pojawia się na forach internetowych, a jeżeli, to głównie w dwóch ujęciach. Po pierwsze - jako podkreślenie, że ludzie, których na to nie stać, nie powinni się starać o dziecko. Po drugie - dzieci są dobrem wspólnym, ale koszty ich posiadania ponoszą głównie rodzice.
Tymczasem dziecko rzeczywiście kosztuje. Jak szacowali w 2020 roku eksperci Centrum Adama Smitha, zanim syn lub córka osiągną 18. rok życia, przeciętna rodzina wyda na nich – średnio – 265 tysięcy złotych (przy jednym dziecku) i 439 tysięcy przy dwójce. A to oznacza, że pobierając 500 złotych miesięcznie aż do osiągnięcia przez dziecko pełnoletności, rodzice mogliby pokryć 40 proc. kosztów wychowania jedynaka lub 50 proc. kosztów wychowania dwójki dzieci. Na marginesie zaznaczmy: gdyby w roku 2022 rodzice wydawali na dzieci tyle samo, co dwa lata wcześniej - koszt wychowania jedynaka wynosiłby nie 265, ale 300 tysięcy, a dwójki dzieci nie 439, ale 498 tysięcy. To oznacza, że choć Polacy wydają na dzieci dużo, to kupują mniej niż dwa lata wcześniej. Wszystkiemu winna inflacja, a szczególnie wzrost cen tego, co niezbędne: energia, gaz, żywność, paliwa.
Wśród Polaków dominuje przekonanie, że utrzymanie dziecka to obowiązek głównie jego rodziców. Z mojego badania wynika, że myśli tak 75 proc. naszych rodaków. Nie jest to jednak jednoznaczne ze stwierdzeniem, że państwo może czuć się zwolnione z tego obowiązku, co to to nie – tylko 5 proc. badanych uznaje, że rolą państwa nie jest wspieranie rodzin z dziećmi. Jednocześnie powszechnie uznaje się, że koszty wychowania dziecka ponoszą rodzice, ale z efektów ich trudu skorzysta całe społeczeństwo (nie zgadza się z tym 8 proc. badanych).
Czego się lękamy?
Polacy obawiają się konsekwencji, jakie niesie ze sobą program 500 plus. Najbardziej boimy się tego, że ludzie otrzymujący wsparcie od państwa staną się od niego zależni. Takie obawy ma 60 proc. dorosłych Polaków; przeciwnego zdania jest zaledwie 14 proc., pozostali – (22 proc.) trochę się tego obawiają albo nie mają zdania (4 proc.).
Co drugi Polak widzi w programie Rodzina 500+ zagrożenie dla budżetu państwa i powód do wzrostu inflacji (w obu przypadkach przeciwnego zdania jest ledwie 1 na 6 osób). Lęk przed tym, że 500 plus skłoni naszych rodaków do porzucania pracy, deklaruje 40 proc. badanych (a jednocześnie niemal 30 proc. jest przeciwnego zdania).
Badałem te zagadnienia w lutym – wtedy, gdy niektórzy z nas spodziewali się waloryzacji 500 plus, ale nikt z rządzących głośno nie deklarował, że będzie to 800 plus. Dlatego mogę jedynie przypuszczać, że podwyższenie kwoty świadczenia sprawi, że wzmocni się nasz strach przed wzrostem inflacji, ewentualnie przed tym, że wysoka inflacja zostanie z nami na dłużej.
Polacy chcą wspierać rodziny z dziećmi, ale...
To wszystko jednak nie oznacza, że Polacy nie chcą wspierać rodzin z dziećmi. Ze zdaniem "rolą państwa jest wspieranie rodzin z dziećmi" zgadzają się 3 na 4 badane osoby (przeciwnego zdania jest co dwudziesty badany!). Chcemy wspierać, tylko że inaczej, niż wypłacając zasiłki. Z moich badań wynika, że zdaniem niemal 70 proc. Polaków państwo w pierwszej kolejności powinno zapewnić dostęp do żłobków i przedszkoli oraz dobrej jakości opieki zdrowotnej (65 proc.). Zamiast pieniędzy do ręki lepsze byłyby ulgi podatkowe oraz bony na towary i usługi (60 proc., przeciwnego zdania jest 10 proc. badanych).
Na koniec złe informacje dla tych, którzy pragną zniesienia lub ograniczenia programu 500 plus. Nie będę zbyt oryginalny, twierdząc, że to się nie stanie. Głosy ekspertów ostrzegających przed negatywnymi konsekwencjami nie mają dzisiaj szans. Powód jest banalny: jak wynika z moich badań, połowa Polaków obawia się pogorszenia swojej sytuacji materialnej w ciągu następnych 12 miesięcy.
Jednocześnie duża część pobierających świadczenie deklaruje, że 500 plus (znacząco) polepsza sytuację materialną ich rodziny (jedynie co piąty badany przyznaje, że pieniądze ze świadczenia są zbyt małe, by miały wpływ na domowy budżet), i to pomimo tego, że wysokość zasiłku uznaje się za zbyt niską, by zaspokoić podstawowe potrzeby dziecka.
Do tego dodajmy, że ludzie są tak skonstruowani, iż do działania silniej motywuje nas możliwość straty niż szansa na zysk. Może więc nie zagłosujemy na tych, którzy dają 800 plus, ale na pewno pójdziemy zagłosować przeciwko tym, którzy chcieliby nam 500 plus zabrać.
Autorka/Autor: Piotr Michoń - profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Autor bloga i podcastu Ekonomia Szczęścia (www.ekonomiaszczescia.pl). Członek International Society for Quality of Life Studies. Autor książek "Ekonomia szczęścia" i "Praca, opieka, płeć".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock