Monika bała się byłego, agresywnego partnera, więc poprosiła o pomoc policję. Niestety bezskutecznie. Przez miesiąc policjanci nic nie zrobili w sprawie, a po tym jak 21-latka została zamordowana sfabrykowali notatki służbowe. Policjanci, którzy mieli zajmować się tą sprawą usłyszeli właśnie wyrok. Zostali uniewinnieni.
Po sześciu latach przed Sądem Rejonowym w Poznaniu zakończył się proces przeciwko funkcjonariuszom policji oskarżonym o niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień. Chodzi o sprawę zabójstwa Moniki G. w Żernikach (woj. wielkopolskie). 21-latka prosiła o pomoc policję, ale jej nie otrzymała.
Na ławie oskarżonych zasiedli: Krzysztof W. i Piotr R. Mieli oni przekroczyć swoje uprawnienia oraz poświadczyć nieprawdę w służbowej dokumentacji. Oskarżonych jest także dwoje innych funkcjonariuszy. Po zabójstwie Moniki G. prokuratura zarzuciła Marzenie L., policjantce, która prowadziła postępowanie o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad kobietą, że nie dopełniła ciążących na niej obowiązków służbowych - nie przekazała dwóch wniosków pokrzywdzonej Moniki G. o udzielenie jej środków ochrony i pomocy Komendantowi Wojewódzkiemu Policji w Poznaniu.
Taki sam zarzut usłyszał Paweł I., który jako zastępca naczelnika wydziału kryminalnego nadzorował postępowanie prowadzone przez Marzenę L.
Wyrok
Wyroku spodziewano się już w maju, ale sędzia musiała się zapoznać z dokumentami z przebiegu służby oskarżonej policjantki. Proces wznowiono na początku lipca. W środę, 10 lipca, ogłoszono orzeczenie. Policjanci zostali uniewinnieni.
W ocenie sądu prokuratura nie zdołała dostarczyć dowodów na przedstawione funkcjonariuszom zarzuty. Sędzia Marzena Lehwark zwróciła również uwagę na to, że procedura ochrony policyjnej nie działała właściwie w 2016 roku nie tylko w komisariacie, który zajmował się sprawą Moniki G. Miał to być wówczas systemowy problem.
Sędzia odniosła się też do kwestii fałszowanych notatek. Zawarcie w dokumentacji nieprawdziwych informacji określiła jako karygodne. Ale podkreśliła również, że były to wewnętrzne notatki a nie dokumenty sporządzone na użytek publiczny.
Funkcjonariuszom groziły kary od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura zapowiedziała, że wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku.
Zabił Monikę na oczach jej matki
Monika G. została zamordowana 23 marca 2016 r. Były partner, Sławomir B. czekał na nią, gdy przyjechała do pracy. Na parkingu w podpoznańskich Żernikach na oczach jej matki zadał kobiecie 20 ciosów nożem. Zaraz po zabójstwie uciekł, a potem targnął się na swoje życie. Sławomir B. był w przeszłości karany.
Co istotne, młoda kobieta, obawiając się o swoje zdrowie i życie, kilkakrotnie prosiła policję o pomoc. Składała zawiadomienie w sprawie psychicznego i fizycznego znęcania się nad nią przez Sławomira B. Prosiła też o interwencję w związku z agresywnym zachowaniem mężczyzny.
Chcieli stworzyć pozory
W 2017 roku Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko policjantom. Po śmierci kobiety i wewnętrznej kontroli w policji odwołane zostało kierownictwo komisariatu na poznańskim Nowym Mieście.
Wówczas dwóch funkcjonariuszy - Krzysztof W. i Piotr R. - zostało oskarżonych o przekroczenie uprawnień i poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Pierwszy z policjantów prowadził, drugi nadzorował postępowanie dotyczące kierowania gróźb karalnych oraz naruszenia nietykalności cielesnej Moniki G. przez jej byłego partnera, do czego doszło w lutym 2016 roku.
Były policjant: stworzyliśmy fałszywą notatkę
Wiadomo, że gdy policjanci prowadzili postępowanie dotyczące Moniki G., sporządzili oni cztery notatki urzędowe. Ostatnia była datowana na dwa dni przed zabójstwem kobiety. Według śledczych, w notatkach tych oskarżeni policjanci udokumentowali przeprowadzenie czynności, których faktycznie nie przeprowadzono. W ten sposób mieli poświadczyć nieprawdę co do okoliczności podjęcia próby zatrzymania i wykonania czynności procesowych z udziałem Sławomira B.
Przełom w sprawie nastąpił pod koniec lutego 2023 r., kiedy wyjaśnienia złożył Krzysztof W. Powiedział wówczas, że to on napisał notatki, które są zawarte w aktach sprawy. Zaznaczył jednak, że napisał je pod wpływem nacisków przełożonych. - Pamiętam, jak w tym dniu przyszedł do mnie do pokoju jeden z moich przełożonych Piotr R. i powiedział, że był na spotkaniu z przełożonymi i żeby nie było problemów, to żebym napisał notatki, które będą mnie w jakiś sposób chroniły. Pamiętam, że powiedziałem Piotrowi, że ja się sam nie podpiszę pod tymi notatkami, bo pomyślałem, że dlaczego ja mam tutaj coś pisać. Zaproponował więc, że razem napiszemy te notatki i że się pod nimi podpisze. Pamiętam, że na podjęcie tej decyzji była chwila, minuta dosłownie – mówił.
Krzysztof W. zaznaczył także, że to Piotr R. miał mu mówić, dyktować, co napisać w tych notatkach. - Treść tych notatek była niezgodna z tym, co się wydarzyło. W ogóle nie chciałem pisać tego, bo była tam pisana nieprawda. Pamiętam, że w tych notatkach było napisane, że pojechaliśmy tam na miejsce, ale nikogo nie zastaliśmy. Nie byliśmy tam na miejscu – podkreślił i dodał, że napisanie notatek odebrał jako polecenie służbowe.
"Przez miesiąc Krzysztof W. nic nie zrobił w tej sprawie"
Do wyjaśnień Krzysztofa W. odniósł się współoskarżony Piotr R. Mężczyzna przyznał się w sądzie do zarzucanego mu czynu i powiedział, że o zabójstwie Moniki G. dowiedział się w nocy, a następnego dnia rano został wezwany na odprawę kierownictwa komisariatu Poznań-Nowe Miasto.
- Na tej odprawie miałem wątpliwą przyjemność zapoznać się z aktami dochodzenia prowadzonego przez Krzysztofa W. w sprawie gróźb karalnych wobec pani G. W zasadzie przez miesiąc Krzysztof W. nic nie zrobił w tej sprawie. Również nie zgłaszał mi żadnych problemów z tą sprawą ani tego, że czegoś nie może zrobić. Następnie na tej odprawie zostałem poinformowany przez komendanta, że sprawa ma iść do kontroli do Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu. Komendant polecił mi też przekazać Krzysztofowi W., aby w ciągu 20 minut uzupełnił akta dochodzenia o udokumentowanie poczynionych ustaleń lub wykonanych czynności. Muszę tutaj wyjaśnić, że zdarzało się niekiedy, że dochodzeniowcy sporządzali zapiski z ustaleń lub czynności, na podstawie których później sporządzali notatkę, coś w rodzaju relacji zbiorczej – mówił Piotr R.
Jak dodał, niestety Krzysztof W. poinformował go, że to, co jest w aktach, to wszystko, co wykonał, "czyli prawie nic". - Sytuacja mnie zdenerwowała. Powiedziałem Krzysztofowi W., co o tym sądzę. Nie wykluczam, że mógł się poczuć urażony tym, co usłyszał, bo zdarza mi się nie przebierać w słowach. Ale nic to nie zmieniło i w dalszym ciągu w aktach była pustka. Wtedy od słowa do słowa doszliśmy do wniosku, że sporządzimy jakiekolwiek notatki, żeby coś było w aktach, coś, co wypełni tę próżnię – dodał. Piotr R. wskazał, że Krzysztof W. "nie miał żadnych koncepcji co do tych notatek, autorem treści tych notatek jestem ja".
"To była najbardziej bezmyślna i najgłupsza rzecz"
Oskarżony zaprzeczył jednak, aby do czegokolwiek zmuszał Krzysztofa W. i zaznaczył, że wszystkie daty i godziny widniejące w notatkach wybierał właśnie Krzysztof W., korzystając ze swojego terminarza. Daty te były wybierane tak, aby nie kolidowały z czynnościami, które wykonywał w innych sprawach. Przyznał również, że w sporządzaniu notatek nie brał udziału nikt z przełożonych.
Piotr R. dodał, że zawsze podchodził do swoich obowiązków poważnie i starał się wykonywać je jak najlepiej. - Nigdy nie działałem w złej wierze i zawsze kierowałem się dobrem służby, co wielokrotnie negatywnie przekładało się na moje życie prywatne i rodzinne. Sporządzenie tych notatek to była najbardziej bezmyślna i najgłupsza rzecz, jaką mogliśmy zrobić. Żałuję tego, że w ogóle je sporządziliśmy – zaznaczył oskarżony.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24