Chorująca na cukrzycę 55-latka zasłabła i wjechała w grupkę przedszkolaków idącą chodnikiem. Potrąciła dwóch 4-letnich chłopców, którzy w poznańskich szpitalach dochodzą do zdrowia. Szpital opuściła już za to kobieta, która siedziała za kierownicą peugeota. Jej stan psychofizyczny się poprawił, ale nie została do tej pory przesłuchana.
W środę przed południem w Nowym Tomyślu (Wielkopolska) zielony peugeot wjechał w grupę dzieci wracających z wycieczki do przedszkola. Dwoje dzieci zostało rannych - jeden chłopczyk ma złamane żebro i łopatkę, a także wstrząśnienie mózgu, drugi również odniósł obrażenia głowy.
Dzieci nadal w szpitalu
Obaj 4-latkowie przewiezieni zostali do nowotomyskiego szpitala, jednakże uznano tam, że lepszą diagnostykę zapewnią im poznańskie lecznice. Chłopcy trafili do tych przy ul. Krysiewicza i Szpitalnej, gdzie wracają do zdrowia. Nie wiadomo na razie, jak długą będą tam przebywać.
Reporterowi TVN24 udało się na miejscu porozmawiać z ojcem jednego z poszkodowanych chłopców. - Mój syn poobdzierany cały, głowa rozcięta. Pytałem go, czy wie, co się stało. Kiwał głową, że nie - mówił mężczyzna.
Kobieta już w domu
Szpital opuściła już kobieta, która siedziała za kółkiem peugeota. Jej stan psychofizyczny się poprawił, ale nie została do tej pory przesłuchana.
- Wszyscy naoczni świadkowie zdarzenia zostali już przesłuchani przez policjantów. Kobieta, która wjechała w tę grupę, jeszcze nie składała swoich zeznań. Stanie się to w najbliższym czasie - informuje Przemysław Podleśny, oficer prasowy nowotomyskiej policji.
Refleks przedszkolanek
Policja podkreślała również, że to przytomna postawa i zachowanie opiekunek pozwoliło na uniknięcie większej tragedii.
- To było instynktowne zachowanie. Mamy taki zwyczaj, że ciągle się odwracamy i patrzymy co dzieje się z tyłu. Bardzo to przeżyłyśmy, ale jesteśmy szczęśliwe, że nic nie zagraża ich życiu - mówi jedna z przedszkolanek.
- Myślę, że mieliśmy wiele szczęścia. Przede wszystkim dzieci. Ja dopiero zobaczyłam tę sytuację na zdjęciach, nie wiedziałam, że to tak wyglądało. Równie dobrze mogło się to bardzo źle skończyć - dodaje inna. - Mój odruch to było tylko okręcenie głowy i ruch ręki, aby dzieci przepchnąć do przodu. Niestety dwójki się nie udało. Takiego widoku to ja chyba do końca życia nie zapomnę - przyznaje.
Cukrzyca a kierowanie samochodem
55-latka, jak podawała policja, choruje na cukrzycę. Najprawdopodobniej hipoglikemia, czyli bardzo niski stan glukozy we krwi, spowodowała, że straciła przytomność i tym samym panowanie nad samochodem.
Według przepisów nie ma przeszkód, aby diabetycy prowadzili auta, ale muszą regularnie badać się pod tym kątem. W 2011 roku wprowadzono zmianę przepisów, według której lekarze co pięć lat muszą badać takie osoby i w razie jakichś nieprawidłowości informować o tym odpowiednie organy.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24/monitoring miejski