Obok urzędu miasta przy ul. Libelta w Poznaniu, urzędnicy mają wyznaczone miejsca postojowe. Aby do nich dotrzeć, muszą wcześniej przejechać od kilku do kilkdziesięciu metrów chodnikiem. W ten sposób nagminnie łamią przepisy. Wszystko odbywa się "pod nosem" straży miejskiej, która ma referat tuż obok parkingu.
Chodzi o rząd miejsc, znajdujących się przy ścianie budynku urzędu od strony ulicy Kościuszki. Aby zaparkować, urzędnicy muszą wjechać na chodnik, a następnie - w zależności jak daleko od wjazdu mają swoje miejsce - przejechać nawet kilkadziesiąt metrów. To jawne łamanie przepisów, ponieważ jak stanowi Prawo o Ruchu Drogowym, "kierującemu pojazdem zabrania się jazdy wzdłuż po chodniku (...)".
Sytuacja jest nie tyle niebezpieczna, co demoralizująca. Funkcjonariusze publiczni, którzy wyjątkowo skrupulatnie powinni dbać o przestrzeganie przepisów, łamią je, nie zawsze świadomie.
- To miejsce mam przydzielone od urzędu miasta. Muszę tu wjeżdżać po chodniku, innego wjazdu nie ma - mówi jeden z urzędników.
Co ciekawe, oprócz wydziałów oświaty, czy spraw obywatelskich, w pobliżu parkingu znajduje się referat straży miejskiej, która powinna dbać o przestrzeganie przepisów. Municypalni sprawy nie komentują, ale jak mówi reporter TVN24, nieoficjalnie przyznają, że po prostu nie chcą karać kolegów z pracy.
"Drobne, ale istotne rzeczy"
We wtorek sprawę skomentował prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, który o problemie - można odnieść wrażenie - dowiedział się od nas.
- Zastaliśmy miasto w takim, a nie innym stanie. Staramy się pewne rzeczy porządkować i poprawiać. Oczywiście jest jeszcze szereg rzeczy do zrobienia, jak np. ten wjazd na parking. To są być może drobne rzeczy, ale istotne - powiedział Jaśkowiak. - Szkoda, że pracownicy urzędu sami nie wpadli na to, żeby zgłosić problem - dodał.
Teraz miejskie podmioty, odpowiedzialne za parking, mają przed sobą trudne zadanie. Muszą znaleźć takie rozwiązanie, aby wjazd był w pełni legalny.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań