W środku nocy weszli przez otwartą bramę, wsiedli do mercedesa i odjechali. Złodziei z Krotoszyna nie dogonił ani syn właściciela auta, który momentalnie ruszył w pościg, ani policyjny radiowóz. - W pewnym momencie mercedes po prostu zniknął z pola widzenia - relacjonuje rzecznik krotoszyńskiej policji. - 30 lat pracowaliśmy z partnerem na ten samochód - mówi zrozpaczona właścicielka auta.
Krotoszyn, 13 kwietnia, chwila po godzinie trzeciej w nocy. Syn właściciela firmy produkującej meble wyjeżdża odebrać pracownika i przygotować go do wyruszenia w trasę. Zostawia otwartą bramę, bo wie, że za kwadrans wróci.
Te piętnaście minut wykorzystuje dwóch mężczyzn. Wchodzą na teren posesji pana Zajączka z zamiarem kradzieży mercedesa s500. Czasu spokojnie im wystarczy, bo ich "wizyta" zajmie tylko trzy minuty.
"Przedmiot w kształcie trójkąta"
- Zgłoszenie o kradzieży dotarło do nas o godzinie 3:53. Całe zdarzenie zarejestrowała kamera monitoringu, nagranie pokazuje, w jaki sposób złodziejom udało się otworzyć auto - mówi Piotr Szczepaniak, rzecznik policji w Krotoszynie.
Na filmie widać, że na przydomowe podwórko wchodzi najpierw jedna postać, dotyka klamki przy drzwiach samochodu. Druga postać odchodzi jeszcze chodnikiem wzdłuż posesji. Później wraca, krążą razem wokół auta. W pewnym momencie we wnętrzu mercedesa zapala się lampka, postaci wsiadają do środka, uruchamiają światła i spokojnie wyjeżdżają z posesji.
- Jeden z tych mężczyzn miał plecak i przedmiot w kształcie trójkąta. Prawdopodobnie była to antena do pobrania danych z kluczyka, która później bezproblemowo zwolniła blokadę zamka. W naszym powiecie po raz pierwszy dokonano kradzieży w taki sposób - mówi policjant.
Zdążył szarpnąć za klamkę, uciekli
Rodzina bardzo szybko zorientowała się, że na ich parkingu brakuje nowego samochodu. - Obudził mnie syn, przybiegł, mówi: "Mama, ktoś odpala mercedesa!". W tym momencie oni już odjeżdżali z podwórka. Starszy syn właśnie wracał z pracownikiem do domu, minął się z nimi jakieś 200 metrów od bramy - relacjonuje Izabela Matysiak, właścicielka auta.
Z jej relacji wynika, że syn czym prędzej zawrócił i zaczął gonić uciekające auto. - Kiedy złodzieje zatrzymali się na przystanku, jeszcze nie wiedząc, że ktoś ich śledzi, dobiegł do nich i zaczął szarpać za klamkę. Wtedy odjechali w kierunku Milicza (20 kilometrów od Krotoszyna, w województwie dolnośląskim) - opowiada.
Syn z pracownikiem ruszyli za złodziejami w pościg, jednocześnie zawiadamiając policję. - Funkcjonariusze patrolujący w Miliczu zauważyli dwa takie same mercedesy s-klasy, jeden z zagraniczną rejestracją. Podjęli pościg. Nagle samochody rozdzieliły się, policjanci udali się za tym z polską rejestracją. Jechał naprawdę bardzo szybko, w pewnym momencie po prostu zniknął z pola widzenia - relacjonuje Piotr Szczepaniak.
Po mercedesie ani śladu
Od tego momentu żaden z policyjnych patroli nie widział już zaginionego mercedesa. - Zostały powiadomione jednostki z Milicza, jednak nie zarejestrowały takiego samochodu - mówi Szczepaniak. - Obecnie zbieramy dowody w sprawie, analizujemy okoliczności zdarzenia, jesteśmy w kontakcie z jednostkami policji z całego kraju - dodaje.
Właścicielka samochodu ma żal do funkcjonariuszy, że nie zorganizowali odpowiednio szybko blokady dróg. - To było tak łatwe do złapania! Wielka strata. Pracowaliśmy na ten samochód z partnerem ostatnie 30 lat. Nowy samochód za pół miliona złotych. Mieliśmy go dopiero miesiąc - mówi ze złością.
Sprawcy kradzieży i miejsce, w którym znajduje się teraz samochód wciąż pozostają nieznane.
Autor: ww / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: W. Zajączek/TVN24