Rok po uroczystym otwarciu, wyremontowany dworzec kolejowy w Luboniu pod Poznaniem nadal jest niedostępny dla pasażerów. W budynku działa tylko straż miejska. Powód? PKP nie może znaleźć chętnego, który zająłby się prowadzeniem kasy i toalet - informują Fakty TVN.
Uroki wyremontowanego dworca w Luboniu można podziwiać jedynie przez okna. Nie działa poczekalnia, kasy biletowe, nie ma nawet toalet.
- To paranoja. W dodatku nikt nic nie wie o tym "prawdziwym" otwarciu - denerwuje się Tomasz, jeden z pasażerów.
- Od dawna nie można wejść do środka. Nie mam pojęcia, dlaczego - dodaje Joanna, mieszkanka Lubonia.
Stoją na straży
Od 14 miesięcy jedynymi lokatorami budynku są strażnicy miejscy.
- Żeby nikt nie narobił w spodnie, to wpuszczamy do nas - mówi Paweł Dybczyński, komendant strażników.
Pasażerowie mogą tu także ogrzać się w chłodniejsze dni. - Można powiedzieć, że w jakiś sposób wyręczamy PKP z ich obowiązków - dodaje komendant.
Burmistrz listy pisze
Sytuacja irytuje burmistrza, który 14 miesięcy temu przecinał wstęgę podczas uroczystego otwarcia dworca. - Teraz jestem utożsamiany, jako osoba odpowiedzialna za nie swoje przewinienia - żali się Dariusz Szmyt.
Winę za zamknięty dworzec bierze na siebie PKP. - Mieliśmy problem ze znalezieniem ajenta, który prowadziłby kasę i jednocześnie obsługiwał poczekalnię i toalety - tłumaczy Piotr Kryszak z działu gospodarowania nieruchomościami PKP.
Burmistrz nie zamierza jednak stać bezradnie z założonymi rękami. Wystosował list do PKP, w którym domaga się jak najszybszego uruchomienia kas.
Autor: FC/par / Źródło: TVN 24 Poznań / Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24