Jest wyjątkowe, bo co cztery lata spuszczają z niego wodę. Jego okolice to zielone płuca Poznania. Tu mieszkańcy biegają, jeżdżą na rowerach i rolkach, zjeżdżają na nartach, kąpią się w basenach, oglądają zawody kajakarskie i wioślarskie. Jezioro Maltańskie - drugie co do wielkości jezioro w Poznaniu - świętuje swoje 70. urodziny.
Plany powstania Jeziora Maltańskiego narodziły się w czasach okupacji. Niemcy postanowili osuszyć bagna dookoła Cybiny i utworzyć sztuczny akwen. Równolegle powstawało w Poznaniu inne jezioro - Rusałka. Do prac przy obu zmuszono Polaków i Żydów. Hitlerowcom Rusałkę udało się dokończyć, a jeziora na Malcie już nie, choć to - z roku na rok coraz większe - na niemieckich mapach Poznania pojawiało się już od 1942 roku.
Władze budują, miejscowi żałują
Po wojnie i odbudowie najważniejszych obiektów miasta, Miejska Rada Narodowa zdecydowała o dokończeniu tych prac.
- Zanim ono powstało pamiętam jak chodziliśmy nad Cybinę. By tam dojść z ulicy Świętego Michała trzeba było przejść przez ulicę Warszawską, a następnie obok monopolu spirytusowego. Bardzo tam lubiliśmy chodzić - opowiadała mi w książce "Miasto nie do Poznania" Lidia Tokarska.
Jak mówiła, rzeka była bardzo płytka i nikt nie obawiał się, że dzieci mogą w niej utonąć. - Kąpaliśmy się w niej i oglądaliśmy pływające tam, małe rybki. Cybina była bowiem bardzo zarybiona - dodawała.
Doskonale pamiętała moment, w którym ruszyły prace. Bo stracili wtedy swoje ulubione miejsce zabaw. - Jak zaczęły się wykopy, to dzieci tam nie dopuszczano. Miejscowi żałowali, że ten piękny teren uprawny będzie zalany. Gdy powstało jezioro, to nie było już to samo miejsce. Było ono głębokie i chodzili tam już tylko ci, którzy umieli pływać - tłumaczyła.
Prace ruszyły w 1948 roku. "Jezioro oprócz walorów krajobrazowych i widokowych spełni jeszcze kilka innych zadań. Będzie to dla licznych rzesz mieszkańców nowych dzielnic wschodnich i Śródmieścia wspaniałe kąpielisko letnie. Tu wśród zieleni leśnej, na południowym skłonie, zażywać będzie można kąpieli słonecznych. Wydłużony kształt jeziora nadaje się do założenia torów regatowych o długości 2300 m. Tu będą mogły odbywać się międzynarodowe regaty wioślarskie, podziwiane przez tysiączne tłumy widzów, rozmieszczone na obu stokach doliny. Imprezy te podniosą wybitnie znaczenie Poznania jako ważnego i wszechstronnego ośrodka sportowego w kraju" - pisał w kronice Miasta Poznania z 1949 roku Władysław Czarnecki, architekt miejski w Poznaniu w okresie międzywojennym i naczelnik Wydziału Budownictwa i Architektury w Zarządzie Miasta Poznania do 1950 roku.
Dalej dodawał: "Spiętrzony poziom wody w jeziorze przyczyni się z jednej strony do uzdrowienia torfiastej części doliny, a z drugiej do przyspieszenia wzrostu drzew sadzonych na piaszczystych i bezwodnych zboczach. Całość niewątpliwie wpłynie dodatnio na zmianę klimatu przyległego obszaru".
Wydobyto w sumie pół miliona metrów sześciennych ziemi, a na brzegu usypano plaże, na które wysypano kilkadziesiąt wagonów piasku.
Zalali tory
Woda zalała wtedy dawną trasę kolejową biegnącą do Dworca Wschodniego. Był to fragment Średzkiej Kolei Powiatowej, której budowa rozpoczęła się w 1898 roku. Najpierw powstał normalnotorowy odcinek z Głównej (dziś Poznań Wschód) do Kobylepola, wsi należącej do Józefa Mycielskiego, właściciela tamtejszego browaru i jednego z inspiratorów i udziałowców budowy kolejki.
Wąskotorową trasę łączącą Kobylepole ze Środą Wielkopolską zakończono w 1902 roku. Rok później powstała normalnotorowa bocznica z Malty do zakładów przemysłowych na Starołęce. W 1910 roku dobudowano z kolei odcinek wąskotorowy ze Środy Wielkopolskiej do Zaniemyśla. Kolej służyła przede wszystkim do przewozów płodów rolnych, ale także do przewozu osób. W szczytowym okresie trasa Średzkiej Kolei Powiatowej liczyła 118 kilometrów.
Kolejką tą miała okazję jechać Lidia Tokarska. - Na narożniku ulic Warszawskiej i Średzkiej znajdowała się stacja z pięknym budynkiem. To stamtąd ruszaliśmy na wycieczki do Kobylepola, gdzie odbywały się biwaki, pikniki i śpiewy. Jeździły na nie całe rodziny, to było oderwanie od codziennego życia. Organizował je ksiądz proboszcz z parafii Jana Jerozolimskiego Za Murami - wspominała w "Mieście nie do Poznania".
W 1952 roku, w związku z budową Jeziora Maltańskiego, rozebrano tory na odcinku między stacjami Malta i Brama Warszawska. "Zmierzch" kolejki nastąpił w latach 60. XX wieku. W 1968 roku wstrzymano ruch osobowy na trasie Kobylepole-Środa Miasto, a od roku 1973 rozpoczęła się jej rozbiórka. Zaczęto od bocznic, by w 1976 roku zabrać się za główną trasę.
Do dziś zachowała się jedynie linia Środa Miasto-Zaniemyśl. O dawnej trasie w Poznaniu przypomina dzisiaj skansen, który powstał w parku Rataje.
Najlepszy tor w Polsce
Jezioro było gotowe w 1952 roku. "Otwarto" je 5 października. Sztuczny zbiornik miał powierzchnię 64 hektarów. Miał 2150 metrów długości i od 300 do 500 metrów szerokości. W najgłębszym miejscu miało 3,8 metra, w najpłytszym - 1,8 metra.
Nazwano go Jeziorem Maltańskim - od kawalerów maltańskich, czyli rycerzy z zakonu joannitów, którzy mieli tu swoją siedzibę, kościół i hospicjum.
Jak podaje Danuta Bartkowiak z Cyfrowego Repozytorium Lokalnego, w kolejnych latach jezioro kilkakrotnie pogłębiano i porządkowano przy okazji organizacji na nim większych imprez wioślarskich, kajakarskich i motorowodnych.
W 1961 roku odbyły się na nim Mistrzostwa Europy w Kajakarstwie. Tor wioślarski jeszcze na początku lat 70. XX wieku uznawany był za najlepszy w Polsce, ale jego stan wyraźnie się pogarszał: jezioro zarosło, stało się płytsze aż w końcu tor przestał spełniać wymogi.
Z samym jeziorem niewiele się wtedy działo. Co innego dookoła. W 1974 roku na Białej Górze koło jeziora otwarto Nowe Zoo.
Nim zwierzęta zobaczyli pierwsi zwiedzający, uruchomiono dziecięcą kolejkę parkową Maltanka, której zadaniem było dowożenie maluchów do nowego zwierzyńca.
Przebudował je wioślarz
W 1982 roku, gdy prezydentem Poznania został Andrzej Wituski, Jezioro Maltańskie znajdowało się już w tragicznym stanie. Przypominało śmierdzący ściek i porastała je półtorametrowa trzcina. Wituski hasło "Malta" wpisał grubym pisakiem do zeszytu z najważniejszymi sprawami do załatwienia. I szybko się zajął tematem. Niczym z nieba spadła mu propozycja ze strony Polskiego Związku Kajakowego, by w Poznaniu zorganizować Kajakowe Mistrzostwa Świata w 1990 roku. Choć pomysł wydawał się szalony, szybko na niego się zgodził. Przebudowanie Jeziora Maltańskiego i jego otoczenia powierzył Klemensowi Mikule.
Dla architekta, a jednocześnie byłego wioślarza, był to projekt życia. Jego realizacja była jednak niezwykle trudna. Z jeziora trzeba było wybrać milion metrów sześciennych ziemi. - To jest taka kostka, jakbyśmy zasypali cały Stary Rynek i jeszcze usypali górę wyższą o 25 metrów od wieży Ratuszowej - opisywał Mikuła w książce "Przecież to mój Poznań. Andrzej Wituski w rozmowie z Dorotą Ronge-Juszczyk".
Idea Mikuły - rekreacyjnego parku nad Maltą - odwoływała się do historycznych tradycji. Kontynuowała ona koncepcję poznańskiego architekta sprzed II wojny światowej, Adama Ballenstaedta. Zakładał on powstanie ogromnego parku z obiektami sportowymi i rzeźbami. Tereny te miały służyć z jednej strony do uprawiania aktywnego wypoczynku, z drugiej miłośnikom muzyki i sztuki, dla których miała powstać estrada dla orkiestr i dwa teatry. Koncepcja Mikuły była jej rozwinięciem z dostosowaniem do współczesnych potrzeb mieszkańców i rozrastającego się Poznania.
Czas budowy przypadł jednak na trudne lata kryzysu gospodarczego. Roboty wielokrotnie przerywano. Brakowało materiałów lub pieniędzy, a najczęściej obu naraz. Dzięki pomocy finansowej z ministerstwa sportu, prace udało się dokończyć.
Przez Maltę przewinęło się 40 różnych firm. Do podjęcia się tego zadania wykonawców przekonywano nie tylko pieniędzmi i "wyższym celem", jakim była budowa toru regatowego dla Poznania, ale też bonami. To, czego na początku "nie dało się" zrobić albo miało trwać zdecydowanie za długo, można było wykonać za talony na benzynę.
Klapa na horyzoncie
Roboty udało się zakończyć na czas, choć jeszcze pięć dni przed rozpoczęciem Kajakowych Mistrzostw Świata nic na to nie wskazywało.
- Czy ktokolwiek jest w stanie zagwarantować, że widzowie, którzy zechcą tutaj przyjść na mistrzostwa świata nie utoną w błocie, tak jak to niestety dzisiaj jeszcze jest? - pytał wyraźnie oburzony Marek Lubawiński, dziennikarz "Gazety Poznańskiej".
Chwilę wcześniej po drabinie wspinał się na trybunę nad Jeziorem Maltańskim, na której zorganizowano konferencję prasową z organizatorami imprezy. - Na pewno nie utoną (...) Gwarantujemy, że nie potrzebujemy straży pożarnej, by wyciągała samochody czy pieszych - zapewniał Klemens Mikuła. Ale - jak przyznają jego współpracownicy - sam nie do końca wierzył w to, co mówił.
Dookoła trwały gorączkowe prace. Asfaltu na drogach jeszcze nie było. Robotnicy układali w pośpiechu dopiero pierwsze kostki brukowe na chodnikach, inni dokańczali jeszcze budynki zaplecza imprezy. Z trybun jeszcze wystawały drewniane szalunki, a wokół nich stały rusztowania. Prace były daleko w polu. Nawet na trybunie, na której odbywała się konferencja prasowa, gorączkowo pracowali robotnicy.
Wszystko wskazywało na to, że za pięć dni Poznań będzie na ustach wszystkich. Kompromitacja wydawała się nieuchronna.
- Pracowaliśmy non stop, wszyscy byli na placu budowy. Dzień przed imprezą non stop padało. Z Klemensem byliśmy na wieży, spędziliśmy tam całą noc. Patrzyliśmy na to wszystko i mówiliśmy: "No nie da się, nic już nas nie uratuje. Jutro mistrzostw nie będzie. Teraz to już chyba pozostało nam tylko się napić" - wspominał w książce "Historie warte Poznania" Janusz Grabia, współpracownik i przyjaciel Klemensa Mikuły.
Obiekty na imprezę udało się zakończyć dosłownie w ostatniej chwili. Gdy arcybiskup Jerzy Stroba po jednej stronie jeziora święcił obiekty i czytał list od papieża Jana Pawła II do organizatorów i uczestników mistrzostw, po drugiej trwały gorączkowe prace.
- Rzutem na taśmę, dwie godziny przed imprezą ułożyliśmy chodniczek z darniny i dojścia do pomostów, na których wręczano medale - mówił Grabia.
W powodzenie zakończenia budowy na czas zwątpił tego dnia sam Wituski. Około południa, chciał przenosić imprezę na Stary Rynek. Mikuła go jednak powstrzymał.
Głos Wielkopolski relację z inauguracji zatytułował "Cud nad Maltą?".
Na wiele zakończonych w ostatniej chwili obiektów brakowało pozwoleń na budowę. - Za każdym razem, podczas swoich wystąpień na imprezach na Malcie, przypominał o tym nieżyjący już prezydent Poznania Wojciech Szczęsny-Kaczmarek, nazywając tor "największą samowolą budowlaną Poznania" - mówił tvn24.pl Konrad Tuszewski, były dyrektor Malta-Ski.
Malta pełna atrakcji
Po mistrzostwach w 1990 roku Maltę rozbudowano. Powstała mała architektura, sala audiowizualna, amfiteatr, restauracja Maltanka ze stacją początkową kolejki dziecięcej, letni tor saneczkowy, kolejka górska i przede wszystkim całoroczny stok narciarski. W 2003 roku, z okazji 750-lecia lokacji miasta, na jeziorze powstała największa w mieście fontanna: pływający wodotrysk na zachodnim brzegu jeziora.
Dzisiaj okolice Jeziora Maltańskiego to zielone płuca Poznania. Teren, który przyciąga tysiące mieszkańców: biegają, jeżdżą na rowerach i rolkach, zjeżdżają na nartach na sztucznym stoku narciarskim, zażywają dawek adrenaliny na kolejce górskiej czy torze saneczkowym, kąpią się w basenach Term Maltańskich, oglądają zawody kajakarskie i wioślarskie. To tu odbywają się plenerowe wydarzenia na Malta Festiwal, letnie koncerty czy seanse filmowe pod gołym niebem.
Jezioro co pewien czas wysycha
Co cztery lata Malta zmienia jednak swoje oblicze. Zamiast oglądać trenujących na jeziorze wioślarzy, mieszkańcy widzą jedynie warstwy mułu. Jezioro wymaga bowiem regularnego czyszczenia. To zaczyna się późną jesienią. Najpierw wyławiane są z niego ryby, potem spuszczana woda, która wraca do niego wiosną.
Dwa miliony sześcienne wody znikają z jeziora co cztery lata. Wtedy sztuczny zbiornik przechodzi wielkie czyszczenie. Podczas takich operacji na jego dnie znajdowane są różne rzeczy. Raz wyłowiono nawet toi-toia. Ostatnio - kilka hulajnóg i telefonów, okulary przeciwsłoneczne, deskorolki, a nawet wiertarkę.
Miasto planuje zmiany
W 2020 roku Miasto Poznań - po batalii sądowej - przejęło tereny po dawnej fabryce wódki po północnej stronie jeziora.
Gdyby spojrzeć na Jezioro Maltańskie z lotu ptaka, to widać, że od strony Nowego Zoo jest szersze, potem się zwęża, by wreszcie na końcu, wzdłuż ulicy Jana Pawła II było najszersze. Gdy jezioro budowano, fabryka wódki już stała. Zakłady Państwowego Monopolu Spirytusowego powstały w 1927 roku.
Teraz miasto planuje poszerzyć Jezioro Maltańskie w jego najwęższym fragmencie i jednocześnie rozbudować Tor Regatowy Malta o brakujący tor powrotny zgodnie z wymaganiami Międzynarodowej Federacji Wioślarskiej (FISA) i Międzynarodowej Federacji Kajakowej (ICF). To jednak melodia przyszłości. - Nikt nie robił jeszcze żadnych koncepcji, dotyczących tego terenu, bo nie należał on do nas. Teraz teren udało się odzyskać, więc możemy zabrać się za planowanie - mówiła w grudniu 2020 roku Joanna Żabierek, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Poznania.
Nim miasto zabierze się za poszerzanie jeziora, planowane są inne inwestycje. Pierwsze obejmują południowy brzeg jeziora. To odnowa kąpieliska i źródełka.
Inna planowana inwestycja to rozbudowa hangaru przy mecie toru regatowego, bo w obecnym kajakarze i wioślarze się nie mieszczą. Powstać ma też ścieżka pieszo-rowerowa, która bezkolizyjnie połączy Maltę z Wartostradą przez zrewitalizowane podziemia zabytkowej fortecznej Śluzy Cybińskiej z 1845 roku, jeden z obiektów hydrotechnicznych dawnej poligonalnej Twierdzy Poznań.
Zmienić ma się też organizacja ruchu pieszo-rowerowego na północnym brzegu jeziora. Bo wąskie było tu nie tylko jezioro, ale też ścieżka dla pieszych i rowerzystów, a ruch na nich jest duży.
***
Jezioro Maltańskie jest drugim co do wielkości jeziorem stolicy Wielkopolski. Największe jest Jezioro Kierskie.
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: MKZ / CYRYL