Ruszył proces zarządcy restauracji na poznańskim Grunwaldzie, w której doszło do zapalenia się pojemnika z paliwem do biokominka. W wyniku wypadku poważnie poparzona została kierowniczka baru. 30-latka zmarła w szpitalu. Według śledczych, mężczyzna nieumyślnie doprowadził do jej śmierci.
W piątek (19 listopada) w Sądzie Rejonowym w Poznaniu ruszył proces Ziemowita M., zarządcy restauracji na poznańskim Grunwaldzie, w którym dwa lata temu doszło do tragicznego wypadku.
We wrześniu 2019 r. pracująca od kilkunastu dni w lokalu kierowniczka baru chciała dolać paliwa do biokominka. Kobieta nie poczekała jednak na jego wygaszenie i schłodzenie. Gdy dolała paliwa, doszło do eksplozji. Ranne zostały w sumie cztery osoby.
Najciężej ranna została właśnie 30-latka. Z ciężkimi poparzeniami trafiła do szpitala. Daria B. miała oparzenia głowy, klatki piersiowej, kończyn i grzbietu. W sumie poparzone miała 80 procent powierzchni ciała. Po kilku dniach zmarła.
Zdaniem śledczych winę za wypadek ponosi Ziemowit M. Zarzucono mu niedopełnienie obowiązków w zakresie bezpieczeństwa pracy, co skutkowało narażeniem kobiety na utratę życia lub zdrowia i nieumyślne spowodowanie jej śmierci. 30-latka miała nie przejść przed rozpoczęciem pracy szkolenia BHP.
W piątek ruszył proces w jego sprawie.
Tłumaczył, że sam uczył ją obsługi
Mężczyzna nie przyznaje się do winy. - Moim priorytetem zawsze było dbanie o bezpieczeństwo gości, pracowników i powierzonego mi mienia - podkreślał M. w sądzie.
Jak tłumaczył, o braku szkolenia wstępnego BHP kobiety nie wiedział. - Ówczesna kadrowa dwa razy wzywała ją na szkolenie, ale Daria B. nie stawiała się na nie. Nie miałem wiedzy, że nie przeszła tego szkolenia, gdybym wiedział nie dopuściłbym jej do pracy - mówił.
Ale - jak dodawał - kobiecie sam przeprowadził szkolenie stanowiskowe, które obejmowało obsługę biokominka.
Umowę z 30-latką podpisał 27 sierpnia. - Na dzień 2 września 2019 roku zaplanowałem szkolenie z obsługi biokominka, które przeprowadziłem osobiście. W trakcie wywiadu poruszyłem kwestię związane z bezpieczeństwem, obsługa biokominka była jednym z jej elementów - mówił.
Jak twierdzi, Daria B. wspomniała mu, że w jej poprzednim miejscu pracy doszło do poparzenia pracownika w trakcie obsługi biokominka.
- Szkolenie trwało 60-70 minut i od podstaw pokazałem jak obsłużyć biokominek, a następnie sprawdziłem czy Daria B. zrozumiała instruktaż, co ona potwierdziła. Następnie poprosiłem Darię B. o wykonanie procedury samodzielnie. Bez zastrzeżeń wykonała całą procedurę - tłumaczył w sądzie.
Po szkoleniu, przed wypadkiem, kobieta miała dwukrotnie dolewać bioetanol do kominka.
- Nasza starsza inspektor BHP zeznała, że szkolenie wstępne nie obejmuje szkolenia z obsługi biokominka (...) Łączenie braku szkolenia wstępnego z BHP ze śmiercią Darii B. jest bezzasadne - przekonywał przed sądem mężczyzna. Jak tłumaczył, "ogólna wiedza w społeczeństwie jest taka, że do kominka nie należy dolewać paliwa". - Nieszczęśliwy wypadek był dla mnie dużym szokiem, jest to dla mnie trauma, ale nie czuję się odpowiedzialny za tę sytuację - podkreślił.
Po wypadku biokominek w lokalu został zdemontowany.
Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi pięć lat więzienia.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24