Aż do 2000 roku utajniona była nawet jego lokalizacja. W razie ataku miał dać schronienie najważniejszym urzędnikom miejskim. Z okazji rocznicy stanu wojennego wielkopolskie muzeum dało jednak poznaniakom rzadką okazję by go zwiedzić i na jeden dzień otworzyło drzwi tajnego przeciwatomowego bunkra z czasów zimnej wojny.
Bunkier nazywany jest prezydenckim, bo w razie ataku miał chronić m.in. prezydenta miasta. Znajduje się pod willą przy ul. Słupskiej 62 w Krzyżownikach na obrzeżach Poznania. Wybudowano go w latach pięćdziesiątych w okresie zimnej wojny między USA a ZSRR.
"Zemsta na Jaruzelskim" - To miejsce nie było w żaden sposób powiązane ze stanem wojennym, ale to nasza słodka zemsta na gen. Jaruzelskim, który nam zepsuł młodość. Teraz my pokazujemy jedną z jego tajemnic - powiedział w czwartek PAP zastępca dyrektora Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych w Poznaniu, Jacek Bartkowiak. Pod ziemią znajduje się kilkadziesiąt pomieszczeń wraz z autentycznym wyposażeniem.
- Kiedy w latach dziewięćdziesiątych pierwszy raz tutaj byłem, miałem wrażenie, że cofnąłem się o 20 lat do tyłu. Teraz mam wrażenie jakbym przeniósł się w czasie 40 lat wstecz - mówił wiceprezydent Poznania Tomasz Kayser.
- Przed udostępnieniem go zwiedzającym wyczyściliśmy i odmalowaliśmy pomieszczenia. Dbaliśmy jednak o zachowanie historycznego charakteru tego miejsca, stąd choćby kolor ścian jest taki sam jak wcześniej - mówi Lech Dymarski, dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych.
Podziemne centrum dowodzenia
W oddalonym ponad 10 km od centrum miasta schronie mieli być schowani przed atakiem atomowym najważniejsi urzędnicy miejscy. Stąd też mieli koordynować system obrony cywilnej na terenie Poznania. - Jest tu system łączności telefonicznej i radiowej, pomieszczenia, do których miały spływać meldunki z miasta i z punktów obserwacyjnych na jego obrzeżach. Są tu łącznice telefoniczne zapewniające komunikację z kluczowymi zakładami pracy - tłumaczył Bartkowiak.
- Pod uwagę jednak nie wzięto chyba jednej rzeczy. Po wybuchu bomby atomowej żadne kable telefoniczne by raczej nie przetrwały - zauważa Dymarski.
Według specjalistów schron nie mógł jednak ochronić przebywających w nim osób przed skutkami ewentualnego ataku atomowego. - Obiekt umieszczony zbyt płytko, bez odpowiednich zabezpieczeń, które powodowałyby, że będzie on odporny na silne wstrząsy - ocenił Bartkowiak.
Obecne w schronie osoby były narażone też na inne niewygody. - Są tu wprawdzie agregaty, filtry powietrza, składane łóżka, zachowały się nawet poduchy z pierzem. Nie ma za to kuchni i magazynu żywności. Nie wiemy, jak sobie wyobrażano pracę w tym miejscu, bo chyba nie tak, że po wybuchu jądrowym prezydent i jego załoga o godzinie 16.00 jadą do domu na obiad - żartował Dymarski.
Schron zaskoczeniem dla sąsiadów
Otwarcie schronu przyciągnęło miłośników historii z całego kraju, wśród nich osoby mieszkające w pobliżu willi. Jak przyznały, informacja o tajnych podziemiach była dla nich zaskoczeniem. Kolejną okazją do zwiedzania poznańskiego bunkra będzie 21 grudnia. Muzeum przygotowuje na ten dzień imprezę nawiązującą do terminu rzekomego końca świata. - O ile ten nastąpi przed godz. 16. O tej godzinie zamierzamy bowiem zamknąć schron - żartuje Dymarski. Docelowo obiekt ma być udostępniany przynajmniej raz w miesiącu.
Autor: FC/k / Źródło: TVN 24 Poznań / PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań | Filip Czekała