Obraźliwy baner wymierzony w dziennikarza "Gazety Wyborczej" Piotra Żytnickiego zawisł na trybunie stadionu podczas meczu Ekstraklasy pomiędzy Lechem Poznań a Widzewem Łódź. Transparent miał wisieć kilkanaście minut. Żytnicki złożył zawiadomienie do prokuratury. Nikt z klubu się z nim nie kontaktował ani go nie przeprosił.
Do zdarzenia doszło w piątek, 31 stycznia, kiedy w meczu polskiej Ekstraklasy zmierzyły się Lech Poznań i Widzew Łódź. Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", w trakcie spotkania na trybunie zajmowanej przez kiboli Lecha Poznań pojawił się transparent z dużym napisem: "Żytnicki pedofil". A poniżej niewielki dopisek: "Potwierdzone u informatorów". Baner - według świadków - miał wisieć co najmniej kilkanaście minut. Rzecznik Lecha Poznań napisał nam, że został zdjęty "po interwencji dyrektora ds. bezpieczeństwa".
Piotr Żytnicki: to zemsta
Nasz dziennikarz rozmawiał o tym, co stało się w piątek, z Piotrem Żytnickim. Dziennikarz wielokrotnie opisywał działalność kiboli Lecha Poznań. Ostatni artykuł pojawił się około tygodnia przed meczem z Widzewem Łódź. - Opublikowałem tekst na temat narkobiznesu związanego też z kibolami Lecha Poznań, o kolejnym udaremnionym przemycie. Jeżeli chodzi o zbieżność czasową, to też się jakoś łączy, więc jestem przekonany, że to jest zemsta za opisywanie działalności kiboli Lecha Poznań, w tym ich przestępczej działalności związanej z przemytem narkotyków - powiedział Piotr Żytnicki. Dodał, że o tym, że taki transparent zawisł na meczu, na którym było 30 tysięcy widzów, dowiedział się w piątek wieczorem od różnych osób, które były obecne na stadionie - od dziennikarzy, znajomych. Informowali go, że transparent wisiał co najmniej kilkanaście minut. Zaczął się też pojawiać w mediach społecznościowych. - To jest istotne, że żaden przedstawiciel klubu Lech Poznań, który był organizatorem tego meczu, nie skontaktował się ze mną, żeby przeprosić za to zdarzenie, żeby wyjaśnić, jak mogło w ogóle dojść do wywieszenia tego transparentu, w jaki sposób on został wniesiony na stadion i na trybunę, czy on powstał na tym stadionie, bo wiemy, że Lech Poznań udostępnia tak zwanym ultrasom, przygotowującym oprawy meczowe, pomieszczenie na stadionie, gdzie mogą przechowywać swoje transparenty, flagi, bębny i według naszej wiedzy część tych transparentów tam przygotowują - przekazał dziennikarz "Gazety Wyborczej".
"Jestem poruszony tą sytuacją"
Dziennikarz mówił, że "czuje się poruszony całą sytuacją" i "na takie coś nie był przygotowany", mimo że na co dzień zajmuje się różnymi trudnymi sprawami, kryminalnymi, śledczymi.
- Zarzut, który znalazł się na tym transparencie, jest najpoważniejszy, jaki się może pojawić. Jestem tym poruszony, wstrząśnięty, do dziś do mnie to nie dociera, w przeszłości otrzymywałem groźby od kiboli Lecha Poznań, prokuratura nawet prowadziła postępowanie, ale nie ustaliła ich autorów. Byłem zaczepiany w przeszłości na ulicy. Natomiast to, co się teraz stało, to jest przekroczenie granicy (...). Jest mi przykro, że klub udaje po prostu, że nic się nie stało - podkreślił.
Doniesienie do prokuratury
Piotr Żytnicki wielokrotnie opisywał przypadki pedofilii, przedstawiał historie ofiar, relacjonował procesy między innymi księży. I poczuł się dotknięty wywieszonym transparentem. - W mojej ocenie osoby, które powiesiły ten transparent, zniesławiły mnie, czyli popełniły przestępstwo. Jest to przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego, czyli ja sam musiałbym zidentyfikować te osoby, a tego nie jestem w stanie zrobić, bo nie mam dostępu na przykład do monitoringu, więc jestem tu trochę bezradny. Natomiast wczoraj po południu złożyłem w prokuraturze w Poznaniu wniosek o wszczęcie postępowania i objęcie przez prokuraturę tej sprawy ściganiem z urzędu ze względu na interes społeczny i prokuratura ma taką możliwość - powiedział. - Jeżeli chodzi o ten interes społeczny, to uważam, że przestępstwo to było popełnione publicznie, na oczach 30 tysięcy widzów. Było manifestacją rażącej pogardy dla prawa, było motywowane zemstą i celem tych działań, jest zastraszenie mnie, czyli wywołanie tak zwanego efektu mrożącego, czyli zniechęcenie mnie, żebym się zajmował w działalności dziennikarskiej kibolami Lecha Poznań - podkreślił dziennikarz. Zapewnił, że nie da się zastraszyć i nie wyobraża sobie, "że wszyscy przejdą nad tym, co się wydarzyło, do porządku dziennego i, że klub umyje ręce, nie weźmie odpowiedzialności i będzie nadal prowadził swój wielomilionowy biznes".
Reakcja prokuratury
Zapytaliśmy też rzecznika Prokuratury Okręgowej w Poznaniu o złożone przez Piotra Żytnickiego zawiadomienie. - Potwierdzam, że takie zawiadomienie wpłynęło, będzie przydzielony prokurator i do końca tygodnia będzie decyzja w tej sprawie. Tyle na ten moment mogę powiedzieć - przekazał prokurator Łukasz Wawrzyniak.
"Transparent obrażający kogokolwiek nie powinien pojawić się na trybunach"
O piątkowy incydent zapytaliśmy rzecznika poznańskiego klubu.
Czy podjął kroki w sprawie wywieszenia przez kibiców transparentu obrażającego dziennikarza "Gazety Wyborczej"? Czy powiadomił organy ścigania i czy potępi takie działania? Otrzymaliśmy krótką odpowiedź. "Oczywiście, że podjęliśmy działania i transparent został zdjęty po interwencji dyrektora ds. bezpieczeństwa. I to tyle komentarza z naszej strony, bo nie uznajemy, żeby dalsze wyjaśnienia były tutaj potrzebne. Dodam również, że jasne - transparent obrażający kogokolwiek nie powinien pojawić się na trybunach, to oczywiste, nie muszę o tym przekonywać" - napisał Maciej Henszel, rzecznik Lecha Poznań.
Komisja ligi będzie analizować materiały z meczu
"Gazeta Wyborcza" poprosiła o komentarz Dominika Muchę, rzecznika prasowego Ekstraklasy. Ten zapowiedział, że Komisja Ligi - niezależny organ dyscyplinarny Ekstraklasy - na najbliższym posiedzeniu w środę, 5 lutego, będzie analizować materiały z meczu Lecha z Widzewem. Mucha zastrzegł w rozmowie z gazetą, że o wynikach prac Komisji Ligi poinformowany będzie tylko klub, a za naruszenie postanowień regulaminu Ekstraklasy grożą kary. Rzecznik odesłał "Wyborczą" do podręcznika Ekstraklasy na sezon 2024/2025.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jakub Kaczmarczyk/PAP