Kilkunastu uzbrojonych policjantów o 6.00 rano zrobiło nalot na pięć mieszkań w Żarach (Lubuskie) w poszukiwaniu zgubionej obrączki kolegi. Przełożeni podkreślają, że funkcjonariusze mieli nakaz i działali zgodnie z prawem, ale w związku z "bardzo negatywnym odbiorem sprawy przez opinię publiczną" wewnętrzna komisja zbada, "czy mogli zachować się lepiej".
- Wszędzie zaglądali. Każda jedna szafka była otwierana, wchodzili na krzesła, szukali na meblach. Później zabrali mnie na komendę, gdzie policjanci oskarżali mnie o to, że kłamię - opowiada Krystyna Szymańska, której mieszkanie przeszukiwali policjanci. Szukali obrączki kolegi, którą ten zostawił na sali sportowej. Podejrzewali, że mogła ją zabrać któraś ze sprzątaczek, dlatego weszli do ich mieszkań.
- W każdej z takich spraw policja działa podobnie, a to wydarzenie nie stanowi wyjątku. Wszystkie czynności wykonywane przez policjantów były zatwierdzone przez prokuratora. Każda osoba, niezależnie jaki wykonuje zawód, kim jest i jaki ma status, może liczyć na podobne zaangażowanie policji. Sprawa została zgłoszona przede wszystkim przez obywatela, a nie przez policjanta - mówi Sławomir Konieczny, rzecznik lubuskiej policji.
- Zgodzę się, że z tym, że niezapowiedziana wizyta policjantów może być zaskoczeniem, nikt nie powie, że taka wizyta należy do przyjemności, natomiast takie jest prawo policji i sposób jej pracy. Nikt tutaj nie postępuje wbrew prawu - dodaje Konieczny.
Policjant zaznacza jednak, że po bardzo negatywnym odbiorze sprawy przez opinię publiczną wydział kontroli komendanta wojewódzkiego "szczegółowo, krok po kroku" sprawdzi, czy zakres działań policjantów i sposób ich wykonania był właściwy. Wewnętrzne postępowanie pozwoli mu ustalić, czy funkcjonariusze mogli zachować się lepiej, tak aby ich czynności nie budziły negatywnych odczuć.
Nie oznacza to jednak, że policjanci, którzy brali udział w akcji, poniosą jakieś konsekwencje.
"Chciałbym takiej skuteczności"
Poznański adwokat Mariusz Paplaczyk wydaje się nie być do końca przekonany o słuszności działań policji. Przyznaje, że przeszukania może i były zgodne z prawem, ale poddaje w wątpliwość ich konieczność w takiej formie.
- Ja bym bardzo chciał, żeby w sprawach, w których ja pomagam pokrzywdzonym, policja i prokurator działali tak skutecznie, bo nieczęsto mi się zdarza, w sprawie, która dotyczy przywłaszczenia czy kradzieży mienia, aby mieć przeszukania i to w tak szybkim tempie. Jeśli to jest wzorzec, do którego będziemy dążyć, to ja się bardzo cieszę. Trzeba jednak pamiętać o zachowaniu proporcji. Przepisy dają możliwość przeszukania w takiej sytuacji, natomiast trzeba się zastanowić, czy te czynności są niezbędne w danym postępowaniu. Innego działania byśmy oczekiwali w przypadku szukania broni, skradzionej z banku gotówki czy narkotyków niż w wypadku obrączki - mówi Paplaczyk.
Adwokat zwraca uwagę, iż każdy, kto został w ten sposób potraktowany, może złożyć stosowne zażalenie do sądu.
- Każdemu z nas przysługuje uprawnienie do złożenia zażalenia na postanowienie o przeszukaniu. Raz, że sama czynność może zostać uznana za zbyteczną w danym postępowaniu, dwa, zachowanie przeszukujących może naruszać dobra osobiste poddanych tej czynności. Czasu na to nie ma zbyt wiele, to siedem dni od daty doręczenia postanowienia o zatwierdzeniu zatrzymania rzeczy. Trzeba je skierować do sądu rejonowego i wskazać wszystkie swoje wątpliwości - informuje Paplaczyk.
Pukanie do drzwi o 6.00 rano
Początek sprawy sięga 8 stycznia, kiedy to policjanci trenowali w sali sportów walki należącej do Miejskiego Ośrodka Sportu, Rekreacji i Wypoczynku w Żarach. Jeden z funkcjonariuszy zdjął wówczas swoją obrączkę z palca i położył na ławce. Pech chciał, że mężczyzna o niej zapomniał.
Dzień po policyjnym treningu sala była sprzątana przez trzy pracownice MOSRiW-u. To właśnie one, a także dwóch innych pracowników teoretycznie jako ostatni mogli widzieć obrączkę. Cała piątka została posądzona o kradzież. Wszyscy utrzymywali jednak, że o obrączce nic nie wiedzą. Jak mówili, policjant, który następnego dnia przyjechał do sali sportowej, groził, że nie zostawi tej sprawy bez rozwiązania.
Trzy tygodnie po zgubieniu obrączki kilkunastu uzbrojonych kryminalnych o 6.00 rano zapukało do drzwi pięciu mieszkań. Wszyscy pracownicy posądzeni o kradzież zostali dokładnie zrewidowani, a następnie przewiezieni na policyjną komendę w celu przesłuchania. W niektórych mieszkaniach "trzepanie" mebli czy przedmiotów odbywało się na oczach małych dzieci. Na przeszukanie pozwolenie wydał prokurator.
Ostatecznie obrączki nie znaleziono ani przy żadnym z pięciu posądzonych o kradzież, ani w ich mieszkaniach. Śledztwo jest w toku. Na razie nie ma innych podejrzanych.
Zobacz materiał "Faktów" TVN:
Autor: ib/kv / Źródło: TVN24 Poznań