- W ostatnich latach coraz częściej dochodzi do bulwersujących zdarzeń w Himalajach - przyznaje w rozmowie z TVN24 Bartłomiej Wróblewski, który już po raz drugi przegrał walkę z potężną górą.
Bartłomiej Wróblewski to doktor nauk prawnych, konstytucjonalista i dyrektor Instytutu Prawa Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Poznaniu. Jednocześnie jest podróżnikiem, pasjonatem wspinaczek górskich oraz członkiem Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu.
Dwa tygodnie temu himalaista wrócił z wyprawy na Mount Everest. Akcja trwała od 28 marca do 2 maja. Udział w niej wzięło łącznie 10 wspinaczy z Ameryki, Indonezji, Polski i Szwecji.
Ciemna strona Everestu
W kwietniu i maju jest najlepsza pogoda do wspinaczki. Nie oznacza to że wyprawa była łatwa.
Duże niebezpieczeństwo związane jest w szczególności z przejściem przez Lodospad Khumbu. To stroma część lodowca. Ponieważ lodowiec cały czas się porusza, tworzą się setki szczelin. W okresie wiosny i lata lód topi się szczególnie intensywnie. Odpadają bloki lodowe stwarzając spore zagrożenie.
Niebezpieczeństwo nie tylko w górach
Jak przyznał Wróblewski, w Himalajach dzisiaj niebezpieczne są już nie tylko góry.
- Negatywne doświadczenia zebrałem tekście "Dwie strony Everestu". Skupiam się w nim na trzech problemach: przemocy, praktykach agencji wspinaczkowych oraz ratowaniu życia. Opieram się na doświadczeniach z dwóch stron - w zeszłym roku ze strony tybetańskiej, chińskiej, w tym z nepalskiej - wyjaśnia.
Wróblewski sam spotkał się z atakiem.
- Przewodnik Szerpów, któremu zaufałem, groził mi śmiercią. Nigdy nie wiadomo, na ile tego rodzaju groźby są realne, ale druga połowa wyprawy była już dla mnie nieprzyjemna. Podobno wcześniej takie rzeczy się w Himalajach nie zdarzały – tłumaczy.
"Kucharz rzucił kamieniem"
- Kolega opowiadał mi, jak kucharz Szerpów wziął ciężki kamień i niezadowolony w związku z tym, że jeden z himalaistów chciał wezwać helikopter ratunkowy, rzucił w niego kamieniem. Jakie są przyczyny takich zachowań, nie wiem, może klimat polityczny. Wzrost agresji jest to jednak dla mnie fakt niezaprzeczalny - uważa Wróblewski.
Kolejny raz walczył z naturą
Celem wyprawy było wejście przez Przełęcz Południową.
– Miałem wejść granią południowo-wschodnią na Mount Everest, ostatnią pozostającą mi do zdobycia górę Korony Ziemi. Wspinaczka odbywała się w 60. rocznicę pierwszego wejścia na Everest przez Nowozelandczyka Edmunda Hillarego oraz Szerpę Tenzinga Norgaya w 1953 roku – wyjaśnia podróżnik.
Cała akcja podzielona została na trzy etapy. Najpierw odbył się trekking z Lukli do bazy pod Everestem i właśnie ten moment Wróblewski wspomina najlepiej. – Nie ma tam dróg, a cały transport odbywa się za pomocą zwierząt jucznych i tragarzy. To bardzo ciekawy region, nie tylko zresztą przyrodniczo, ale także kulturowo. Nieprawdopodobnie piękne widoki, wiele klasztorów i innych buddyjskich miejsc kultu. To dodaje wędrówce uroku – mówi himalaista.
Po dwutygodniowym trekkingu grupa podróżników aklimatyzowała się w bazie, by ostatecznie rozpocząć atak na Everest.
Pokonany przez żywioł i wadliwy sprzęt
Ten rozpoczął się 18 maja, kiedy grupa przeszła z bazy pod Everestem do obozu drugiego. Stamtąd przeszli kolejno do obozów trzeciego i czwartego. W tym momencie doszło jednak do załamania pogody. Wiatr wiał z prędkością do 65 km/h, co zmusiło himalaistów do przełożenia dalszej wspinaczki o jeden dzień.
Po dotarciu do do obozu czwartego na Przełęczy Południowej (7 920 m) zaczęły się także problemy Wróblewskiego z maską tlenową. - Wbrew deklaracjom agencji wspinaczkowej, z której usług korzystaliśmy, okazało się, że nie ma zapasowej maski. 22 maja rozpoczęliśmy atak szczytowy, który musiałem przerwać po około dwóch godzinach wspinaczki z powodu niesprawnej maski. Dotarłem do około połowy drogi do tzw. balkonu, czyli wysokości 8.200 m-8.300 m. – tłumaczy podróżnik.
Do trzech razy sztuka?
Wróblewski próbował zdobyć szczyt już po raz drugi. Rok temu nie udało się, a himalaiście zabrakło 1000 m. Tym razem było to o połowę mniej, bo jedynie 500 m. Poznaniak nie wyklucza kolejnej próby.
– Chciałbym spróbować raz jeszcze. Nie wiem jednak, czy będzie to możliwe już w przyszłym roku. – dodaje.
Autor: ed,mw,fc//mz / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: 7szczytow.pl | Bartłomiej Wróblewski