Prawie 80 lat temu dwóch murarzy zostawiło w ścianie dworca w Nowych Skalmierzycach (woj. wielkopolskie) krótką wiadomość dla potomnych. Ich historia poruszyła mieszkańców. Dzięki Stowarzyszeniu "Ocalić od zapomnienia Infinitas" udało się odnaleźć rodziny obu murarzy. Prawnuczki jednego z nich odsłoniły dziś tablicę ku pamięci tych dwóch świadków okrucieństwa II wojny światowej.
Trzy miesiące temu w Nowych Skalmierzycach zawrzało. Podczas remontu ponad stuletniego dworca ekipa budowlana znalazła zamurowaną w ścianie buteleczkę, a w niej zwitek papieru. Na pomiętej kartce pospiesznie napisano kilka zdań:
"Skalmierzyce, dnia 15.03.1941. Na tej ścianie pracowali murarze Karolewski Jan, urodzony dnia 27.01.1902, Sobański Władysław, ur. dnia 12.05.1900. Obaj z Kalisza zamurowaliśmy tą kartkę na pamiątkę. Kto znajdzie tą kartkę to sobie przypomni hitlerowską wojnę z ludźmi jak te krzyżaki ludzi wysiedlali".
Wiadomość przetrwała w ścianie 79 lat. Dziś miejsce, w którym znaleziono list, odwiedziły prawnuczki jednego z murarzy.
Po nitce do kłębka
- List napisał Władysław Sobański. Zachowały się inne jego odręczne teksty, stąd pewność - mówi Dorota Bartoszewicz ze Stowarzyszenia "Ocalić od zapomnienia Inifnitas". To za jej sprawą udało się odnaleźć krewnych obu murarzy.
- Ktoś podesłał mi link do artykułu o tym liście sprzed prawie 80 lat. Zainteresowało mnie to. Byłam ciekawa, jak się potoczyły dalsze losy tych ludzi. Najpierw sama zaczęłam szukać informacji, potem wciągnęli się w to "śledztwo" sympatycy stowarzyszenia i tak po nitce do kłębka. To niesamowita historia - opowiada Bartoszewicz.
Krewnych pana Władysława znalazła dzięki mediom społecznościowym. Okazało się, że jego nazwisko jest dość popularne w Wielkopolsce. Ale nic w tym dziwnego, skoro murarz miał dwie siostry i trzech braci. - Jednocześnie upomniało się o niego kilkoro młodych ludzi. Okazało się, że wszyscy byli właśnie z tej linii Sobańskich - mówi Bartoszewicz.
Wiadomo, że murarz miał piątkę dzieci, szóste zmarło krótko po narodzinach, zabierając ze sobą jego żonę Reginę. Mimo że życie go nie oszczędziło, pan Władysław się nie poddał. - Być może jednym ze sposobów na ponowne odnalezienie sensu życia stało się tworzenie. Twórczość polegała na pisaniu wierszy, rymowanek, opowiadań. Część z nich zachowała się w zbiorach rodzinnych. To z tych ręcznie pisanych tekstów wiemy, że pismo listu w butelce bez cienia wątpliwości należy do Władysława - opowiada Bartoszewicz.
Dziś podczas uroczystego otwarcia wyremontowanego dworca w Nowych Skalmierzycach odsłonięto tablicę ku pamięci obu murarzy.
- Przede wszystkim, jak zobaczyłyśmy to w telewizji, to nie dotarło to nas, że to właśnie nasz krewny. Dopiero babcia, czyli synowa Władysława nam uświadomiła, że to rodzina. Dzięki Dorocie to wszystko doszło do skutku. Znalazła naszą rodzinę w Anglii. I to właśnie kuzynka z Anglii do nas zadzwoniła i przekazała, że to nasz pradziadek. Chciała być tu nasza babcia, ale niestety ze względu na wiek nie mogła się pojawić. To bardzo emocjonująca sytuacja dla nas i wzruszająca. Jesteśmy w szoku, że taki mały list spowodował tyle zamieszania i, że to zostało w taki piękny sposób uczczone i udostępnione - powiedziała Eliza Kryczka, prawnuczka Władysława Sobańskiego.
Był z Kalisza, ale pokochał Gdynię
Na uroczystości miała się również pojawić Dorota Karolewska, wnuczka Jana Karolewskiego. Niestety ze względów osobistych nie mogła przyjechać do Nowych Skalmierzyc, ale wysłała list, w którym w ciepłych słowach opowiedziała o dziadku.
"Kontakt za pomocą listu... to już zaczyna być tradycją rodzinną Karolewskich. (...) Proszę mi pozwolić bardzo podziękować Panu Andrzejowi Adamskiemu, który znalazł list napisany przez mojego Dziadka - Jana Karolewskiego i nie przeszedł obok niego obojętnie. Dziękuję Pani Dorocie Bartoszewicz za odnalezienie mnie i wprawienie mnie w stan ogromnych emocji" - zaczęła.
Potem zdradziła, że Jan Karolewski pochodził z Kalisza, ale już jako 20-latek wyjechał do Gdyni, gdzie został jednym z budowniczych portu i miasta. Tam się zakochał, założył rodzinę. To wojenna zawierucha ponownie zaprowadziła go w rodzinne strony. Gdy tylko wojna się skończyła, wrócił pieszo do Gdyni i sprowadził tam swoją rodzinę.
"Musiały być to dla niego ciężkie chwile, bo nigdy do nich nie powrócił we wspomnieniach" - napisała Karolewska.
A jakim był człowiekiem?
"Był opiekuńczy, cierpliwy, ciepły, z natury optymistyczny i zawsze mogliśmy na niego liczyć. Jako dziadek dla piątki wnucząt był wzorem pracowitości. Gdyby dzisiaj siedział obok mnie, to pokręciłby z niedowierzaniem głową i swoim zwyczajem machnąłby od niechcenia rękę, że tyle zrobiło się zamieszania z Jego powodu" - napisała Dorota Karolewska.
Co widzieli murarze?
- Nie tylko mieszkańców poruszyła ta historia. Myślę też, że i wiele osób w Polsce oraz w Europie. Sam mam znajomego w Niemczech, który dał mi znać, że widziała w mediach informacje o Nowych Skalmierzycach – mówi Jerzy Łukasz Walczak, burmistrz Miasta i Gminy Nowe Skalmierzyce.
Miejscowy historyk Jerzy Wojtczak opowiedział nam, czego dokładnie mogli być świadkami Jan Karolewski i Władysław Sobański. - Widzieli pracę stacji, która polegała oczywiście na transporcie kolejowym. A z informacji historycznych wiemy, że rok 1940, 1941 to był nasilony okres wywozu miejscowej ludności do obozów pracy i Generalnej Guberni - tłumaczy.
- Dobytek pakowano i wywożono, na Zamojszczyznę, do Lubelskiego - opowiada.
Jak mówi, w Nowych Skalmierzycach ostała się jeszcze jedna, bardzo cenna pamiątka, która trochę pomaga zrozumieć, jak wyglądała codzienność mieszkańców prawie 80 lat temu. - Początek '40 roku, kwiecień, maj. Wywóz ludności do Dachau, Mauthausen. Przy szkole podstawowej stworzono wtedy obóz przejściowy. Niemcy gromadzili tam ludność "niesłuszną politycznie", taką, która była zaangażowana wojskowo, harcerzy, gimnazjalistów - wylicza Wojtczak.
- Pozostały nam zapiski z tamtego okresu, z przemarszu na dworzec, wsiadania do pociągów i wywożenia w bydlęcych wagonach na teren obozów koncentracyjnych - dodaje. - Ci murarze na pewno byli tego świadkami, pragnęli zachować pamięć o tym, co widzieli, na tej małej karteczce, która dzisiaj jest niezwykłym dokumentem tamtych czasów - mówi o autorach.
Niewykluczone, że znajdą się kolejne, jeszcze starsze. Pierwszy dworzec kolejowy dla stacji Nowe Skalmierzyce wzniesiono w tym samym miejscu co dziś już w 1896 roku, obecna bryła budynku powstała w 1906 roku.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24