Dwie godziny. Tyle według państwa Ślosarz miała czekać ich niespełna dwuletnia córka z dusznościami na przyjęcie w Szpitalu Klinicznym przy ul. Szpitalnej w Poznaniu. Najpierw jednak, jak mówią, lekarz w ogóle nie chciał dziecka przyjąć. Rodzice zabrali córkę do szpitala w Gnieźnie, gdzie otrzymali pomoc.
Mała Kornelia od pół roku miewa ataki astmy, po których musi być hospitalizowana. Po ostatnim ataku, gdy dziewczynka zaczęła się dusić, rodzice pojechali z nią do izby przyjęć poznańskiego Szpitala Klinicznego. Tam jednak - jak relacjonują rodzice w rozmowie z reporterem "Faktów" TVN - zaczęły się kłopoty.
- Na izbie przyjęć pan doktor odmówił nam przyjęcia i udzielenia jakiejkolwiek pomocy twierdząc, że jest przepis mówiący o tym, że pacjent, który był leczony wcześniej w innym szpitalu, a tak było w przypadku naszej córki, powinien być cały czas leczony w tym samym ośrodku. Zostaliśmy więc odesłani do Gniezna - opisuje ojciec dziewczynki, Maciej Ślosarz.
Zagrozili policją
- Pan doktor nam odmówił. To było takie grzecznie powiedziane "spier***" - bulwersuje się matka dziewczynki, Dorota Ślosarz.
Jeszcze z izby przyjęć matka zadzwoniła na 112 i wezwała pogotowie. - Dyspozytorka powiedziała, że sprawdzi tę sytuację. Jeśli faktycznie dziecko nie zostanie przyjęte, zgłosi tę sytuację na policję - przyznaje Joanna Kaczor z poznańskiego pogotowia ratunkowego.
Interwencja pomogła połowicznie - lekarz zdeklarował, że dziewczynkę przyjmie, ale kazał jeszcze czekać.
Od razu podłączyli tlen
Rodzice podjęli decyzję, aby zawieźć córkę do oddalonego o około 50 km Gniezna. - Czekaliśmy dwie godziny. Córka coraz gorzej oddychała - relacjonuje ojciec Kornelii.
W Gnieźnie dziecko otrzymało pomoc. - W biegu córeczka była podłączana pod tlen - wspomina ojciec.
Ewa Jachimczyk, ordynator oddziału dziecięcego szpitala w Gnieźnie: - Tryb pilny dotyczy pacjentów wymagających hospitalizacji, czyli tych, których musimy hospitalizować w trybie nagłym.
Córka państwa Ślosarz spędziła w gnieźnieńskim szpitalu cztery dni.
Szpital wyjaśni
Rodzice dwulatki napisali skargę do Narodowego Funduszu Zdrowia, ministra zdrowia i dyrekcji szpitala.
Dyrektor placówki, Paweł Daszkiewicz obiecuje wyjaśnić zachowanie swojego lekarza. - Muszę to wyjaśnić, muszę wysłuchać drugiej strony, takie są zasady - mówi dla "Faktów" TVN.
Dodaje jednak, że do takiej sytuacji nie powinno dojść. - Nie powinno się odsyłać pacjenta 50 kilometrów dalej - przyznaje.
Nie jedyny przypadek
W Poznaniu prokuratura wyjaśnia też sprawę śmierci trzyletniego chłopca, którego rodzice również przyszli po pomoc do szpitala i zostali odesłani. Szpital początkowo twierdził, że dziecko w ogóle się w placówce nie pojawiło. Na zabezpieczonym przez prokuraturę monitoringu widać jednak coś innego.
- Potwierdzamy, że rzeczywiście do budynku szpitala, mama, chłopiec i ojciec dziecka weszli - przyznała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Magdalena Mazur-Prus. Sprawa jest w toku.
Przyjęcia dziewczynki miał odmówić lekarz szpitala przy ulicy Szpitalnej w Poznaniu:
Autor: kk//kdj / Źródło: TVN24 Poznań