Mieszkańcy Zgorzelca i Goerlitz przed wybuchem epidemii funkcjonowali jak w ramach jednego miasta, ale ograniczenia związane z ruchem na granicach podzieliły obie miejscowości – na problemy zwracają uwagę burmistrzowie Octavian Ursu i Rafał Gronicz.
W związku z epidemią COVID-19 ruch przygraniczny został znacząco ograniczony. Osoby pracujące w Niemczech, gdyby chciały wrócić do Polski, musiałyby się poddać kwarantannie. Podobnie sytuacja wygląda w drugą stronę – Niemcy pracujący w Polsce, wracając do swojego kraju, musieliby również przechodzić kwarantannę.
"Z Niemiec mają wsparcie, a z polskiej strony nie bardzo"
W wyjątkowo trudnej sytuacji znajdują się między innymi mieszkańcy Zgorzelca. Wielu z nich na co dzień pracowało w znajdującym się po drugiej stronie Nysy Łużyckiej niemieckim Goerlitz. – To jakby wprowadzić w Warszawie na Wiśle kontrole graniczne na mostach łączących dwie strony Warszawy i powiedzieć mieszkańcom, że nie mogą przejeżdżać na drugą stronę, bo szaleje epidemia – mówi burmistrz Zgorzelca Rafał Gronicz. – Zgorzelec i Goerlitz to jedno miasto, połączone mostami, które zostały zamknięte – tłumaczy.
Burmistrz Goerlitz Octavian Ursu mówi, że w związku z epidemią COVID-19 relacje po obu stronach granicy są trudne, a burmistrz Zgorzelca Rafał Gronicz zwraca uwagę na to, że jest wiele małżeństw i wiele związków polsko-niemieckich. - Ludzie są w tej chwili podzieleni granicą, która nas do tej pory mocno sklejała ze sobą – dodaje.
Octavian Ursu przyznaje, że ze względu na kwarantannę czy problemy z przekraczaniem granicy "to trudny czas dla Polaków, którzy pracują w Niemczech, ale także dla Niemców, którzy pracują w Polsce". Większość polsko-niemieckich związków, jak twierdzi burmistrz Zgorzelca, decyduje się utrzymać pracę kosztem utraty kontaktu z bliską osobą.
– Praca jest źródłem utrzymania, ale są ludzie, którzy nie mogą zostać po niemieckiej stronie. Jest kilka matek samotnie wychowujących dzieci, które nie mogą zostać po niemieckiej stronie – mówi Rafał Gronicz.
Polacy pracujący w Niemczech są zachęcani finansowo do pozostania na terenach naszego zachodniego sąsiada. – Smutne jest to, że z Niemiec mają wsparcie, a z polskiej strony nie bardzo i nikt nie jest w stanie im powiedzieć, co dalej. Nie wiedzą czy będą mieli choćby zasiłek dla bezrobotnych, czy będą mogli skorzystać z jakichś zasiłków pomostowych, ponieważ pracowali po drugiej stronie – podkreśla burmistrz Zgorzelca.
"Na razie jesteśmy razem, myślami"
Zdaniem Rafała Gronicza kwarantanna nie powinna obowiązywać osób, które pokonują granicę w celach zarobkowych, ale także uczniów – niektóre polskie dzieci uczęszczają do niemieckich szkół.
Do swoich polskich sąsiadów burmistrz Goerlitz apeluje, aby obie strony trzymały się razem. – Myślimy ciągle o tym, że te ograniczenia zostaną w końcu zniesione i ci, którzy tu pracują, będą mogli znów wrócić do pracy. Nawet jeśli pozostaną ograniczenia w kontaktach, mamy nadzieję że wrócimy do normalności – dodaje.
Octavian Ursu przekonuje, że relacje po obu stronach Nysy nie pogorszyły się. – Co więcej, są mocniejsze i zbliżyliśmy się do siebie, mimo zamkniętej granicy. Rozmawiamy z moim kolegą, burmistrzem Zgorzelca przez telefon, przekazujemy informacje. Nie boję się, że te kontakty osłabną. Na razie jesteśmy razem, myślami – dodaje.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Goerlitzinformation/Wikimedia CC BY 2.0