Pierwszy pacjent, u którego w Polsce potwierdzono koronawirusa, według lekarzy jest już zdrowy. Kolejny test dał wynik negatywny. W piątek wyszedł do domu, w szpitalu spędził 16 dni.
- Jestem szczęśliwy, bo jak można się czuć w tym przypadku? Dziękuję opatrzności bożej, że dostałem dar życia. Ale też dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do mojego wyzdrowienia - powiedział zaraz po opuszczeniu szpitala.
Jak powiedział, obecnie jest całkowicie zdrowy. - Teraz mogę was się obawiać. Ja jestem zbadany na wszystko, mam wzorowe wyniki - mówił dziennikarzom.
Z pobytu w szpitalu najgorzej wspominał początkowy okres. Wówczas poważnie bał się o swoje zdrowie i życie. - Pierwsza połowa była totalnie niepewna: gorączki, kaszel. Ciężka sprawa. I niepewność - wspominał.
Teraz 66-latek zamierza odpocząć. - Chciałbym mieć teraz troszeczkę spokoju (...) Chcę zniknąć - powiedział.
Wyszedł po 16 dniach
Pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce potwierdzono 4 marca. Zakażony mężczyzna, mieszkaniec Cybinki w województwie lubuskim, przyjechał autokarem z Niemiec. Trafił do szpitala w Zielonej Górze.
Mężczyzna ma 66 lat. Uczestniczył w karnawale w Nadrenii Północnej-Westfalii w zachodnich Niemczech - w miejscu, gdzie występowały ogniska koronawirusa. Do granicy niemiecko-polskiej mężczyzna podróżował autokarem rejsowym. W Świecku przesiadł się do swojego samochodu i nim pojechał do domu. Po przyjeździe poczuł się gorzej, miał kaszel i gorączkę.
"Cały czas wierzyłem, że to nie dotyczy mnie"
Kilka dni później, w rozmowie z "Super Expressem" mężczyzna po raz pierwszy opowiedział publicznie o tym, jak dowiedział się, że jest zakażony i jak wyglądały pierwsze dni po powrocie z Niemiec.
- Cały czas wierzyłem, że to nie dotyczy mnie. Ja tego nie przyjmowałem (...), wolałem dmuchać na zimne (...). Wszystko było fajnie w poniedziałek, we wtorek - bo we wtorek miały przyjść wyniki. Ale jakoś nie przyszły. Zacząłem się denerwować pod koniec wieczora, bo głównie chodziło mi o moje dzieci i wnuki - mówił.
- Gdzieś słyszałem plotkę, już wieczorem, że jestem chory, że wynik będzie pozytywny. Byłem troszeczkę nastraszony (...). Do pewnego momentu człowiek czeka, ale potem zaczyna się zastanawiać. Gdzieś o godzinie 9 dostałem informację, że jest wynik pozytywny, że otrzymali go około drugiej w nocy. Powiedziałem tylko, że jak otrzymali go w nocy, to czemu ja go nie otrzymałem w nocy (...), wtedy bym powiadomił swoją rodzinę i innych - mówił.
Wirusa już nie ma
We wtorek, 17 marca lekarze z zielonogórskiego szpitala poinformowali, że pacjent jest już zdrowy i może wyjść do domu. Miało to nastąpić w środę, ponad dwa tygodnie po tym, jak trafił do szpitala.
"Z wielką przyjemnością informujemy, iż kolejne wyniki pacjenta "zero", które przyszły w dniu dzisiejszym są NEGATYWNE!! - A to oznacza, że możemy go uznać za wyleczonego i w dniu jutrzejszym wypisać do domu - informuje szef naszego oddziału zakaźnego lek. Jacek Smykał. Przypomnijmy - pacjent "zero" to pierwsza osoba w Polsce, u której zdiagnozowano zakażenie koronawirusem. W naszym szpitalu przebywał ponad 2 tygodnie, bo od 2 marca. Życzymy mu nie tylko dalszego zdrowia, ale również spokoju! Niech ta informacja będzie światełkiem w tunelu, do którego wszyscy wjechaliśmy!!!" - napisał szpital na swoim facebookowym profilu.
Zgodnie z zapowiedziami pacjent "zero" miał opuścić szpital w środę, tak się jednak nie stało.
- Wynik pierwszego testu na koronawirusa był negatywny. W środę rano pobrano od 66-latka kolejny wymaz do testu. Jeśli i ten wynik okazałby się ujemny, mężczyzna mógłby opuścić szpital - tłumaczył w środę Aleksander Przybylski, reporter TVN24, który zajmuje się tą sprawą.
Powtórzone badanie też dało wynik negatywny i pacjent w piątek, po godzinie 14 wyszedł ze szpitala. Spędził w nim 16 dni.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24