Pani Elżbieta, bezdomna koczująca przy nasypie Poznańskiego Szybkiego Tramwaju, ma wrócić do Gdańska, gdzie jest zameldowana. Tam czeka już na nią miejsce w domu pomocy społecznej, gdzie nakazał ją umieścić sąd. Urzędnicy liczą, że kobieta pojedzie tam dobrowolnie. Jeśli nie - prawdopodobnie konieczna będzie interwencja policji. Pani Elżbieta zapowiada, że nawet jeśli pojedzie, to i tak szybko wróci.
Sąd Rejonowy w Poznaniu decyzję o umieszczeniu pani Elżbiety w domu pomocy społecznej bez jej zgody podejmie po ocenie biegłego. Rozprawę zaplanowano na 5 marca. Do tego czasu kobieta, w trybie zabezpieczenia, ma jednak przebywać w DPS.
- W środę pani Elżbieta otrzymała od naszego pracownika decyzję sądu i dokumentację jej sprawy. Daliśmy jej trochę czasu na zapoznanie się z dokumentami. W piątek pojawimy się u niej, by dowiedzieć się czy dobrowolnie się zgodzi na wyjazd do Gdańska. Tam od 31 stycznia czeka na nią miejsce w jednym z domów pomocy społecznej - tłumaczy Lidia Leońska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
Pojedzie z własnej woli?
Jeśli kobieta zgodzi się dobrowolnie opuścić koczowisko, otrzyma na koszt MOPR bilet do Gdańska. Tam powinna zgłosić się do miejscowego MOPR, który przygotował dla niej miejsce w domu pomocy społecznej.
Przypuszczalnie jednak pani Elżbieta do decyzji sądu się nie dostosuje. - No i co, że mnie przeniosą? Na drugi dzień mnie tam nie ma! - odgrażała się w rozmowie z dziennikarzem TVN24.
W takim przypadku, sprawa ponownie trafi do sądu.
'- My ze swoich obowiązków się wywiązaliśmy: zapewniliśmy kobiecie miejsce w ośrodku pomocy społecznej i przekazaliśmy jej postanowienie sądu. Przy braku zgody pani Elżbiety na opuszczenie koczowiska, sprawę przekażemy ponownie do sądu. Ten raczej nie odstąpi od realizacji decyzji i nakaże wykonanie decyzji policji - wyjaśnia Leońska.
Była już leczona
Pani Elżbieta przebywa w Poznaniu od 2013 r. Mieszka na koczowisku na Piątkowie przy nasypie Poznańskiego Szybkiego Tramwaju. Tam rozbiła dwa namioty i prowadzi ogródek warzywny. Renty, choć ta jej przysługuje, nie odbiera. Nie ma też dowodu osobistego. Kobieta żywi się tym co dostarczą jej mieszkańcy. Donoszą jej też rzeczy czy koce. Pomocy od MOPR nie chce przyjmować. Dwukrotnie była badana przez psychiatrę.
- Lekarz jednak twierdził, że zachowanie tej pani znajduje się w ramach normy społecznej, wobec czego nie mogliśmy sprawy przekazać do sądu - wyjaśniała na początku stycznia Leońska. Sytuacja zmieniła się po tym, jak na jaw wyszły informacje o tym, że kobieta już wcześniej była leczona w szpitalu psychiatrycznym w Gdańsku. To pozwoliło na złożenie wniosku o umieszczenie w DPS bez jej zgody.
Przyjechała z Gdańska
To właśnie w Gdańsku większość swojego życia spędziła kobieta. Dorobiła się spółdzielczego mieszkania, jednak w latach 90. zaczęły się kłopoty. Straciła pracę, a nie miała jeszcze renty, więc nie miała też z czego opłacać rachunków. Około 15 lat temu skończyło się to eksmisją, po której trafiła do mieszkania socjalnego. Cztery lata temu, z powodu długów, i z niego ją eksmitowano. Wcześniej wzięła kredyt na 8 tysięcy złotych. Część tej sumy jednak straciła, bo dała się oszukać naciągaczom i kupiła za 2 tys. złotych matę masującą. Zadłużona bezdomna zaczęła wówczas tułaczkę po Polsce. - Odwiedzała kilka większych miast. Do Poznania trafiła po tym, jak jedna z jej koleżanek ze schroniska dla bezdomnych powiedziała, że u nas jest fajnie - wyjaśnia Leońska.
Kobieta dziś nazywana jest "naczelną anarchistką Poznania". Walczy z państwem, z urzędnikami. - Nie chce mieć dowodu osobistego, nie odbiera renty i chce umorzenia długu. Gdy dowiedziała się, że nasza psycholog to urzędniczka, od razu odrzuciła od niej pomoc - mówi Leońska.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań