W Poznaniu nadal trwa porządkowanie po Nocy Kupały. Organizatorzy czekają na potwierdzenie, czy padł nowy rekord Guinnessa, jednocześnie przyznają, że mogła to być ostatnia taka impreza.
- Otrzymaliśmy informację o odmowie porządkowania po Nocy Kupały w sobotę rano - powiedział rano Przemysław Piwecki, rzecznik poznańskiej straży miejskiej. - Nie da się ukryć, impreza sama w sobie była piękna, niezwykle efektowna i bez wątpienia promuje miasto. Niestety po raz kolejny kończy się kwasem i rozrzuconymi po mieście tysiącami lampionów - dodał.
Sprzątali od rana
Fundacja ARS nie ukrywa zaskoczenia tymi informacjami - Jeszcze przed imprezą informowaliśmy jak będzie wyglądać porządkowanie po niej. Te zarzuty to jakaś bzdura - odpowiedział na zarzuty strażników Piotr Zyznawski, prezes fundacji.
- Akcja jest nadal kontynuowana. Sprzątamy teraz w tych miejscach, które są nam zgłaszane przez poznaniaków. Nie rozumiem skąd takie informacje trafiły do straży miejskiej. Zupełnie mijają się one z prawdą - dodaje, podkreślając jednocześnie, że za bałagan, jaki został po imprezie nie można tylko obarczać fundacji.
- Nasze lampiony miały logo i nazwę imprezy. Tymczasem wokół terenu gdzie odbywała się Noc Kupały ludzie indywidualnie puszczali lampiony. Było co najmniej kilka takich stanowisk, z których je wypuszczano. Na samym moście św. Rocha miało być aż 5 tysięcy osób z lampionami. Odpowiedzialność tymczasem spada tylko na nas. Sprzedawcy mogliby się teraz poczuć do odpowiedzialności i włączyć się w porządkowanie miasta - powiedział Zyznawski.
Najwięcej zgłoszeń z Nowego Miasta
Informacje o odmowie sprzątania przez fundację, miał otrzymać dyżurny straży miejskiej. Gdyby ta sytuacja znalazła potwierdzenie, sprawa mogłaby trafić do sądu.
- Trwa postępowanie wyjaśniające, jednak nic nie wskazuje na to, by się potwierdziła. Z tego co słyszymy organizatorzy sami z siebie zabrali się za sprzątanie - powiedział po południu Jacek Kubiak ze straży miejskiej w Poznaniu.
Jednocześnie poinformował, że strażnicy wciąż otrzymują telefony od mieszkańców o niesprzątniętych lampionach. - To są sporadyczne zgłoszenia, głównie od mieszkańców Nowego Miasta. Przekazujemy te informacje fundacji i jej wolontariusze jeżdżą we wskazane miejsca - powiedział.
Urzędnicza krytyka
Jerzy Ranecki, wiceszef poznańskiej straży pożarnej powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że będzie apelować, by nigdy więcej nie puszczać lampionów w centrum miasta.
Strażacy interweniowali w trakcie imprezy dwukrotnie. - W jednym przypadku chodziło o poparzoną osobę, w drugim o pożar za katedrą - mówi Kucierski. Świadkowie zdarzenia twierdzą jednak, że wywołany został on przez grupę nastolatków a nie przez lampion, który spadł z nieba.
Organizatorów krytykuje także miasto. - Szanujemy duże zainteresowanie imprezą, jednak mamy dużo zastrzeżeń od mieszkańców. Nie wszystko odbyło się tak, jak powinno, było dużo uchybień organizacyjnych. Mieszkańcy wskazywali m.in. na słabe nagłośnienie, co jest kluczowe w kontrolowaniu takiej imprezy. Ponadto zastrzeżenia dotyczą organizacji ruchu: wjazdu i wyjazdu z imprezy, czy braku informacji dla MPK o organizacji imprezy. To wszystko leży po stronie organizatora, a nie miasta - wyliczał Paweł Marciniak, rzecznik urzędu miasta.
Ostatnia impreza z rekordem?
Organizatorzy imprezy nie wykluczają, że mogła to być ostatnia akcja wypuszczania lampionów, jaką zorganizowali. - Uzależnione jest to od wielu czynników. Musimy rozważyć wszelkie plusy i minusy a następnie podjąć decyzję. Dla nas, organizacji pożytku publicznego, decydujący może być aspekt finansowy. W zeszłym roku do imprezy musieliśmy bowiem dołożyć kilkadziesiąt tysięcy złotych - powiedział Zyznawski.
Według Fundacji ARS, w piątek w niebo wypuszczonych zostało 22 930 lampionów. Jeśli tę liczbę potwierdzi komisja Guinnessa, oznacza to, że Poznań pobił rekord należący dotychczas do Meksyku.
Autor: FC/par / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24