Dwóch strażaków w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. "Mają oparzenia twarzy i rąk"

Lekarze poinformowali o stanie zdrowia dwóch strażaków
Moment wybuchu w kamienicy w Poznaniu
Źródło: ig@poznanmoment

W niedzielę wieczorem dwóch poparzonych w Poznaniu strażaków przetransportowano do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Dyrekcja placówki przekazała informacje o stanie zdrowia 42- i 44-letniego strażaka. Wiadomo, jakie leczenie zastosowano wobec poszkodowanych.

Po tragicznym pożarze w kamienicy w Poznaniu wciąż w szpitalach przebywa czterech strażaków i jedna osoba postronna. Dwóch strażaków trafiło w niedzielę wieczorem do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Lekarze określają ich stan jako stabilny, pacjenci przebywają na oddziale chirurgii ogólnej. Od momentu, gdy trafili do lecznicy od razu zostali objęci leczeniem w komorze hiperbarycznej.

Spalona kamienica w Poznaniu
Spalona kamienica w Poznaniu
Źródło: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Mają oparzenia twarzy i rąk

W poniedziałek tuż po godzinie 11.20 w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich odbyła się konferencja przedstawicieli szpitala. Przekazali, że przebywający u nich pacjenci to strażacy w wieku 42 i 43 lat. Mają głównie oparzenia twarzy i rąk. Czas leczenia jest przewidywany na kilkanaście dni.

- Mamy dwóch pacjentów w stanie ogólnym stabilnym. Stwierdzono, że oparzenia nie wymagają leczenia operacyjnego. Wczoraj po przyjęciu było leczenie w komorze hiperbarycznej. Będzie to kontynuowane. Szczegółowych informacji nie możemy przekazywać, bo pacjenci sobie tego nie życzą – poinformował dyrektor medyczny dr Przemysław Strzelec.

Poszkodowanym wprowadzono leczenie zachowawcze. Chirurdzy codziennie oceniają rany, zmieniają opatrunki i podejmują decyzje na bieżąco. – Na razie nie ma konieczności przeprowadzenia operacji. Mamy nadzieję, że uda się to utrzymać – dodał Strzelec.

Wspomniano również, że strażacy mogą skorzystać w szpitalu z pomocy psychologa.

To miał być "zwykły" pożar

W nocy z soboty na niedzielę w Poznaniu doszło do pożaru w piwnicy w czterokondygnacyjnej kamienicy na Jeżycach. Pierwsze jednostki straży pożarnej pojawiły się już 5 minut po otrzymaniu wezwania. Służby zaalarmował mieszkaniec z trzeciego piętra, który posiadał czujkę dymu. Właściciel mieszkania zszedł do piwnicy, by sprawdzić, co się dzieje. Jeszcze zanim zadzwonił na numer alarmowy, rozpoczęła się ewakuacja mieszkańców, którzy wzajemnie informowali się o zagrożeniu.

Podczas przeszukiwania piwnicy, w której szukali źródła ognia, doszło do dwóch wybuchów, po których pożar szybko rozprzestrzenił się klatką schodową aż na sam dach. Eksplozję widać m.in. na nagraniu zarejestrowanym przez kamerę umieszczoną w restauracji naprzeciwko kamienicy.

Było zagrożenie rozprzestrzenienia się ognia na sąsiednie budynku, strażaków udało się je jednak obronić. Około godziny 2 w nocy o zdarzeniu został poinformowany minister spraw wewnętrznych i administracji oraz jego zastępcy.

Przez dłuższy czas po wybuchu strażacy nie mogli wejść do budynku. Dopiero o godzinie 5.13 rano, gdy pożar został zlokalizowany i ugaszony, do środka weszła grupa poszukiwawczo-ratownicza, aby ewakuować poszkodowanych.

W kulminacyjnym momencie akcji gaśniczej na miejscu pracowało około 100 strażaków oraz około 30 wozów. W akcji brały też udział dwie grupy poszukiwawczo-ratownicze z doświadczeniem m.in. z trzęsienia ziemi w Turcji.

W działaniach gaśniczych na Jeżycach rannych zostało łącznie 11 strażaków, a dwóch zginęło.

Czytaj także: