Chłopak miał być agresywny wobec matki, która wezwała policję. Na komisariacie w Poznaniu zaczął tracić przytomność i mimo reanimacji zmarł. Biegli ocenili, że podczas zatrzymania Tomasza S. nie doszło do narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Tym samym prokuratura zdecydowała o umorzeniu śledztwa.
Mężczyzna został przywieziony na komisariat po interwencji domowej 19 lutego 2020 roku. - Około godziny 13 otrzymaliśmy zgłoszenie od kobiety, która twierdziła, że jej syn jest agresywny. Z jej relacji można było wywnioskować, że młody mężczyzna może być pod wpływem narkotyków. Policjanci, którzy pojechali na miejsce, już na klatce schodowej natknęli się na niego. Szarpał się z matką i bił ją – mówił wówczas inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
18-latek został obezwładniony, ale konieczna była pomoc drugiego patrolu. Według policji, z uwagi na to, że mężczyzna był agresywny, został skuty kajdankami, również na nogach. Następnie przewieziono go radiowozem do komisariatu.
Tam, podczas sporządzania dokumentacji, policjanci zauważyli, że zatrzymany traci przytomność. Wtedy rozkuli mu kajdanki i zaczęli udzielać pomocy. - Funkcjonariusze zaczęli reanimację i wezwali pogotowie. Mimo że ratownicy przez 45 minut próbowali przywrócić czynności życiowe, mężczyzna zmarł – mówił Borowiak.
Tuż po zdarzeniu policja wskazywała, że rodzina 18-latka wspominała, że chłopak miał problemy z sercem i zdarzało się, że zażywał substancje psychoaktywne.
Funkcjonariusze dodawali też, że w ciągu ostatnich pięciu lat podejmowali interwencje w domu 18-latka. Dotyczyły one jego agresywnego zachowania oraz niszczenia wyposażenia. - Za każdym razem był on pouczany, a jego matkę informowaliśmy o możliwości złożenia zawiadomienia dotyczącego chociażby przemocy domowej. Kobieta nigdy tego nie zrobiła – tłumaczył Borowiak.
Śledztwo trafiło do Zielonej Góry
Postępowanie w sprawie śmierci 18-latka w komisariacie Wilda przy ul. Taborowej początkowo wszczęła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Śledczy zabezpieczyli dokumentację, nagrania z radiowozów, dwa tasery z nagraniami. Przesłuchali też świadków zdarzenia.
- Biegli nie stwierdzili obrażeń świadczących, by do śmierci mężczyzny przyczyniły się osoby trzecie. Nie stwierdzono żadnych obrażeń, które świadczyłyby o użyciu paralizatora lub podobnego urządzenia – mówił tvn24.pl Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Śledztwo przejęła zielonogórska prokuratura. Ta w maju 2020 roku stwierdziła, że do śmierci mężczyzny nie przyczyniły się osoby trzecie. - Jak ustalili biegli, bezpośrednią przyczyną było zatrucie syntetycznym kanabinolem. Jest to środek zaliczany do tak zwanych dopalaczy. Stężenie tej substancji było u 18-latka wielokrotnie większe, niż wynosi dawka określana jako próg śmiertelny dla człowieka – mówił Łukasz Wojtasik z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Śledczy przyglądali się też śladom, otarciom na ciele 18-latka. Rodzina też wnosiła o to, by sprawdzić, czy karetka nie została wezwana do 18-latka zbyt późno.
Sprawa umorzona
- Na wniosek pokrzywdzonych powołano biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej, którzy w opinii uzupełniającej stwierdzili, że sposób zatrzymania Tomasza S. i zastosowane wówczas środki przymusu nie narażały go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo doznanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – poinformował w piątek Zbigniew Fąfera z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Śledczy uznali także, że zastosowane środki przymusu, czyli kajdanki i sposób ich nałożenia, nie przyczyniły się do jego śmierci.
- Decyzja nie jest prawomocna, na razie nie wpłynęło zażalenie – kończy Fąfera.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps