Sąd uznał, że Jerzy R. i Maria van E. są winni spowodowania zniszczeń w świecie roślinnym i zwierzęcym w znacznych rozmiarach. Oskarżeni zlecili wycięcie drzew na prywatnej działce w Łebie, gdy obowiązywało tak zwane lex Szyszko. Jak się jednak okazało, część terenu była chroniona. Oboje zostali skazani na po sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok.
Wyrok zapadł w poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Lęborku. 65-letni Jerzy R. i 50-letnia Maria van E. odpowiadali za to, że w marcu 2017 roku zlecili wycinkę lasu na prywatnych działkach w Łebie o łącznej powierzchni około trzech hektarów. Oboje zostali oskarżeni o spowodowanie zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym w znacznych rozmiarach.
Sędzia Katarzyna Wesołowska uznała oskarżonych za winnych popełnienia czynu z art. 181 par. 1 Kodeksu karnego i skazała Jerzego R. i Marię van E. na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok. O przebiegu próby mają informować kuratora.
Obojgu sąd wymierzył również karę grzywny - Jerzemu R. w wysokości 15 tysięcy złotych, a Marii van E. sześciu tysięcy złotych. Mają również zapłacić nawiązkę na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, odpowiednio: osiem tysięcy złotych i pięć tysięcy.
Dodatkowo Jerzy R. został obciążony kosztami sądowymi w kwocie ośmiu tysięcy złotych, a Maria van E. w kwocie ponad siedmiu tysięcy.
Sędzia Katarzyna Wesołowska podkreśliła, że sąd wziął pod uwagę to, iż oskarżeni nie byli dotychczas karani i mają nieposzlakowaną opinię. Maksymalny wymiar kary za przestępstwo, za które odpowiadali przed sądem, to pięć lat więzienia.
"Zapisy planu były doskonale znane oskarżonym"
Uzasadniając wyrok, sędzia podkreśliła, że zebrany materiał dowodowy nie budzi wątpliwości co do winy oskarżonych, którzy w procesie nie przyznali się do popełnienia czynu. Sędzia Wesołowska zaznaczyła, że bezspornie do wycinki doszło. Potwierdzili to w swoich zeznaniach pracownicy firmy, której ją zlecono. Ponadto zarówno urzędnicy, jak i leśnik Nadleśnictwa Łeba zeznali, że nie dali kategorycznych odpowiedzi właścicielom działek, którzy pytali, czy mogą wycinać na nich drzewa. Sędzia dodała, że z transkrypcji nagrania z rozmowy z urzędnikiem, która była dowodem w sprawie, wynika, że oskarżeni próbowali wymóc na nim zgodę na wycinkę. Ponadto przepisy prawa miejscowego z 2010 roku bezwzględnie wykluczały przekształcenie tego terenu, wyłączały go z inwestowania i założyły ochronę walorów przyrodniczych na nich występujących.
- Te zapisy planu były doskonale znane oskarżonym. Podkreślić należy, że z tych zapisów wynika, iż na tych terenach (…) znajduje się bór bażynowy, rośliny podlegające ochronie gatunkowej. Oskarżeni doskonale o tym wiedzieli (…). Świadczy o tym złożenie przez obojga zastrzeżeń do planu. Te zastrzeżenia nie zostały uwzględnione – mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Wesołowska.
Sędzia wskazała, że do sprawy sporządzona została pierwotna opinia, która była następnie uzupełniana i wskazywała na to, że na działkach doszło do zniszczeń w znacznych rozmiarach w świecie roślinnym i zwierzęcym. Druga była odmienna, stąd udział w sprawie trzeciego biegłego, który ostatecznie przychylił się do wniosków z pierwotnej opinii. Sąd nie podzielił zdania biegłego sporządzającego drugą opinię. Nie zgodził się z twierdzeniem, że zniszczenia są, ale gatunki zaczęły się już odradzać. W opinii sądu to odradzanie boru bażynowego "będzie wiązało się ze znacznym upływem czasu". Sąd, wydając wyrok, przyznał, że w sąsiedztwie działek oskarżonych powstaje duży obiekt hotelowy. Zdaniem sądu "ta kwestia powinna zostać wyjaśniona". Wyrok nie jest prawomocny.
Obrona: wycięła drzewa na swojej działce
Obrońca Marii van E. zapowiedział, że będzie wnosić apelację. Jerzy R. wraz ze swoim pełnomocnikiem decyzję o odwołaniu podejmą po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia wyroku. - W ocenie obrony moja mocodawczyni wycięła drzewa na swojej działce. Była przeświadczona, że działa zgodnie z prawem, z tzw. ustawą "lex Szyszko". Nadto w naszej ocenie nie doszło do zniszczenia roślinności znacznych rozmiarach, o czym zresztą jeden z biegłych się wypowiedział. I jakby na ironię, co podkreślał sąd, obok działki oskarżonej jest kompleks hotelowy. Roślinność na działce mojej mocodawczyni się odtwarza i rośnie, a tam leje się setki ton betonu – skomentował mec. Janusz Kaczmarek, obrońca Marii van E. Prokurator rejonowy w Lęborku Patryk Wegner skazanie oskarżonych określił jako "sukces Prokuratury Okręgowej w Słupsku" i poinformował, że to ona zdecyduje o ewentualnym odwołaniu się od wyroku. Proces 65-letniego Jerzego R. i 50-letniej Marii van E. rozpoczął się przed Sądem Rejonowym w Lęborku 15 listopada 2018 r. Oboje, składając wyjaśnienia, nie przyznali się do winy. Na rozprawie wyjaśniali, że na swoje działania mieli ustną zgodę urzędnika miejskiego. Nie mieli wiedzy o tym, że na ich gruntach rosną i bytują gatunki chronione prawem. Jerzy R. tłumaczył wówczas, że kupił działki oznaczone w studium jako tereny "różne", dla których miał powstać miejscowy plan przestrzennego zagospodarowania. Przyznał, że burmistrz Łeby bez jego zgody zmienił później tę klasyfikację na "las". I tak też było w przypadku działki Marii van E. Oboje wystąpili wówczas o unieważnienie tej klasyfikacji i doprowadzili do pozytywnego dla siebie rozstrzygnięcia.
Część terenu była pod ochroną
O sprawie informowaliśmy wiosną 2017 roku. Po wejściu w życie tzw. lex Szyszko, na dwóch prywatnych działkach w Łebie wycięto łącznie około trzech hektarów lasu. W miejscach, gdzie doszło do wycinki, znajdowały się jednak stanowiska roślin, które podlegają ochronie.
Z informacji przekazanych przez Prokuraturę Krajową wynika, że na skutek działań oskarżonych doszło do zniszczenia lasu bażynowego, roślin objętych częściową albo całkowitą ochroną przyrodniczą, w tym: bażyny czarnej, rokietnika pospolitego, gajnika lśniącego, widłoząbu Bergera, paprotki zwyczajnej, tujowca tamaryszkowatego czy borówki brusznicy. Zniszczone zostały także okresowe siedliska owadów i ptaków podlegających ścisłej ochronie przyrodniczej, m.in. dzięcioła dużego czy pliszki żółtej.
W 2018 roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydała decyzję o zasadzeniu na terenie dwóch działek w sumie 18 tysięcy sadzonek sosny zwyczajnej.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24