Dopalaczami w ostatnich tygodniach w Polsce zatruło się - czasem śmiertelnie - już kilkaset osób. Policja walczy z handlarzami, politycy dyskutują nad przepisami. Reporter programu "Uwaga!" TVN rozmawiał z mężczyzną od roku pracującym w sklepie z dopalaczami. - To zwykła praca - zapewnia sprzedawca.
- Rozmawia pan ze zwykłym człowiekiem, który pracuje w zwykłym, legalnie działającym punkcie gospodarczym, który sprzedaje po prostu dopalacze - przedstawia się mężczyzna.
Przekonuje, że "to zwykła praca" i nie czuje się dilerem. - To tak samo, jak ktoś idzie do sklepu monopolowego, sprzedaje się alkohol i tytoń. To jest to samo - argumentuje.
- Z naszej strony to wygląda jak prowadzenie zwykłego sklepu. Przychodzi się rano, otwiera się. Po godzinach zamyka i wychodzi. Te punkty nie różnią się od zwykłego sklepu - zapewnia sprzedawca.
Kto kupuje dopalacze?
Mówi że w dopalacze kupują osoby w wieku dwudziestu-trzydziestu lat, ale zdarzają się też starsi. - Dla nich to jest po prostu substytut narkotyków - stwierdza.
- Zawsze wychodziłem z założenia, że dorośli ludzie wiedzą, co robią. Wiedzą, co kupują - tłumaczy. Czy jednak tylko dorośli przychodzą po takie zakupy? - Każdemu sprawdzaliśmy dowód, nie chcieliśmy żeby dzieci kupowały to - uspokaja. Zaraz przyznaje jednak, że "tak jak z piwem" - nieletni mogą "kogoś podesłać", by im dopalacze kupił. - To już jest poza kontrolą - stwierdza.
Autor: kło / Źródło: "Uwaga TVN"
Źródło zdjęcia głównego: tvn24