Żona Dariusza P. podejrzanego o zabicie rodziny w pożarze przed śmiercią walczyła, próbowała odsłonić rolety - takie informacje bratu zmarłej przekazała policja. - Ona nie była w stanie nic już zrobić - mówił "Uwadze!" i "Superwizjerowi" TVN Krzysztof Chromy, brat kobiety, która zginęła z dziećmi w pożarze domu w Jastrzębiu-Zdroju. Kobieta nie mogła odsłonić rolet, ponieważ paski slużące do ich podnoszenia był przerwane. Czy umyślnie, czy z powodu wysokiej temperatury, to wykaże śledztwo.
- Nikt z nas nie umiał sobie przypomnieć takiej sytuacji, żeby w domu pożar wybuchł dwa razy. Rozum to podpowiada. Była taka myśl, obawa, mieliśmy nadzieję, że śledztwo to szybko wyjaśni. To są takie rzeczy, których człowiek nie dopuszcza do siebie – mówi reporterowi "Uwagi!" i "Superwizjera" TVN Grzegorzowi Głuszakowi, Krzysztof Chromy, brat zmarłej Joanny P., nawiązując do pierwszego pożaru, który wybuchł w domu Dariusza P. kilka miesięcy przed tragedią.
To była szczęśliwa rodzina
W maju zeszłego roku w wyniku zaczadzenia podczas pożaru domu, zmarła 40-letnia Joanna P. i czwórka jej dzieci w wieku od czterech do osiemnastu lat. Ocalał tylko nastoletni syn, który był na piętrze budynku. Dość szybko policja zaczęła podejrzewać, że budynek został celowo podpalony. Po trwającym kilka miesięcy śledztwie zatrzymano 42-letniego Dariusza P., ojca rodziny. Został aresztowany na trzy miesiące.
Według informacji policji, do których dotarła "Uwaga" żona Dariusza przed śmiercią walczyła, by odsłonić rolety, które był szczelnie zamknięte praktycznie w całym domu. - To było jednak niemożliwe - takie informacje przekazano bratu zmarłej. - Były szczelnie zasłonięte z powodu tego, że prawdopodobnie od temperatury przepaliły się paski od podnoszenia tych rolet. Ona nie była w stanie nic już zrobić - mówi Krzysztof Chromy, brat zmarłej Joanny P.
- To bardzo powoli do mnie dociera. To są sprawy, które nie mieszczą się w głowie, bo kim byłby człowiek, który by się dopuścił podłożenia ognia w domu, w którym śpi cała jego rodzina. To są historie rodem z powieści kryminalnych. Rzeczy, które zawsze się zdarzają daleko i u kogoś innego - dodaje.
Mężczyzna uważa, że rodzina siostry była szczęśliwa: - To były fajne dzieci: spokojne, takie ułożone. Czasem wydawało się, że za bardzo jak na swój wiek. Oczywiście zdarzały się bunty nastolatka, ale w umiarkowany sposób. Szwagier z siostrą często okazywali sobie uczucia, nawet publicznie. Gesty, pocałunki, to było u nich naturalne.
Rodzina miała opinię bardzo religijnej. Dariusz i Joanna byli z wykształcenia teologami, mężczyzna pełnił funkcję szafarza w kościele. - Z pewnością dzieci traktowały to bardzo serio. Po pożarze znaleziono w łóżku Justyny, tej najstarszej, różaniec, z którym ona się nie rozstawała. (…) Mieliśmy stuprocentowe przekonanie, że te postawy religijne są szczere - mówi Krzysztof Chromy.
Zabił dla polisy?
Śledczy podejrzewają, że motywem zbrodni mogły być problemy finansowe i chęć uzyskania pieniędzy z polisy na życie. Ustalono, że Dariusz P. ubezpieczył siebie i żonę na trzy tygodnie przed pożarem. W wypadku śmierci Joanny miał dostać około miliona złotych.
Rodzina wiedziała o problemach finansowych rodziny siostry, choć sama Joanna P. nigdy się nie skarżyła. - Czasem z rozmów wynikało, że jest jej w życiu ciężko. Był taki moment, że rodzina korzystała z pomocy społecznej, co świadczyło o tym, że nie jest im najlepiej. Ale nie było żadnych próśb o pomoc w kierunku rodzeństwa, co byłoby naturalną sytuacją, gdyby było skrajnie ciężko. Sądziliśmy, że skoro sobie jakoś radzi, to jest to sytuacja przejściowa i będzie kiedyś lepiej - mówi szwagier Dariusza P.
Przyznaje, że nie wiedział, iż Dariusz P. ubezpieczył jego siostrę na wypadek śmierci.
Sam P. stwierdził w rozmowie z "Superwizjerem", że ubezpieczenie to był pomysł jego żony.
"Odizolował się od rodziny"
Brat zmarłej zauważa, że po pogrzebie Dariusz P. odizolował się od rodziny i znajomych. - Rzadko się widywaliśmy. Najczęściej to było: jak się trzymasz? Jak sobie radzisz? Co będziesz robił? W końcu żadne obawy i niepokoje nie dają prawa żeby osądzać kogokolwiek - stwierdza.
Jednocześnie - jak mówi - uderzył go fakt, że podczas pogrzebu Dariusz P. pocieszał osoby, które podchodziły do niego z kondolencjami. - To było dla wszystkich niepojęte, ludzie zresztą pytali, w różnych artykułach można było przeczytać, w wywiadach, skąd ten człowiek ma taką moc, że jeszcze jest w stanie - dodaje Krzysztof Chromy.
Dariusz P. nie przyznaje się do winy. Za zabójstwo pięciu osób i usiłowanie zabójstwa jednej grozi mu dożywotnie więzienie. - Na pewno nie chciałbym mu podawać ręki, nie chciałbym z nim rozmawiać. Na pewno mógłbym mu spojrzeć w oczy, myślę, że z tych oczu bym wyczytał wszystko co tam jest: ból, rozpacz, zawód ogromny. Tak sobie myślę: i tak będzie się pewnie tłumaczyć przed moją siostrą z tego co zrobił. I przed swoimi dziećmi - mówi Chromy. To jedyny wywiad udzielony mediom przez rodzinę zmarłej. Oglądaj też na stronie "Uwagi" TVN
Autor: nsz/tr / Źródło: Uwaga TVN, Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN