Nie może być tak, że pani Zofia Romaszewska przychodzi na pięć minut przed rozpoczęciem mszy i dziwi się, że nie traktują jej w sposób ekstranadzwyczajny, nie wpuszczają na jakichś ekstrazasadach - w taki sposób były prezydent Bronisław Komorowski odniósł się w "Kropce nad i" w TVN24 do sytuacji, w której doradczyni prezydenta nie weszła do kościoła na uroczystości pogrzebowe Jana Lityńskiego.
Działaczka opozycji w czasie PRL, w przeszłości z nim współpracująca, a obecnie doradczyni prezydenta Zofia Romaszewska nie została wpuszczona na mszę do Kościoła Środowisk Twórczych przy placu Teatralnym w Warszawie. Rektor kościoła ks. Grzegorz Michalczyk tłumaczył, że w związku z pandemią do świątyni mogło wejść nie więcej niż 31 osób. - W przypadku pogrzebu ich listę przygotowała rodzina zmarłego. Natomiast było dobre nagłośnienie na zewnątrz i bardzo wiele osób stało przede świątynią, uczestnicząc w uroczystości tak jak mogli - powiedział.
- Jeszcze w Polsce czegoś takiego nie było. Na pogrzeb nie zaprasza się ludzi, tylko na pogrzeb przychodzą ci, którzy przychodzą. Ja jestem dawną koleżanką i to nawet dosyć bliską pana Lityńskiego z czasów bardzo zamierzchłych, bo późnych lat 70 - powiedziała Romaszewska w rozmowie z PAP. Doradczyni prezydenta oświadczyła, że uznaje to za "akt antypolski". - Żeby nie wpuścić osób, które są reprezentantami najwyższych władz polskich, to jest to coś niesłychanego - dodała.
"Zofia Romaszewska również odczuła absolutny brak akceptacji dla jej zachowania"
Tę sytuację komentował w "Kropce nad i" w TVN24 były prezydent Bronisław Komorowski. Jak mówił, "na szczęście nie popsuła atmosfery pogrzebu". - Myślę, że pani Zofia Romaszewska również odczuła absolutny brak akceptacji dla jej zachowania, dla jej słów ze strony opinii publicznej. W internecie to było widać, została bardzo ostro postawiona do pionu - powiedział.
- I słusznie. Bo moim zdaniem złamała dobry obyczaj cywilizacji zachodniej, a także dobry obyczaj wynikający z kultury polskiej - że nie sposób w dniu pogrzebu zgłaszać pretensje do rodziny zmarłego. I to o co? Że jest za mało miejsca w kościele - mówił dalej.
- Przecież ta ekipa rządząca, do której ona współprzynależy, wprowadziła ograniczenia także co do obecności w kościele. Zresztą słusznie. No więc o co tu się obrażać i robić jeszcze przykrość rodzinie - dziwił się były prezydent.
"Przerost absolutnie egotyczny"
Komorowski zwracał uwagę, że Romaszewska w sytuacji, kiedy nie wpuszczono jej do kościoła, mogła uczestniczyć w uroczystościach na zewnątrz. - Inni, dla których miejsca zabrakło, mogli się pomodlić przed kościołem - zauważył.
- Albo wpisać się odpowiednio wcześniej na listę (osób, które miały być wpuszczone - red.). Ja z żoną tak zrobiłem. Byliśmy zgłoszeni, dlatego weszliśmy do kościoła - mówił dalej były prezydent, którego Lityński był doradcą.
- Ale nie może być tak, że pani Zofia Romaszewska przychodzi na pięć minut przed rozpoczęciem mszy i dziwi się, że nie traktują jej w sposób ekstranadzwyczajny, nie wpuszczają na jakichś ekstrazasadach. To jest jakiś przerost absolutnie egotyczny - stwierdził gość TVN24.
Komorowski: zostały jeszcze dwie instytucje w Polsce, które są niezależne
Były prezydent mówił także o tym, jak w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości działają różne instytucje państwowe i czy jego zdaniem wykazują się niezależnością od obozu władzy.
Stwierdził, że prezes PiS i wicepremier "Jarosław Kaczyński myśli cały czas w kategoriach zlikwidowania niezależności instytucji, które w jakikolwiek sposób mogłyby kontrolować lub kontrować samodzielność, wynikającą z monopolu rządu".
- Jarosław Kaczyński ograniczył kontrolną rolę parlamentu (...) de facto zlikwidował niezależność Trybunału Konstytucyjnego, to samo spotkało w moim przekonaniu w znacznej mierze Sąd Najwyższy - wyliczał.
W opinii Komorowskiego "zostały jeszcze dwie instytucje w Polsce, które są niezależne". Wymienił tu Rzecznika Praw Obywatelskich i wolne media. - Jarosław Kaczyński jest w moim przekonaniu zainteresowany zlikwidowaniem instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich, tak samo jak jest zainteresowany zniszczeniem, a przynajmniej ograniczeniem mediów, które nie jedzą mu z ręki - mówił dalej były prezydent.
Komorowski: jak tacy ludzie jak Daniel Obajtek robią kariery, to to jest sygnał ostrzegawczy
Były prezydent odniósł się także do sprawy obecnego prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka. Zwracał uwagę, że zarządzana przez niego firma kupiła niedawno wydawnictwo Polska Press. Stwierdził, że tu "nie chodzi tylko i wyłącznie o kontrolę nad mediami".
- Jak tacy ludzie jak pan Obajtek robią kariery, (...) to w zasadzie każda przyzwoita partia powinna się zastanowić, czy to nie jest sygnał ostrzegawczy, że "w naszych szeregach do głosu dochodzą cwaniacy, kombinatorzy, złodzieje, łobuzy i różnego rodzaju męty polityczne" - powiedział gość "Kropki nad i".
"Gazeta Wyborcza" opublikowała serię artykułów dotyczących "taśm Obajtka". Z ujawnionych nagrań wynika - napisała "GW" - że obecny prezes PKN Orlen Daniel Obajtek, gdy był jeszcze wójtem Pcimia, "z tylnego siedzenia kierował spółką TT Plast", a przepisy zabraniają łączenia posady wójta z działalnością w biznesie.
Obajtek zapewniał później w wywiadzie dla PAP, że nigdy, będąc wójtem, nie pracował "ani dla tej, ani dla żadnej innej firmy" i nie złamał prawa.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24