Na tych taśmach nie ma nic, co potwierdzałoby, że w jakikolwiek sposób złamałem prawo. Nigdy nie ukrywałem, że byłem w przeszłości udziałowcem firmy TT Plast i znam właścicieli tej firmy. Nigdy jednak, będąc wójtem, nie pracowałem ani dla tej, ani dla żadnej innej firmy. Nie złamałem prawa - zapewniał w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej prezes PKN Orlen Daniel Obajtek. Odniósł się do opublikowanych przez "Gazetę Wyborczą" nagrań z 2009 roku, kiedy był wójtem Pcimia.
"Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuły dotyczące "taśm Obajtka". Z ujawnionych nagrań wynika - napisała "GW" - że obecny prezes PKN Orlen Daniel Obajtek, gdy był jeszcze wójtem Pcimia, "z tylnego siedzenia kierował spółką TT Plast", podczas gdy przepisy zabraniają łączenia posady wójta z działalnością w biznesie.
"GW" opublikowała nagrania rozmów telefonicznych z 2009 roku, podczas których Obajtek rozmawia z mężczyzną, którego nazywa Szymonem. Mężczyzna ten pracuje dla spółki TT Plast działającej w branży elektroinstalacyjnej. Obajtek - pisała "Wyborcza" - "wydaje pracownikowi polecenia, zleca rozmowy z klientami, decyduje o urlopach". TT Plast jest konkurencją dla Elektroplastu - firmy wujów Obajtka Romana i Józefa Lisów. Działania, które Obajtek zlecał "z tylnego siedzenia" - podała "Gazeta Wyborcza" - "miały wykończyć firmę jego wuja".
Na kolejnych opublikowanych przez "Wyborczą" nagraniach z sierpnia 2009 roku słychać między innymi rozmowę Szymona z Bernadettą Obajtek, pracownicą firmy TT Plast, prywatnie żoną kuzyna Daniela Obajtka. Obecnie jest ona członkiem zarządu TT Plastu. "Gazeta Wyborcza" podała, że Bernadetta Obajtek, która we fragmentach nagrań wypowiada się jako pracownica TT Plast, do 17 lipca 2009 roku pracowała w firmie Elektroplast, a dopiero później przeniosła się do TT Plastu. Daniel Obajtek był wójtem Pcimia w latach 2006-2015.
Obajtek: nie może przejść obok tego obojętnie
Prezes PKN Orlen Daniel Obajtek do kwestii nagrań odniósł się w sobotę w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej. - Przede wszystkim ani "Gazeta Wyborcza", ani ja, bo mówimy o sytuacjach sprzed kilkunastu lat, nie jesteśmy w stanie potwierdzić wiarygodności tych nagrań. Jak ktokolwiek może się odnieść do prywatnych rozmów, potajemnie nagrywanych, prawdopodobnie kilkanaście lat temu? Tak po ludzku, kto by pamiętał takie rozmowy? To jest ogromna przestrzeń do nadużyć i manipulacji informacjami, która została wykorzystana przez "Gazetę Wyborczą" - powiedział Obajtek.
Dodał, że "nie może przejść obok tego obojętnie". - Dlatego jako osoba prywatna zaangażowałem kancelarię prawną, która w moim imieniu zajmuje się tymi oszczerstwami. Zleciłem analizę treści opublikowanych przez gazetę rozmów, choć nie wiem, czy są autentyczne, z jakiego okresu pochodzą. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby te nagrania były zmontowane - mówił.
Obajtek: nie złamałem prawa
- W tych nagraniach sprzed kilkunastu lat używam słownictwa, które odbiega od pewnych standardów i nie powinno paść nawet w największych emocjach i za to przepraszam. Były to jednak prywatne rozmowy sprzed wielu lat. Wszystko inne to manipulacja "Gazety Wyborczej" - ocenił obecny prezes Orlenu.
Jego zdaniem, "na tych taśmach nie ma nic co potwierdzałoby, że w jakikolwiek sposób złamałem prawo". - Nigdy nie ukrywałem, że byłem w przeszłości udziałowcem firmy TT Plast i znam właścicieli tej firmy. Nigdy jednak, będąc wójtem, nie pracowałem ani dla tej, ani dla żadnej innej firmy. Nie złamałem prawa - oświadczył Obajtek.
Na sugestię, że redakcja "GW" uznaje, iż Orlen w jego imieniu potwierdził prawdziwość nagrań, odparł: "ani ja, ani nikt inny w moim imieniu, nie potwierdził prawdziwości tych nagrań". - To kolejne z całej lawiny kłamstw na mój temat, które się ostatnio pojawiły w tym medium - dodał.
Obajtek: stopień wiarygodności, szczególnie Romana Lisa, jest w tym wszystkim zerowy
Obecny prezes Orlenu odniósł się także do zawiadomienia, jakie - jak pisała "Gazeta Wyborcza" - w 2016 roku Roman Lis złożył do prokuratury. Chodziło o podejrzenie złożenia fałszywych zeznań przez Obajtka. W grudniu 2014 roku przed sądem toczył się proces Romana i Józefa Lisów, współwłaścicieli Elektroplastu, którzy byli oskarżeni o wyłudzenie 200 tysięcy złotych unijnych dotacji. Obajtek zeznawał w tej sprawie jako świadek i zapewniał, że nigdy nie był "cichym wspólnikiem spółki TT Plast".
Z informacji "GW" wynika, że w 2016 roku składając zawiadomienie do prokuratury "wuj obecnego prezesa Orlenu jako dowód dołączył dysk z nagraniami rozmów z Szymonem oraz ich pisemną transkrypcję". Jednak prokuratura - podał dziennik - "już po miesiącu zdecydowała, że nie będzie badać sprawy ze względu na brak znamion czynu zabronionego".
"GW" napisała, że decyzję o odmowie wszczęcia śledztwa wydała Katarzyna Miszograj, która była wówczas asesorem, czyli kimś, kto - jak zauważa dziennik - "pod okiem doświadczonych prokuratorów dopiero uczy się zawodu, a wszystkie jego decyzje musi zaakceptować nadzorujący go śledczy".
Dziennik przytoczył opinię kilku "doświadczonych", ale niewymienionych z nazwiska prokuratorów. "Głupoty napisała ta dziewczyna. Nie dziwię się, że nagrań nie odsłuchała, bo nie dałoby się odmówić" - powiedział jeden z rozmówców dziennika.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Kolejna sprawa uwalona z powodów politycznych". "Wyborcza": decyzję w sprawie Obajtka podjęła asesor
Obajtek pytany o tę sprawę i opinie prokuratorów, powiedział, że "dotknął pan [dziennikarz PAP - red.] sedna tego, jak skonstruowane są pomówienia wobec mnie". - Anonimowe opinie, anonimowych prokuratorów. Nie będę odnosił się do takich niby-faktów przedstawianych przez dziennikarzy, bo to niemożliwe - dodał.
- Prawda jest taka, że w prokuraturze nie toczą się przeciwko mnie żadne postępowania. Wszystkie sprawy sądowe, dotyczące wydarzeń, którymi manipuluje "Gazeta Wyborcza", zostały prawomocnie rozstrzygnięte na moją korzyść. Stopień wiarygodności, szczególnie pana Romana Lisa, jest w tym wszystkim zerowy - powiedział obecny prezes Orlenu.
"Ten człowiek od 15 lat zamienia moje życie w koszmar"
- Zacznijmy od tego, że pan Roman Lis to daleki krewny ze strony ojca. Ten człowiek od 15 lat zamienia moje życie w koszmar. Tylko dlatego, że miałem odwagę zeznawać prawdę w procesie o wyłudzenie środków publicznych z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych oraz innych procesach, jakie miał o oszustwa i malwersacje. To między innymi moje zeznania doprowadziły do skazania go prawomocnym wyrokiem - powiedział Obajtek.
- Co więcej, pan Roman Lis był skazany za nakłanianie do składania fałszywych zeznań, a dziś jest "wiarygodnym" źródłem "Gazety Wyborczej". A jeśli pan Roman Lis uważa, że go skrzywdziłem, to takie sprawy rozstrzyga się w sądzie, a nie w mediach. Jego problem polega na tym, że ja już z nim i jego rodziną wygrałem prawomocnie kilka spraw w latach 2011-2012 związanych z pomówieniami - dodał.
Obajtek o oświadczeniach majątkowych
Obajtek odniósł się także do zarzutów dotyczących jego oświadczeń majątkowych. - W 2011 roku CBA przez 9 miesięcy, non stop, szczegółowo weryfikowało cały mój majątek. Miałem sprawdzone wszystkie konta i przepływy finansowe z 15 lat. Sprawdzano wszystkie zakupy, których dokonałem od 18. roku życia. Wszystkie osoby, które w tym czasie ze mną podpisywały jakieś umowy czy akty notarialne, były wzywane i przesłuchiwane - powiedział PAP.
- Tak samo sprawdzana była cała moja rodzina: ojciec, mama i brat. Równolegle mieliśmy kontrole Urzędu Skarbowego, który dokonał wnikliwej weryfikacji całego majątku, którego się dorobiłem w dorosłym życiu. Nie postawiono mi żadnego zarzutu. Za tę wnikliwość mogę dziś podziękować panu ministrowi Pawłowi Wojtunikowi, bo to on był wtedy szefem CBA i panu Andrzejowi Seremetowi, bo był wtedy prokuratorem generalnym. Potem miałem jeszcze kontrolę w 2018 roku, po doniesieniach posła Sowy i też nic z tego nie wynikło. Zresztą do dziś jestem dla posła Sowy celem politycznym - dodał.
Poseł Koalicji Obywatelskiej Marek Sowa mówił 26 lutego na konferencji prasowej, że tylko w jednym roku 2012 oszczędności Obajtka wzrosły o 295 tysięcy złotych, z 5 tysięcy na 300 tysięcy złotych. - Jednocześnie był w stanie spłacić 355 tysięcy złotych kredytu w dwóch bankach - dodał poseł. Jak zaznaczył, ponadto Obajtek "był w stanie poczynić nowe inwestycje", kupując udziały w różnych spółkach. Dodał, że część udziałów kupił "od Tomasza Fortuny, osoba, która pojawia się na ujawnionych taśmach". - Tylko w jednym roku Daniel Obajtek, którego dochody w małej 11-tysięcznej gminie wyniosły 153 tysiące złotych, a dodatkowo 30 tysięcy złotych z wynajmu, miał po odliczeniu podatku 130 tysięcy złotych netto wynagrodzenia, a wydał ponad 900 tysięcy złotych. Czyli o 776 tysięcy więcej niż wpłynęło na jego konto - mówił Sowa. Przypomniał, że w roku 2018 składał informacje o możliwości popełnienia przestępstwa przez Daniela Obajtka, ale bez efektu.
Obajtek: celem zakupu dworku było zapewnienie miejsca dla osób z dysfunkcjami
Prezes PKN Orlen w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej komentował także sprawę swojego dworku w przysiółku Borkówko pod Borkowem Lęborskim na Pomorzu. "Gazeta Wyborcza" napisała w czwartek, że dwa lata temu Fundacja Pomocy i Więzi Polskiej "Kresy RP", z którą Obajtek podpisał umowę, otrzymała od ministerstwa kultury 800 tysięcy złotych dotacji na remont posiadłości. Miał tam powstać ośrodek dla osób niepełnosprawnych. "Wyborcza" napisała, że porozumienie to już nie obowiązuje, mimo że strony miały ze sobą współpracować przez co najmniej 10 lat (w umowie mowa o nieodpłatnym korzystaniu z nieruchomości przez minimum taki okres czasu).
Do następnego etapu prac przy dworku Obajtek zaangażował kolejną fundację Handicap Zakopane zajmującą się działalnością na rzecz dzieci z niepełnosprawnościami, która przy innych projektach korzysta ze sponsoringu PZU i Tauron, czyli innych państwowych koncernów - podała "Wyborcza". Nowa fundacja - jak napisała gazeta - jest blisko związana z władzą. O dworku można było też usłyszeć w materiale "Czarno na białym" o karierze prezesa Orlenu.
- Doprecyzowując – mówimy o nieruchomości, która w momencie zakupu była doszczętnie zniszczona. Wymagała i nadal wymaga gruntownego remontu. Zresztą od samego początku sam, z własnych pieniędzy, w miarę możliwości finansowałem te prace, żeby zabytek w ogóle mógł przetrwać. Poza kapitałem te prace wymagały jednak czasu i tylko dlatego szukałem Fundacji, która się tym zajmie - powiedział PAP Daniel Obajtek.
- Teraz szuka się sensacji pomijając kluczowe fakty - celem zakupu tej nieruchomości było zapewnienie miejsca dla osób z dysfunkcjami i zaburzeniami rozwojowymi, zaburzeniami mowy i komunikacji, zespołem Tourette'a. Czas użyczenia to aktualnie 30 lat. Z kolei środki pozyskiwane są w ramach dostępnych opcji, wnikliwie weryfikowane i rozliczane. Cały szum medialny wokół tej sprawy to kolejny dowód, że ataki na mnie nie są przypadkowe - ocenił prezes PKN Orlen.
"Ten atak nie jest zaskoczeniem"
Obajtek mówił w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej, że "realizujemy w PKN Orlen wiele bardzo dużych, ważnych projektów". - Akwizycje, które zrobiliśmy i które finalizujemy, naruszają interesy wielu osób i podmiotów w Polsce, ale i za granicą - dodał. - Gdybym zajmował się w Orlenie wyłącznie administrowaniem i przymykał oko na pewne układy, to pewnie bym miał święty spokój i nikt by mnie nie atakował. Byłoby jak dawniej. Ale nie jest. Przecież wyniki mówią same za siebie. Orlen w ciągu ostatnich pięciu lat wypracował 26,2 miliarda złotych zysku. W czasie ośmiu lat rządów PO-PSL było to łącznie 2,9 miliarda złotych. W dotkniętym pandemią 2020 roku Orlen wypracował prawie 3,5 miliarda zysku. Proszę spojrzeć na wyniki innych koncernów paliwowo-energetycznych, globalnych, które mają miliardowe straty. Do tego dochodzi cała kwestia suwerenności energetycznej Polski i budowy w naszym regionie bezpieczeństwa i niezależności. To oczywiste, że moje działania budzą sprzeciw wielu środowisk i w tym kontekście ten atak nie jest zaskoczeniem - mówił.
"Nie tylko politykom Lewicy zależy na mojej dymisji"
Pytany o wezwania Lewicy do złożenia przez niego dymisji, odparł, że "przecież nie tylko politykom Lewicy zależy na mojej dymisji". - Tak jak powiedziałem, Orlen realizuje projekty inwestycyjne i akwizycyjne strategiczne zarówno dla przyszłości koncernu, ale i polskiej gospodarki. Nie wszystkim jest to na rękę. Przejęliśmy spółkę Energa i spółkę Ruch. Odkupiliśmy od niemieckiego właściciela spółkę Polska Press, finalizujemy fuzję z Lotosem. Notabene o konieczności połączenia Orlenu z Lotosem mówiono od 20 lat, ale nic z tego nie wyszło. Do moich zapowiedzi też podchodzono sceptycznie, ale teraz kiedy ten projekt jest bliski finału, "Gazeta Wyborcza" wrzuca nagrania sprzed kilkunastu lat, co do których nie ma pewności, czy nie zostały zmanipulowane - powiedział.
- Ale tę sprawę, jak już wspomniałem, będzie prowadził zaangażowany przeze mnie prawnik. Ja muszę się skoncentrować na tym, co zacząłem w Orlenie. Nikt mnie nie zastraszy, nie zrobię ani kroku w tył - dodał.
Daniel Obajtek odniósł się także do doniesień, jakoby miał zastąpić Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera. Oświadczył, że "nigdy nie było takiego pomysłu".
Źródło: PAP, Gazeta Wyborcza