Od kilku dni w lokalnym sklepiku w samym centrum Polski regularnie słucham, co i komu zmarzło podczas tegorocznej majowej fali chłodu. Na jednej z pobliskich plantacji truskawek w moim regionie ogrodniczo-sadowniczym, między Warszawa a Łodzią, na straty poszło aż 80 procent uprawy. Z wielu regionów Polski - Podlasia, Mazowsza, Ziemi Łódzkiej, Lubelszczyzny i innych - spływają od kilku dni informacje o szkodach, jakie poczyniły przymrozki.
- Od setek lat między 1 a 25 maja występują w Europie Środkowej fale zimna. W Niemczech nazywa się je "Eisheilige", czyli lodowi święci, a w Polsce - zimni ogrodnicy.
- Napływ chłodu w okresie maja umożliwia specyficzny układ ośrodków barycznych, które tworzą "autostradę" dla zimnych mas powietrza.
- O tegorocznym maju, być może najchłodniejszym od dawna i bardzo trudnym dla sadowników, pisze synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek.
Kiedy 3 maja wkroczył do naszego kraju chłodny front, zaczęło się stopniowe, konsekwentne wychładzanie. Przy rozpogodzeniach nocami temperatura spadała na ogół do -5/-2 stopni Celsjusza, a przy gruncie do -8/-5 st. Ale 8 maja rano temperatura na stacji telemetrycznej Biebrza, należącej do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Biebrza, spadła przy ziemi do -11 st. C. Ostatni raz tak zimno było 4 maja 2011 roku, kiedy w Toruniu odnotowano przy gruncie podobną wartość. Oczywiście miejscami, a szczególnie w Polsce północnej i wschodniej mogło być jeszcze zimniej.
Koszty ponoszą sadownicy
Te majowe spadki temperatury - podobnie jak długość fal zimna, która wynosi od trzech do siedmiu dni - są szalenie ważne dla sadowników. Do sytuacji, kiedy występuje kilka fal zimna, trwających w sumie do 21 dni, dochodzi w Polsce raz na kilka lat. W tym roku maj może okazać się jednym z najchłodniejszych w historii pomiarów w ostatnich dekadach. W Polsce liczone są już szkody w sadach, gdzie uprawia się czereśnie, morele, brzoskwinie, a ta lista z pewnością będzie dłuższa. Niestety, straty w czasie majowych fala zimna największe są w monokulturach. Rosnąca dziko roślinność, zróżnicowana gatunkowo, obejmująca klika poziomów, radzi sobie z mrozem lepiej. A mróz, którego ostatnio doświadczyliśmy, był wyzwaniem, gdyż wystąpił w masach powietrza, którego obszarem źródłowym jest Arktyka.
Zimni ogrodnicy. Jaka jest ich historia
Jesteśmy w samym środku ochłodzenia, zwanego zimnymi ogrodnikami. Zjawisko jest częścią szerszej fali chłodu, występującej zwykle między 1 a 25 maja. Pomiary temperatury, prowadzone regularnie przez Obserwatorium Astronomiczne w Krakowie, wykazały, że w ponad 90 procentach przypadków w ostatnich 140 latach mamy w tym czasie do czynienia w Europie Środkowej ze spływem mas powietrza z północy i północnego wschodu.
W kwietniu i maju, kiedy po sztormowej zimie na Atlantyku sytuacja nieco się uspokaja, nad wodami oceanicznymi, blisko Wysp Brytyjskich, tworzy się wyż. Wędruje on wolno w kierunku Skandynawii. Układ jest jak góra w atmosferze, którą tworzy osiadające powietrze. Zanika wówczas typowa dla Europy cyrkulacja zachodnia powietrza, a dominuje ta postępująca z kierunku północ-południe. Wyż tworzy blokadę dla oceanicznych, łagodnych mas, skazując Europę raz na napływ gorąca z Afryki, raz zimna z Arktyki. Stąd tak silna przeplatanka pogody w kwietniu i tak zdradliwe fale chłodu w maju.
Zjawisko zimnych ogrodników powtarza się od setek lat. Zostało opisane i nazwane już w średniowieczu, w czasach optimum klimatycznego, w fazie ciepłej europejskiego klimatu. W klasztornych ogrodach i sadach Cesarstwa Niemieckiego, będących ówczesną kolebką kultury i wiedzy, wypracowano zasady postępowania wiosną w czasie tzw. Eisheilige - lodowych świętych. Nie można było ani za wcześnie, ani za późno wykonać wysiewu, a trzeba było maksymalnie wykorzystać okres wegetacyjny i ciepło. Doświadczony rolnik i ogrodnik wiedział na pewno, że pogoda utrwala się dopiero po Świętej Zofii, czyli po 15 maja. Podstawą ówczesnej gospodarki było rolnictwo, od niego zależało życie całych wsi i miast. Dlatego 11 maja, któremu to dniu patronuje święty Mamert, w kościołach Niemiec odprawiano modły i proszono o urodzaj, niejednokrotnie w czasie procesji obchodzącej pola.
Do tej pory za jeden z najzimniejszych mai uważano ten z roku 1991, po którym powstała piosnka zespołu Maanam "Wyjątkowo zimny maj". Wtedy średnia temperatura maksymalna w Warszawie wyniosła 15,5 st. C - to jest ta wartość, jaką osiąga średnio temperatura popołudniami. Tegoroczny maj zapowiada się równie zimny. Do 12 maja średnia temperatura maksymalna w Warszawie wyniosła 15,4 st. C. Do końca miesiąca zostało sporo czasu, ale na ciepło jeszcze trzeba będzie poczekać.
Kiedy będzie ciepło?
Wyż Simone zaczyna wędrówkę znad Skandynawii w kierunku Bałkanów, ale depcze mu już po piętach wir niżowy z rejonów podbiegunowych oraz kolejny wyż Tabea znad północnego Atlantyku. Pomimo chwilowego ocieplenia we wtorek i środę - od czwartku wraca na chwilę chłód. Chociaż 13 maja możliwe są przygruntowe przymrozki do -4/-2 st. C, temperatura na Serwacego (13 maja) i Bonifacego (14 maja) może wzrosnąć na zachodzie Polski do 17-20 st. C. Ale już na Zofii, czyli 15 maja, ponownie nasunie się od północy, na kilka dni, zatoka chłodu. Silnego mrozu już nie powinno być, ale temperatura może jeszcze początkowo na północy spaść do -6/-5 st., a a w centrum i później na wschodzie i południowym wschodzie kraju do 18 maja może spadać nad ranem przy gruncie do -3/-1 st. C. Później trwać ma nad Polską starcie między masami powietrza płynącymi znad Arktyki w kierunku Morza Czarnego a ciepłymi płynącymi znad Afryki w kierunku Morza Północnego. Zachodnia część kraju znajdzie się na progu ciepłego lata, wschodnia pozostanie w chłodnej wiośnie. Dopiero około 25 maja majowy chłód zacznie odchodzić w przeszłość.
Wydłużą się fale upałów, ale i przymrozków
Analizy fal chłodu w ostatnich dekadach wykazały, że zwiększa się ich częstość występowania w pierwszej i drugiej dekadzie maja. Wydawało się, że będzie odwrotnie. Gdy współczesne ocieplenie przyspiesza stopniowo początek okresu wegetacyjnego, paradoksalnie niesie większe zagrożenie w uprawach, niż można by się spodziewać. Badacze atmosfery, w publikacjach na łamach prestiżowych czasopism naukowych "Nature" czy "Science", stawiają tezy mówiące o tym, że mniejszy kontrast temperatury między coraz bardziej ogrzewającymi się rejonami okołozwrotnikowymi a ocieplającą się Arktyką spotęguje siłę tak zwanych sytuacji blokadowych w atmosferze. To w dużym uproszeniu oznacza, że wydłużą się fale ciepła, upałów, ale i fale chłodu, przymrozków. Skrajności pogody stają się normą.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Astrid Gast/Shutterstock