Głosy chcieli liczyć tak zwani nowi sędziowie i to oni nawzajem zgłaszali się do komisji skrutacyjnej. "Starzy" zablokowali ich wybór, a o chaos oskarżyli prowadzącego obrady Kamila Zaradkiewicza. Po blisko dziewięciu godzinach przerwano w piątek obrady Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, które nie zdołało wybrać kandydatów na I prezesa SN. O szczegółach burzliwego posiedzenia pisze Michał Tracz, dziennikarz TVN24.
Obrady przerwane w piątek wieczorem, zostały wznowione w sobotę około południa. - Pan (Kamil) Zaradkiewicz przekonał się, że nie jest w stanie skutecznie przeprowadzić nawet zgromadzenia sędziów - mówi, wychodząc przed godziną 22.00 z gmachu Sądu Najwyższego przy warszawskim Placu Krasińskich, jeden z sędziów Izby Cywilnej. Jest wyraźnie wzburzony. O chaos i bałagan oskarża wykonującego obowiązki pierwszego prezesa SN Kamila Zaradkiewicza.
Kto policzy głosy?
Tuż po godzinie 21 trwające od godziny 12 obrady przerwano, bo po dwóch głosowaniach nie udało się wybrać komisji skrutacyjnej. To komisja, która odpowiada za policzenie głosów oddanych na kandydatów na pierwszego prezesa. Regulamin SN mówi jasno - komisja składa się z pięciu sędziów, po jednym z każdej izby. Przewodniczy jej prezes kierujący Izbą Dyscyplinarną. Taki regulamin narzucił Sądowi Najwyższemu prezydent.
Już w pierwszym głosowaniu okazało się, że tak zwani starzy sędziowie nie zgłaszają się do komisji skrutacyjnej. Zgłosili się jedynie "nowi". To gest sprzeciwu nie tyle wobec wyborów, co braku jasnych i przejrzystych procedur, których nie chciał przyjąć Zaradkiewicz. - Nie będę tego legitymizował - mówi jeden ze "starych" sędziów.
W drugim głosowaniu okazało się, że "nowi" zgłaszają siebie nawzajem i to oni chcą liczyć głosy. Nie uzyskują jednak poparcia większości i drugie głosowanie upada. - W obu głosowaniach 9 na 10 sędziów, którzy zgłosili się do komisji skrutacyjnej, to tak zwani nowi sędziowie - przyznaje sędzia Michał Laskowski, do niedawna rzecznik Sądu Najwyższego.
Kamil Zaradkiewicz informuje krótko i nie odpowiada na pytania: - Osoby dwukrotnie zgłaszane jako kandydaci do komisji skrutacyjnej nie uzyskały większości głosów. Po konsultacji z prezesami izb postanowiłem przerwać Zgromadzenie do jutra do 12.00 - oświadcza.
Pat wyborczy
Kamil Zaradkiewicz prawdopodobnie celowo nie dopuścił do trzeciego głosowania. Praktyka mówi bowiem, że kandydata do komisji skrutacyjnej zgłosić można tylko raz. - W niektórych izbach zaczęło brakować "nowych" sędziów - tłumaczy jeden ze "starych". - Przy trzecim głosowaniu okazałoby się, że nie ma już chętnych. Głosy chcieli liczyć tylko "nowi sędziowie", a ich by zabrakło - dodaje.
Wyraźnie zarysował się więc podział na starych i nowych. Mianem "starych" określa się doświadczonych, starszych stażem sędziów, powołanych do Sądu jeszcze przed zmianami w prawie autorstwa PiS. "Nowi" to ci wybrani w ostatnich latach, zaakceptowani przez nową, wybraną przez polityków Krajową Radę Sądownictwa. Oś podziału nie jest jednak tak jednoznaczna - z "nowymi" głosuje kilkoro sędziów "starej" ekipy, popierających ostatnie zmiany. "Starych" jest większość, ale nieznaczna.
Wyłączyć Izbę Dyscyplinarną
Prawo głosu w Zgromadzeniu mają wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego. Do Warszawy nie przyjechało dwóch, zatem w obradach bierze udział 97 osób. Ale część sędziów miała poważne wątpliwości co do udziału sędziów Izby Dyscyplinarnej. Padł wniosek o ich wyłączenie. Kamil Zaradkiewicz nawet nie poddał go pod głosowanie.
Izbę Dyscyplinarną tworzą sędziowie wskazani przez nową KRS. Komisja Europejska uważa jej powołanie za sprzeczne z europejskim prawem, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zawiesił prace izby w zakresie postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. Także uchwała połączonych izb Sądu Najwyższego uznała, że Izba Dyscyplinarna nie jest sądem.
- Był wniosek o rozważenie, czy sędziowie Izby Dyscyplinarnej mają nie tylko czynne, ale i bierne prawo wyborcze, czyli czy mogą być wybierani - precyzuje sędzia Laskowski.
Upadł także wniosek, aby w pierwszej kolejności ustalić zasady, na podstawie których przebiegało będzie Zgromadzenie. Według relacji sędziów, Kamil Zaradkiewicz miał poinformować, że sprawy których nie reguluje ustawa ani regulamin on sam "będzie rozstrzygał na bieżąco".
"Jesteśmy na etapie, w jaki sposób głosować nad sposobem głosowania nad uchwałą regulującą sposób głosowania. Chyba. Trochę to potrwa" - już po 13 pisał w mediach społecznościowych Marcin Łochowski, sędzia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Sędziowie zgłosili wniosek o to, by media mogły obserwować przebieg Zgromadzenia. Też został odrzucony przez Zaradkiewicza bez głosowania. Jedyny wniosek, który został uwzględniony, dotyczył nagrywania posiedzenia na wewnętrzne potrzeby Sądu.
"Tak się nie traktuje sędziów"
Przepychanki i prawnicze polemiki trwały kilka godzin. - Pan Zaradkiewicz wszystkich dopuścił do głosu, wszystkich wysłuchał, ale potem natychmiast ucinał temat i jednoosobowo odrzucał wniosek - mówi jeden z sędziów Izby Karnej. Emocje rosły razem z chaosem.
- Nie może być tak, że sędziowie Sądu Najwyższego są instruowani, "szturchani", są pouczani. Pan Zaradkiewicz wprowadził atmosferę drylu, a nie posiedzenia Sądu Najwyższego - mówił w "Faktach po Faktach" sędzia Krzysztof Rączka.
Nowi sędziowie oskarżali starych o "obstrukcję". Starzy nowych, że chcą wybierać pierwszego -prezesa bez ustalonych reguł i porządku. Pat trwał. "Jakby ktoś chciał napisać dysertację nt. 'Skuteczna obstrukcja w toku posiedzenia organu kolegialnego', to nagranie z ZO jest świetnym materiałem - napisał wieczorem w sieci sędzia Łochowski.
- Nie wiem, czy pan przewodniczący (Zaradkiewicz) stosuje celowo taką metodę na zmęczenie, czy też nie radzi sobie z prowadzeniem takiego spotkania - mówi sędzia Rączka. - Tak się nie traktuje sędziów - dorzuca inny.
Kozielewicz zaskoczył kolegów
Kto jest winny chaosu? Starzy sędziowie wskazują na Kamila Zaradkiewicza. Mówią, że wiele razy nie wiedział, jak ma się zachować jako przewodniczący spotkania. - Kilka razy zupełnie się pogubił. Ale od razu zwracał się o pomoc do sędziego Kozielewicza. Wszystko z nim konsultował - mówi anonimowo jeden z sędziów.
Wiesław Kozielewicz to wieloletni sędzia Sądu Najwyższego. Prawie 6 lat spędził w PKW. Teraz wrócił do SN i kieruje Izbą Karną. - Ma wielkie parcie, by zostać prezesem i jak widać doradza teraz Kamilowi Zaradkiewiczowi - słychać w Sądzie. - Niektórzy mówią, że zdradził, ale ja nie jestem zaskoczony - przyznaje jeden z sędziów Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
- Nie mamy do czynienia z obradami czy opiniami wyrażanymi przez Zgromadzenie, tylko decyzje podejmuje przewodniczący. (Posiedzenie) ma kuriozalny przebieg - ocenia sędzia Michał Laskowski.
"Pojawiły się komentarze dotyczące atmosfery na ZO. Zdecydowana większość sędziów zachowywała się z dużą klasą, mimo różnic w poglądach. Tylko kilku sędziów nie potrafiło utrzymać nerwów na wodzy. I to niekoniecznie młodszych stażem" - napisał w nocy w sieci sędzia Marcin Łochowski.
Wskażą piątkę kandydatów
Zasady, na jakich ma się dokonać wybór I prezesa Sądu Najwyższego określił prezydent, tworząc Regulamin Sądu Najwyższego. Kiedy już sędziowie wybiorą komisję skrutacyjną, wskażą kandydatów na następcę prof. Małgorzaty Gersdorf. Lista piątki kandydatów z największą liczbą głosów trafi na biurko Andrzeja Dudy i to prezydent, jednoosobowo, dokona wyboru.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Wojciech Olkuśnik