O to, jak w praktyce wygląda zdalna edukacja, zapytało nauczycieli Centrum Cyfrowe. Wyniki badania wskazują powody do zmartwień, ale i do radości.
Polska szkoła nie była przygotowana do zdalnej edukacji. Podobnie zresztą, jak uczniowie i rodzice. Kiedy 12 marca dzieci, zamiast pójść do szkoły, zostały w domach, wydawało się, że będzie to tylko krótki okres przejściowy. Zresztą sam minister edukacji Dariusz Piontkowski nakłaniał wtedy nauczycieli jedynie do utrzymywania kontaktu z uczniami. Okazało się jednak, że powrót do szkół nie będzie szybko możliwy. Oficjalnie 25 marca rozpoczęła się w Polsce edukacja na odległość. Od tej pory nauczyciele mają obowiązek realizowania podstawy programowej, mogą też wystawiać uczniom oceny.
Ten stan potrwa co najmniej do 25 maja, bo do tego momentu zawieszone są zajęcia dydaktyczne w placówkach oświatowych. Przerwa może zostać jeszcze przedłużona. W poniedziałek minister Piontkowski poinformował, że o planach "odmrażania" szkół w ciągu najbliższych dni poinformuje premier Mateusz Morawiecki.
Przed pandemią robili to nieliczni
Na razie nauczyciele nadal urządzają się w nowej rzeczywistości. Jak im to idzie? Postanowiło to sprawdzić Centrum Cyfrowe, organizacja pozarządowa, której celem jest wspieranie otwartości i zaangażowania w świecie nowoczesnych technologii. Specjaliści Centrum po kilku tygodniach zdalnej nauki opracowali raport na jej temat pt. "Edukacja zdalna w czasie pandemii".
Powstał na podstawie ankiety stworzonej przez zespół Magdaleny Biernat. Między 1 a 17 kwietnia w badaniu wzięło udział blisko tysiąc nauczycieli.
Z raportu wynika, że przed marcem tylko 15 procent nauczycieli miało jakiekolwiek doświadczenie ze zdalnym nauczaniem. A te doświadczenia nie były bogate. Sprowadzały się przede wszystkim do indywidualnych konsultacji z uczniami za pomocą komunikatorów internetowych, do udziału w webinariach, szkoleniach i kursach, wysyłania uczniom linków do dodatkowych materiałów.
"A zatem tak naprawdę nie była to edukacja zdalna w takim wymiarze jak obecnie - to znaczy aktywnym uczeniem większej grupy dzieci online" - zauważają autorzy raportu.
- Każdego dnia mam poczucie, że jestem na froncie. Nie byłam na to zupełnie przygotowana. Wszystkiego uczę się sama, staram się jak mogę, dla dzieciaków i rodziców, bo wiem, że liczą na nas - mówi nauczycielka z publicznej szkoły na Pomorzu, jedna z uczestniczek badania.
O, rany, ile to zajmuje czasu!
Jak wygląda ten front? Największym problem dla nauczycieli jest czasochłonność całego procesu - aż 47 procent badanych deklaruje, że to ich główny kłopot. Kolejne to: braki sprzętowe uczniów (36 procent), łącze internetowe uczniów (32 procent), różnice poziomu między uczniami (19 procent) oraz organizacja przestrzeni w domu (19 procent).
Braki sprzętowe wyglądają bardzo różnie. Część wynika z faktu, że rodzice pracujący w trybie zdalnym, używają do wykonywania obowiązków zawodowych komputerów czy tabletów, które dotychczas były przeznaczone do użytku dzieci. Bywa też tak, że urządzeń po prostu w domu nie ma. Tak jest w rodzinach wielodzietnych, ubogich, dysfunkcyjnych, uchodźczych czy romskich.
Nauczyciele skarżyli się najrzadziej na korzystanie z dziennika elektronicznego (71 procent deklaruje, że ten problem ich nie dotyczy) oraz porozumienie z dyrekcją i innymi nauczycielami (nie jest to problemem dla 63 procent badanych).
Rodzice chwalą i ganią
Inaczej jest z kontaktem z rodzicami, który bywa kłopotliwy. - Najczęściej rodzice odzywają się mailem i dziennikiem elektronicznym. Ale też dzwonią. I nie szanują mojego czasu. W przedświąteczną sobotę miałam telefon o godzinie 6:17. Odebrałam i powiedziałam, że proszę o kontakt w dzień powszedni między 8 a 16. Połowy pytań mogłoby zresztą nie być, gdyby rodzice umieli czytać ze zrozumieniem - opowiada nauczycielka z województwa łódzkiego.
- Jednego dnia potrafię odebrać kilka telefonów od rodziców bardzo zadowolonych, z podziękowaniami i od rodziców wściekłych za dokładnie te same rzeczy - zauważa z kolei nauczycielka z Pomorza.
Dla niektórych nauczycieli problematyczne okazują się niejednorodne, często wzajemnie sprzeczne oczekiwania rodziców. W niektórych domach zadania przesyłane przez nauczycieli i zajęcia online traktowane są jak możliwość przekierowania uwagi i czasu dziecka ze spraw domowych na edukację, która odbywać się może bez udziału rodzica. Ci rodzice wyrażają wdzięczność wobec nauczycieli w kontakcie telefonicznym, mailowym i zachęcają do kontynuowania nauki w tej formie. Inni czują się nadmiernie obciążeni, nieadekwatnie do swojej sytuacji angażowani w sprawy związane z edukacją i wyrażają wprost opór i rozczarowanie.
Komputery pożyczane od rodziny
Choć tylko 10 procent badanych wskazało braki sprzętowe jako swój główny problem w zdalnym nauczaniu, to kłopot może być w rzeczywistości większy. Jak zwracają uwagę badacze z Centrum Cyfrowego, analiza odpowiedzi na pytania otwarte wskazuje, że nauczyciele sami wyposażają się w niezbędne urządzenia – kupują je (nie licząc na zwrot poniesionych kosztów) lub pożyczają od członków rodziny.
- Mam w domu jeden komputer i to jest dla mnie największe ograniczenie, ponieważ córka, maturzystka, też musi z niego często korzystać. Właściwie to nie wiem, od kogo mogłabym oczekiwać pomocy w tym zakresie. Szkoła mogłaby wypożyczyć mi laptopa, ale jakość tego sprzętu jest tak wątpliwa, że praca zajęłaby mi chyba dwa razy tyle czasu co teraz - mówi jedna z uczestniczek badania, nauczycielka z ponad 11-letnim stażem ze szkoły publicznej w województwie łódzkim.
"Wielu badanych zgłaszało potrzebę posiadania sprzętu służbowego. Praca na prywatnym, to nie tylko jego nadmierna eksploatacja, ale także obawa o bezpieczeństwo wrażliwych danych czy prywatnych dokumentów oraz konieczność podejmowania trudnych decyzji, kto z członków rodziny może korzystać z komputera" - czytamy w raporcie.
Wszystko dla dzieci
Zdecydowana większość nauczycieli korzysta z więcej niż jednej metody edukacji zdalnej. Motywują to przede wszystkim chęcią ułatwienia i usprawnienia procesu nauki dzieciom.
Wysyłanie uczniom linków do lekcji online i materiałów, które znajdują w internecie, deklaruje 83 procent nauczycieli klas 1-3 i blisko 90 procent nauczycieli klas 4-8. To najpopularniejsza metoda zdalnej edukacji.
Nauczyciele nagrywają najrzadziej lekcje wideo. Robi to tylko 31 procent pedagogów w edukacji wczesnoszkolnej oraz 26 procent w klasach 4-8.
"Sytuacja pandemii pokazuje dobitnie, że nauczyciel to w Polsce przede wszystkim powołanie, a nie zawód. Badani wielokrotnie podkreślali, że nie jest im łatwo, ale starają się jak mogą, aby nie zawieść swoich uczniów" - podsumowują autorzy raportu.
Co będzie dalej?
Optymizmem może napawać fakt, że wielu nauczycieli widzi korzyści zdalnej edukacji. A to czego się właśnie uczą, zamierzają wykorzystywać w przyszłości, na przykład do pracy z uczniami nieobecnymi czy wymagającymi indywidualnych konsultacji. Wielu docenia też formułę spotkań z innymi nauczycielami online i wzajemnej nauki.
Co będzie, gdy wrócimy do szkół? 23 procent nauczycieli nie widzi potrzeby powtarzania materiału omawianego z uczniami w trybie zdalnym. "Można więc zakładać, że jest to grupa, której proces ten idzie sprawnie, uczniowie pojawiają się na lekcjach, odsyłają prace i wykonują je samodzielnie" - ocenia Centrum Cyfrowe. 17 procent jest zdania, że materiał będzie trzeba powtórzyć w znacznej części, a 30 procent nie jest w stanie tego stwierdzić.
W poniedziałek minister edukacji poinformował, że w tym tygodniu mamy dowiedzieć się o dalszych planach rządu wobec oświaty.
Źródło: tvn24.pl