- I śmieszne, i straszne chciałoby się rzec niestety - tak polityczne produkcje w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego ocenił w "Faktach po Faktach" Janusz Zaorski. Według reżysera, politycy muszą bardzo nisko oceniać inteligencję swojego elektoratu. - Przy okazji każdej kampanii słyszymy takie utyskiwania, że ta kampania jest bardziej przaśna, gorsza, bardziej prymitywna niż to kiedyś bywało. Ale ja myślę, że te klipy są na miarę naszych czasów - odparł Michał Tober, rzecznik prasowy rządu za kadencji Leszka Millera.
Janusz Zaorski mówił w programie, że według niego problem twórczości w tej eurokampanii polega na tym, że politycy nie zaangażowali do realizacji swoich spotów profesjonalnych ekip.
- Ja tu widzę raczej taką szlachetną rywalizację na pomysły. Nie zawsze to, co tanie, jest dobre, a wręcz przeciwnie. Tak mi się wydaje, że być może w opozycji do tego klipu reklamującego 10 lat Polski w Unii Europejskiej, te są bardzo biedne - ocenił reżyser.
"Utyskiwania" na kampanię
- Przy okazji każdej kampanii słyszymy takie utyskiwania, że ta kampania jest bardziej przaśna, gorsza, bardziej prymitywna niż to kiedyś bywało. Ale ja myślę, że te klipy są na miarę naszych czasów. To znaczy są na miarę rzeczywistości "youtube'owej", "facebookowej", "lajkowej" - przekonywał Michał Tober.
Były rzecznik rządu przekonywał, że kiedyś na wyborczych spotach można było zobaczyć tylko liderów. - Ewentualnie tych, którym liderzy pozwolili zaistnieć. Dzisiaj każdy Kowalski nawet z ostatniego rzędu ławek w partii, może zaistnieć, jeżeli ma jakiś pomysł. I to jest rzeczywiście biegunka pomysłów jak wyróżnić się na tle tego 1200 kandydatów, żeby mieć szansę na parlamentarny mandat w Brukseli - tłumaczył Tober.
Jednocześnie zwrócił uwagę, że ta kampania do Parlamentu Europejskiego jest "kampanią grającą na emocjach, na wrażeniach, na chwilowych zauroczeniach albo zniesmaczaniu konkurentów". - Im ktoś powie większą głupotę, czy coś bardziej wulgarnego, tym większa szansa na to, że tych "polubień" będzie więcej - powiedział były rzecznik.
"Ocena tego elektoratu jest bardzo niska"
Janusz Zaorski stwierdził, że w ogóle "ocena elektoratu jest bardzo niska". - To jest tak, jakby to do ćwierć, czy półinteligentów było mówione - powiedział reżyser.
Powiedział też, że żadne specjalne zabiegi przy tworzeniu spotów nie byłyby potrzebne, gdyby miały w nich występować osoby wyróżniające się charyzmą. Ocenił, że skoro takich osób brakuje, to nad nagraniem powinien pracować cały sztab ludzi, którzy będą umieli odpowiednio go zrealizować. Tober odparł jednak, że w niektórych przypadkach nad spotami pracują właśnie sztaby ludzi. Wyraził jednak obawę, że najprawdopodobniej to publiczność oczekuje, by przekaz był nieskomplikowany. - Dzisiaj nikt nie chce czytać siermiężnych programów i analitycznych opracowań - zwrócił uwagę były rzecznik rządu. Dodał, że obecnie przeważa kultura obrazkowa, więc merytoryczny, nudny spot się nie przebije.
Najbardziej "ohydna kampania"
Goście "Faktów po Faktach" zgodzili się, że tegoroczna kampania do europarlamentu bazuje na emocjach bardziej, niż którakolwiek wcześniejsza. - Ona chyba jest najbardziej ohydna ze wszystkich - powiedział Tober tłumacząc, że służy zniechęceniu wyborców do partii przeciwników.
Janusz Zaorski pytany o błędy spotów zwrócił uwagę, że powinny być one kierowane do przeciwników danego ugrupowania, a nie do jego zwolenników, a tymczasem tak te nagrania nie wyglądają.
Takiego podejścia bronił jednak Michał Tober wskazując, że obecny "wyborca internetowy" jest leniwy, więc można próbować go w ten sposób mobilizować.
Były rzecznik zgodził się jednak z reżyserem, że niektórzy politycy nie rozumieją, że nie należy występować w spocie samotnie. - Sam to może pojawić się prezydent lub premier - stwierdził Zaorski. Argumentował, że gdy polityk występuje sam, to przemowa wygląda na orędzie. - A Polacy są przekorni i nie lubią jak się im coś każe - podsumował reżyser.
Autor: ktom//tka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24