- Byłam nękana przez stalkera i doprowadziło mnie to do poczucia zagrozenia. Zaczęło się od miłych sms-ów, a skończyło na groźbie, że mnie zabije - opowiadała w "Faktach po Faktach" dziennikarka Kinga Rusin, która padła ofiarą stalkingu. - Nie mam wątpliwości, że stalking może zniszczyć komuś życie - skomentowała prawniczka i mediatorka Barbara Falandysz.
W piątek Sejm przyjął projekt dotyczący uporczywego nękania. Za taki czyn, który może u ofiary wywołać poczucie zagrożenia, grozi kara do trzech lat więzienia. Kara wzrośnie do 10 lat więzienia, jeśli osoba nękana targnie się na swe życie.
Ofiarą stalkingu padła dziennikarka TVN Kinga Rusin - jeszcze przed przyjęciem nowelizacji prawa. - Czekałam prawie siedem miesięcy, aż stalker wyśle sms-em tzw. groźbę karalną, żebym mogła zgłosić przestępstwo. Dobrze że ten przepis powstał - mówiła w "Faktach po Faktach".
Namierzenie stalkera zajęło policji dwa dni
Przypomniała, że stalking niekoniecznie musi mieć negatywny przekaz.
- Jeśli ktoś zaczyna od smsów "kocham cię", to co w tym złego? Ale jeśli miłość wyznaje natarczywie i uporczywie i nie dostaje odpowiedzi, to potem się robi nerwowy i niebezpieczny. Tak było w moim przypadku. Zaczęło się od miłych smsów z pre-paida, a skończyło na groźbie: "wiem, gdzie mieszkasz, przyjdę pod twój dom, zabiję ciebie i twoje dzieci" - powiedziała Rusin.
Wówczas prezenterka zgłosiła się na policję, pokazała zachowane sms-y. Policjantom namierzenie stalkera zajęło zaledwie dwa dni.
Rusin wycofała jednak oskarżenie, bo okazało się, że nękająca ją osoba leczyła się psychiatrycznie.
Kiedy zapala się czerwone światełko
Podkreśliła, że dla ofiary granica między wyrazami sympatii a uporczywym nękaniem są czytelne. - Na przykład prezenty, których nie chcemy. Też miałam wielbiciela, który codziennie przysyłał prezenty, czekolady, kwiaty, filmy. Ale jak się dostaje codzienne prezenty od anonimowej osoby, pojawia się dyskomfort - tłumaczyła.
Wyznała, że lubi dostawać komplementy i wyrazy uznania, ale jeśli natarczywie się powtarzają, a ich język zmienia się na agresywny, to zapala się "czerwone światełko".
- Poza tym, osoby publiczne, są jakoś przyzwyczajone, bo z popularnością idzie i miłość i nienawiść. Inny próg tolerancji mają osoby, którym to się zdarza rzadziej. I sądzę, że to z myślą o nich powstał ten przepis - dodała.
"Można doprowadzić człowieka do ostateczności"
Mediatorka Barbara Falandysz, zajmująca się przypadkami stalkingu nie ma wątpliwości, że uporczywe nękanie może komuś zniszczyć życie. - Człowiek może być kompletnie zdrowy, ale takimi działaniami doprowadzony do ostateczności - uważa.
W jej opinii, to dobrze, że przepis powstał, ale wiele zależy od tego, jak będzie przebiegała realizacja.
- Ważne jest wykorzystanie wiedzy psychologów i psychiatrów, bo osoba chora psychicznie nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny. Dlatego istotne jest, żeby na wstępnym etapie zorientować się, czy jest to osoba chora psychicznie czy działa po prostu pod wpływem silnego wzruszenia emocjonalnego - zaznaczyła.
Dodała również, że do tej pory policjanci nie mogli działać w takich sprawach, ale teraz będą musieli się nimi zajmować. Ma jednak obawy, że będą spychać je na bok.
600 maili dziennie, GPS w telefonie
Na koniec przytoczyła dwa przypadki ze swojego zawodowego doświadczenia. - Osoba przesyłała do drugiej osoby 600 maili dziennie, każdy innej treści. Część z nich to były maile o treści "kocham cię", a część "nienawidzę cię" - powiedziała Falandysz, zaznaczając, że rzecz dotyczyła pary w trakcie rozwodu. - W końcu nękanie zaczęło docierać do rodziny, potem został wynajęty prywatny detektyw - dodała mediatorka.
Druga ze spraw dotyczy kobiety mieszkającej w Wielkiej Brytanii i mężczyzny z Argentyny. Włamał się do telefonu kobiety, zainstalował w nim GPS, po czym namierzył ją za jego pomocą i zadzwonił do niej, jak była w sklepie z obuwiem. Zapytał: "które ci się bardziej podobają?" Kobieta jest na skraju wytrzymałości psychicznej - skwitowała Falandysz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24