Andrzej K., twórca piramidy finansowej Finroyal, która powstała w 2007 roku, oskarżony jest o to, że oszukał ponad 1700 osób, wyłudzając 100 milionów złotych. Robił interesy z założycielem Amber Gold Marcinem P. Nigdy nie trafił do aresztu. Nie tylko cieszy się wolnością, ale także rozwinął nowy biznes z siedzibą w centrum Warszawy. Opowiada o tym reportaż "Superwizjera".
Rok 2012 był w Polsce rokiem upadających piramid finansowych. Polacy, mamieni obietnicami kosmicznych zysków, powierzali swoje pieniądze firmom, które prędzej czy później znikały, zostawiając na lodzie tysiące poszkodowanych.
Najsłynniejszą piramidą był Amber Gold, którego upadek pochłonął 850 milionów złotych. W cieniu Amber Gold działał Finroyal, założony przez Andrzeja K.
- Zadzwoniłam do pana Andrzeja K. i mówię: jestem na urlopie, czy mogę sobie spokojnie dalej spędzać ten urlop, czy coś się dzieje, bo w mediach coś opowiadają. "Tak sądzę" - odpowiedział mi. Oczywiście już od tamtej pory ani żaden telefon, a w ogóle o spotkaniu nie było mowy już - wspomina Maria Galińska, która w Finroyal straciła 380 tys. zł.
- Mnie okradł, k***a, ze wszystkiego. I w co tu wierzyć. W jakie oszczędności, w jakie państwo, w jakie zapewnienia. W tej chwili już w nic nie wierzę - denerwuje się Mirosław Krasiński, który stracił w piramidzie finansowej 50 tys. zł.
- Bandyta, nie tylko złodziej, bo wiele ludzi straciło zdrowie przez niego. Bo wiedzieli, że oni już nie odpracują tego przed swoją głęboką starością, tego co im ukradł - oskarża Jadwiga Sznur, która straciła 120 tys. zł.
Bez aresztu
Andrzeja K. zdemaskowali dziennikarze TVN. Pokazali, że firma przedstawiająca się jako wielka korporacja, której kapitał akcyjny miał wynosić 88 milionów funtów, nie ma żadnego majątku, a jej siedziba w Londynie mieści się w wirtualnym biurze. Dowiedli, że przedstawicielstwa w Paryżu, Genewie i Kopenhadze to fikcja, a inwestycje dokonywane przez Finroyal zamiast niebotycznych zysków przynoszą straty.
Kiedy Andrzej K. zorientował się, że jego piramida finansowa zaczyna się walić, sprzedał udziały w Finroyal twórcy Amber Gold Marcinowi P.
K. pytany w maju 2012 roku przez dziennikarza "Uwagi!" TVN, czy Finroyal jest piramidą finansową, odparł: "Pana pytanie jest bezczelne. Nie wiedzę powodu, żeby na tak postawione pytanie odpowiadać".
Mimo że Marcin P. i Andrzej K. usłyszeli takie same zarzuty, to prokuratura nigdy nie wnioskowała o areszt dla twórcy Finroyal. I podczas, gdy założyciel Amber Gold od pięciu lat siedzi w areszcie, Andrzej K. rozkręcił na wolności kolejny interes.
Fikcyjna działalność w Anglii
Dziennikarze "Superwizjera" znaleźli go w centrum Warszawy, w firmie, która zajmuje się produkcją mebli. Umówili się z Andrzejem K. na spotkanie biznesowe, żeby sprawdzić, czym zajmuje się firma, czy ma jakieś powiązania z Finroyal i jaką dokładnie role pełni w niej K.
- My przede wszystkim mamy meble domowe i ogrodowe. Nie produkujemy takich mebli z płyty, fornirowanych. My przede wszystkim - też chciałbym, żeby pani to wiedziała - my w ogóle nie sprzedajemy naszych wyrobów do Polski. My tylko sprzedajemy na rynek niemiecki, francuski, angielski, duński, belgijski - tłumaczy podczas rozmowy Andrzej K.
Jak mówi, jest współwłaścicielem firmy. Przedstawia się ona jako potężna korporacja z ponad 30-letnią tradycją w branży drzewnej, siedzibą w Londynie i pokaźnym kapitałem akcyjnym. W rzeczywistości powstała sześć lat temu. Zarejestrowała ją Polka zajmująca się w Anglii pielęgnacją paznokci i włosów. Cztery lata temu współpracowniczka Andrzeja K. odkupiła spółkę i zmieniła jej nazwę.
Działalność firmy w Anglii to fikcja. Nie ma tam żadnych pracowników. Telefon w Londynie nie odpowiada, a siedziba mieści się w wirtualnym biurze.
W katalogu, który dziennikarz "Superwizjera" dostał od Andrzeja K. są zdjęcia rzekomych zakładów produkcyjnych należących do firmy S.
- Żadne meble w tej hali nie są produkowane - mówi Jan Kapka, prezes firmy Mostostal-Met, do której należy hala produkcyjna. Jej zdjęcie znalazło się w katalogu.
- To wygląda jak zdjęcie naszej firmy, tylko że nie ma tutaj naszego logo. Po prostu tak, jakby zostało usunięte - mówi dziennikarzowi "Superwizjera" Anna Bełz, kierownik sprzedaży firmy Vioster. Również zaprzeczyła, by w hali produkowane były meble dla firmy Andrzeja K.
By sprawdzić, gdzie firma produkuje meble, dziennikarz "Superwizjera" postanowił złożyć fikcyjne zamówienie i umówić się na osobiste odebranie towaru.
Pojechał pod adres wskazany przez pracowniczkę firmy S. Tartak, do którego trafił, należy do firmy M. która powstała w 2011 roku, a jej majątek został zabezpieczony przez prokuraturę w śledztwie w sprawie wyłudzeń Finroyal. Zdaniem śledczych został kupiony za pieniądze z oszustwa. Zatem twórca piramidy finansowej zarabia na majątku, który zabezpieczyła prokuratura.
Jak to możliwe? Reporter "Superwizjera" wraz z dwiema kobietami poszkodowanymi przez firmę Finroyal udał się do siedziby firmy S. Prezes zarządu Agnieszka W. przekazała, że Andrzej K. nie jest współwłaścicielem firmy - jak się przedstawia - ale pracownikiem.
Pytana, jak wyjaśni fakt, że firma produkuje meble w zakładzie, który jest zajęty przez prokuraturę, odpowiedziała: sprawy, o które pan pyta, są to prywatne sprawy pana K.
"Na bieżąco zarządzał firmą"
O początkach Andrzeja K. w branży meblarskiej opowiada reporterowi "Superwizjera" były pracownik firmy M. Według niego, twórca Finroyal - mimo że na papierze sprzedał tartak swojej konkubinie - praktycznie nadal zarządzał firmą.
- Po dwóch tygodniach pracy wszedł do pokoju i został mi przedstawiony nie jako mój szef, ale jednak jako człowiek, który decyduje w tej firmie o wszystkim. W moim rozumieniu na bieżąco zarządzał firmą. Nie była to kwestia sporadyczna, dwa razy w miesiącu, tylko raczej czuwał nad działalnością tej firmy - tłumaczy Tomasz Mankuś, były pracownik firmy M.
Według raportów składanych w Krajowym Rejestrze Sądowym firma M. to wyjątkowo słaby biznesem. Rok w rok przynosi straty. Na przykład w 2013 roku była na minusie 241 tysięcy złotych. Były pracownik, który miał dostęp do dokumentów finansowych spółki kwestionuje te bilanse.
- Byli producentem, który miał ściśle podpisany kontrakt z jedną z największych sieci hipermarketów budowlanych z Niemiec i ten klient zapewniał tak dobre dochody, że w zasadzie firma M. nie była w stanie nadążyć z produkcją. Pieniądze do firmy ciągle wpływały i to w bardzo szybkim terminie. Wszystko się toczyło swoim biegiem w jaki najlepszym kierunku - mówi Tomasz Mankuś.
Według jego relacji, produkcja mebli miała przynosić kilkadziesiąt tysięcy złotych zysku miesięcznie. Ale dzięki temu, że firma M. wykazywała straty, a następnie jej produkcję przejęła spółka zarejestrowana w Anglii, prokuratura nie może zabezpieczyć zysków z produkcji na poczet wypłat dla poszkodowanych przez Finroyal.
Dzięki temu, że Andrzej K. nie figuruje w dokumentach żadnej z firm, klienci Finroyal, którzy pozwali go na drodze cywilnej są bezradni w dochodzeniu roszczeń.
"Nie może tak być, żeby złodziej żył bezkarnie"
- Jak to jest możliwe, żeby złodziej prowadził następną firmę? - zastanawia się Roma Osimowicz, jedna z poszkodowanych przez Finroyal, która straciła 61 tys. zł. - Ja mu źle nie życzę, tylko chcę zwrotu pieniędzy. I chcę, żeby poniósł karę. Nie może tak być, żeby złodziej żył bezkarnie i cieszył się tym życiem - dodaje.
Osimowicz wygrała sprawę cywilną z Finroyal. - Sądziłam, że wszystko jest dobrze i się pomyliłam. Sprawę wygrałam, pieniędzy nie dostałam. Powiedziano mi właśnie w sądzie, że K. pieniędzy nie posiada, w związku z powyższym nie mam szans na odzyskanie tych pieniędzy - mówi.
Poszkodowani teoretycznie mogliby liczyć, że odzyskają utracone pieniądze z majątku Finroyal zabezpieczonego przez prokuraturę. Niestety w trakcie śledztwa okazało się, że Andrzej K. 65 milionów zł stracił na ryzykownych inwestycjach na rynku Forex, niemal 6 mln wydał na reklamę piramidy finansowej w mediach, 1,3 mln poszło na wynagrodzenia pracowników, a prawie 800 tysięcy na pensje dla samego Andrzeja K.
Prokuratura zabezpieczyła jedynie udziały w firmach kupionych przez Finroyal, ale większość z nich albo upadła, albo istnieje tylko na papierze.
- W toku śledztwa przeciwko Andrzejowi K. zabezpieczono udziały, które posiadał w spółkach prawa handlowego wartości ponad półtora miliona złotych. Również wpisano hipoteki na nieruchomościach, które w naszej ocenie były związane z oskarżonym w tej sprawie - opowiada Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Informacje o śmierci kolejnych świadków
Z aferą Finroyal od półtora roku próbuje zmierzyć się sąd we Wrocławiu. Andrzej K. oskarżony o oszustwo na wielką skalę i prowadzenie działalności bankowej bez wymaganych pozwoleń odpowiada z wolnej stopy. Kolejne rozprawy upływają na przesłuchiwaniu 1700 ofiar. To głównie starsi ludzie, którzy w piramidzie finansowej stracili oszczędności życia.
- W sądach to się wlecze i wlecze, i w końcu ludzie powymierają - mówi Szymon Pilecki, który stracił w Finroyal 200 tys. zł.- Ciągle ktoś przychodzi jako krewny innego świadka i oświadcza, że świadek już nie żyje - dodaje.
Do sądu niemal co tydzień spływają informacje o śmierci kolejnych świadków. Zmarło już kilkudziesięciu poszkodowanych przez Andrzeja K.
Tymczasem jego nowa firma działa i rozwija się prężnie. W sieci poszukuje nowych pracowników: informatyków oraz stolarzy do tartaku na Mazurach.
Dziennikarz "Superwizjera" postanowił kolejny raz odwiedzić warszawskie biuro firmy. Zastał tam również prezes spółki. Co dziwne, siedziała z innymi pracownikami w przejściowym pokoju, przed drzwiami gabinetu Andrzeja K.
Ten nie chciał odpowiadać na pytania reportera. Uciekał przed kamerą.
Te same zarzuty, inne decyzje
Prokuratura oskarżyła Andrzeja K. o oszustwo i prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia. To dokładnie takie same zarzuty, jakie usłyszał Marcin P., twórca Amber Gold. Ale w przeciwieństwie do P., założyciel Finroyal nie przesiedział ani jednego dnia, bo prokuratura nie wnioskowała o areszt.
- Nie jestem uprawniony do porównywania różnych spraw i sytuacji procesowej różnych osób oskarżonych, czy też podejrzanych w postępowaniach karnych - tłumaczy Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okregowej w Warszawie.
Obaj - Marcin P. oraz Andrzej K. - zanim stworzyli piramidy finansowe mieli już na koncie problemy z prawem. Przed 15 laty Andrzej K. miał oszukać ponad 1000 osób, wyłudzając zaliczki za obietnice kredytów. Okazuje się, że z tą sprawą wymiar sprawiedliwości też do dziś nie potrafi sobie poradzić.
- Sąd Okręgowy w Szczecinie przekazał tę sprawę do Sądu Okręgowego również w Szczecinie, ale już jako pierwszej instancji. Stwierdził on swą niewłaściwość i przekazał sprawę do Sądu Okręgowego w Gorzowie. Sąd Okręgowy w Gorzowie stwierdził swą niewłaściwość. W tej chwili ten proces zaczyna się od nowa przed Sądem Okręgowym w Kaliszu - przekazuje rzecznik Sądu Okręgowego w Kaliszu.
Jak mówi, to potrwa dłuższy okres, ale nie jest w stanie powiedzieć, kiedy można spodziewać się wyroku.
Autor: js//rzw / Źródło: Superwizjer