- Każdy człowiek ma prawo do jakiegoś urlopu i ja nie nadużywam tego prawa - stwierdził na konferencji prasowej premier Donald Tusk, odnosząc się do słów Jarosława Kaczyńskiego, który przed tygodniem zarzucił Tuskowi "ciągłe urlopowanie". Na dowód przytoczył liczby. Robi sobie wolne najwyżej 11 dni w roku, a Kaczyński miał ich na koncie 17.
Jarosław Kaczyński stwierdził 10 stycznia, że wobec zamieszania w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej jest nie do pomyślenia, by premier przebywał na urlopie. Mówił, że "bycie premierem to coś innego, niż bycie cysorzem" z piosenki, który ma "klawe życie".
"Kulą w płot, a właściwie w kolano"
Premier stwierdził, że jest mu "osobiście przykro", gdy słyszy zarzuty dotyczące urlopu. - Nie chcę być złośliwy, ale każdego dnia słyszę przygany ze strony prezesa PiS, że on był na tyle długo premierem polskiego rządu, że wie, iż branie urlopu jest na tym stanowisku niestosowne. Chcę więc coś państwu uświadomić. W 2007 r., a więc wtedy gdy Jarosław Kaczyński był przez prawie cały rok premierem, wykorzystał 17 dni urlopu, a za pozostałe niewykorzystane 18 wypłacono mu ekwiwalent - wyliczał Tusk, dodając też własną statystykę. - Ja w ciągu tych czterech lat wykorzystywałem urlopu: w roku 2008 - 11 dni, w 2009 - 10 dni, w 2010 - 10 dni, w 2011 - 5 dni.
- Nie mówię, że jestem stachanowcem. Kiedy potrzebuję wypoczynku, by lepiej pracować, wykorzystuję czas wolny i wypoczywam, ale nie przyjmuję złośliwości pana prezesa Kaczyńskiego pod moim adresem, bo trafia kulą w płot. A właściwie sobie w kolano - powiedział Tusk.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24