Rok temu śmigłowiec wiozący trzech ratowników rozbił się o ziemię. Przeżył tylko jeden – Andrzej Nabzdyk, ale stracił nogę. Po roku znów pracuje, jeździ karetką, leczy. – To fenomen – mówią lekarze.
Było o mały krok od śmierci, która zabrała dwóch jego kolegów. Uratowała go hipotermia, która spowolniła procesy destrukcyjne w ciele. - Były wątpliwości, czy będzie żył. Potem, czy będzie funkcjonował – relacjonuje ppłk Piotr Graba, lekarz z wojskowego szpitala.
Przeżył, ale stracił nogę. Rehabilitacja była długa i bolesna, ale skuteczna. - To, że teraz funkcjonuje jako doskonały lekarz, którego kalectwo jest niewidoczne, to fenomen – dodaje Graba.
"Może przypadek, może szczęście"
Sam Nabzdyk zapewnia, że stara się żyć normalnie. - Od czasu do czasu jeżdżę w karetce, czasem jestem kierownikiem administracyjnym - to trochę mniej lubię, prowadzę też szkolenia dla pogotowia – wylicza.
Czy czuje się pokrzywdzony przez los, czy wręcz przeciwnie – uważa, że jest szczęściarzem, bo przeżył? - Trudno, zdarzyło się. Może przypadek, może szczęście, może palec boży. Staram się przez pracę dyskretnie za to odpłacić – zapewnia skromnie.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24