Jestem pod olbrzymim wrażeniem skali mobilizacji społecznej i tego, że protesty przekraczają Mińsk - powiedział w "Faktach po Faktach" poseł Paweł Zalewski z Koalicji Obywatelskiej. Zdaniem dyrektorki telewizji Biełsat Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka "poradzi" sobie z demonstracjami, "co oczywiście nie znaczy, że poradzi sobie z całą falą protestu". Publicysta Sławomir Sierakowski z "Krytyki Politycznej" mówił natomiast, że w poniedziałek protestujący mają się "zbierać przy najważniejszych stacjach metra i stamtąd w pewnym momencie zacząć się schodzić w jeden ruch, którego nie będzie łatwo rozbić".
W niedzielę odbyły się wybory prezydenckie na Białorusi. Według wstępnych wyników przekazanych przez Centralną Komisję Wyborczą zwyciężył urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka, uzyskując 80,2 procent głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 9,9 procent. Nie uznaje ona wyników wyborów.
Wieczorem na ulicach kilkudziesięciu białoruskich miast doszło do protestów, tłumionych przez siły bezpieczeństwa. Lokalne media podawały, że użyto granatów hukowych, gumowych kul i armatek wodnych. Demonstracje odbywają się również w poniedziałek.
"Łukaszenka poradzi sobie z protestami"
O tym, jak może rozwinąć się sytuacja na Białorusi, rozmawiali w "Faktach po Faktach" w TVN24 dyrektorka Biełsat TV Agnieszka Romaszewska-Guzy, poseł Paweł Zalewski z Koalicji Obywatelskiej oraz publicysta Sławomir Sierakowski z "Krytyki Politycznej".
Czy protesty będą przybierały na sile, czy niebawem ustaną? - Przewidywać jest bardzo trudno w tej sytuacji, ale myślę, że raczej wszystko wskazuje na to - zważywszy na spontaniczność tych protestów - że one zostaną rozbite - oceniła Romaszewska-Guzy. Jej zdaniem "Alaksandr Łukaszenka jednak jakoś sobie z nimi poradzi, co oczywiście nie znaczy, że poradzi sobie z całą falą protestu, taką ogólniejszą".
- Ile ludzie mogą się bić z milicją? Bardziej czy mniej bić, w każdym razie być bici przez milicję, bo chyba tak to trzeba określić - dodała. Zwróciła uwagę, że protestujący wychodzą nie tylko na ulice Mińska, ale także wielu innych miast, natomiast informowanie o tym utrudnia "blokada informacyjna". - Ludzie do tej pory dowiadywali się o sobie nawzajem, a teraz przestali. To oczywiście jest bardzo istotny problem, z którym my się zresztą stykamy jako jedyne w tej chwili źródło informacji, jako telewizja satelitarna, która nie może być zagłuszona - mówiła.
Na Białorusi wciąż blokowane są serwisy społecznościowe. Już w niedzielę rano, w dniu wyborów prezydenckich, na Białorusi internet i działanie komunikatorów były ograniczone - najpierw przestały działać poszczególne strony internetowe, w tym portale niezależnych mediów. Potem padły komunikatory, przede wszystkim popularny na Wschodzie Telegram. Wieczorem, jeszcze zanim rozpoczęły się protesty, nie działało już nic. Jedyną możliwością kontaktu pozostała łączność telefoniczna, ale komórki również działały z dużymi problemami.
"Nie wiemy, jaka jest determinacja protestujących"
Mówiąc o możliwym rozwoju wydarzeń, poseł Zalewski wskazywał, "wiemy przede wszystkim, czego chce prezydent Łukaszenka i czego che prezydent (Rosji, Władimir - przyp. red.) Putin". - Otóż zrobić wszystko, żeby nie doprowadzić do Majdanu w Mińsku, a więc rozbić protesty albo utrzymać je, ale w charakterze rozproszonym - wyjaśniał, nawiązując do wydarzeń z lutego 2014 roku, kiedy na centralnym placu Kijowa w starciach z milicją zginęło kilkudziesięciu demonstrantów.
Zdaniem gościa TVN24, "taki silny protest w jednym miejscu, skupiający uwagę całego kraju (…), ale też skupiający uwagę zagranicy, jest bardzo groźny".
- Natomiast nie wiemy, jaka jest determinacja protestujących. To dopiero sprawdzamy. Ja, podobnie jak pani redaktor Romaszewska, jestem pod olbrzymim wrażeniem skali mobilizacji społecznej i tego, że protesty przekraczają Mińsk. Mińsk zawsze był takim miejscem, gdzie protesty się kumulowały, dzisiaj to jest ponad 20 miast na Białorusi i to jest rzeczywiście różnica jakościowa - wskazywał.
Poseł przekonywał, że "siłą tego ruchu opozycyjnego paradoksalnie może być takie rozproszenie". - Bo gdyby celem protestujących było stworzenie jakiegoś Majdanu w Mińsku, to zakładam, że rozbicie tego Majdanu byłoby dosyć proste przy tej determinacji, którą od początku wykazuje Łukaszenka. Natomiast rozproszenie tych protestów może powodować, że one będą się utrzymywały dłużej - ocenił.
Protesty także w poniedziałek
Dziennikarz Sławomir Sierakowski, który jest na Białorusi, opisywał natomiast, w jaki sposób protestujący organizują się bez dostępu do komunikatorów internetowych.
- Instrukcja, która się tutaj pojawia i jest przekazywana na różne sposoby - czymś w rodzaju zewnętrznego internetu, czyli takim połączaniem telefonów i komputerów, które omija tę blokadę (…) - w tej chwili jest taka, żeby się zbierać przy najważniejszych stacjach metra i stamtąd w pewnym momencie zacząć się schodzić w jeden ruch, którego nie będzie łatwo rozbić policjantom - przekazał.
- To już nie jest na jednym skwerze, na jednym dużym placu, ponieważ ten plac - ja tam byłem 20-30 minut temu - już jest tak obstawiony, że tam po prostu się nie da wejść w żaden sposób - dodał. Jak mówił Sierakowski, "co będzie dalej, zobaczymy". - Zobaczymy też, jak się będzie zachowywała milicja - dodał.
Źródło: TVN24