|

Prezydent? Oczekuję postawy dialogu i otwarcia na inaczej myślących

Pałac Prezydencki
Pałac Prezydencki
Źródło: Shutterstock / ArtMediaFactory
Prezydent powinien umieć powiedzieć: hola, teraz nie mogę głosić, teraz muszę słuchać. Dlatego właśnie nieuchronnie staje się "zdrajcą" swojego środowiska tym bardziej, im bardziej potrafi unieść tę rolę - pisze dla TVN24+ filozof i publicysta dr Tomasz Kowalczuk.
Artykuł dostępny w subskrypcji

Kampania wyborcza upłynęła pod znakiem przepytywania kandydatów na prezydenta o wizję Polski. Szybko odniosłem więc wrażenie, że nie wybieramy prezydenta, lecz kogoś w rodzaju nadpremiera. Nic też dziwnego, że w oczywisty sposób poglądy na różne rzeczywiste problemy Polski zrastały się niemal automatycznie z programami partyjnymi, w szczególności wiceprzewodniczącego PO i obywatelskiego kandydata obywatela Kaczyńskiego popartego przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Trzaskowski zrastał się z rządem, a Nawrocki z opozycją, co w żaden sposób nie przystawało do istoty urzędu prezydenckiego, a raczej do wyborów parlamentarnych.

Wszystko się skleja

Taki kształt dyskusji sprzyjał dużo bardziej Karolowi Nawrockiemu i PiS-owi, bo realizował zamysł taktyczny przekształcenia kampanii prezydenckiej w sąd nad rządami znienawidzonego Tuska. Taka taktyka łączyła paradoksalnie zarówno wyborców KO z 2023 roku - w których narasta rozczarowanie i zażenowanie działaniami tych, którzy mieli przywrócić praworządność i moralność po dewastacji prawa, instytucji państwa w okresie bezczelnego złodziejstwa i nepotyzmu - jak i - rzecz jasna - wyborców PiS-u, którzy chcieli dokończenia rewolucji prawicowej.

Problem w tym, że w ten sposób elektorat Trzaskowskiego dołączył się do tej zasłużonej krytyki, stając się jednocześnie narzędziem promotorów Nawrockiego. Zamiarem PiS-u było sklejenie Trzaskowskiego z rządem, podobne do sklejenia z Bronisławem Komorowskim dekadę wcześniej. Rzecz w tym, że elektorat KO i Trzaskowskiego sam sobie skleił własnego kandydata z rządem. Wylał na niego słuszne frustracje, nie pojmując, że aczkolwiek frustracje są słuszne (niewiele zmienia tu kaskada faryzejskich przeprosin), to zawiodło wyczucie czasu politycznego. Na słuszne pretensje i - chciałbym także - ostre rozliczenia z wieloma czerwonymi kartkami dla większości z dzisiejszych liderów rządu przyjdzie czas za dwa lata, kiedy powinniśmy ich wszystkich poskreślać z pierwszych miejsc na listach. Dziś jednak nie dyskutujemy o rządzie, nie wybieramy premiera. Dziś wybieramy prezydenta. A to zupełnie inna osoba.

Nasz człowiek może

Jeśli interesowało nas - wyborców, dziennikarzy, komentatorów - co sądzi przyszły prezydent np. o stanie szpitali w Polsce, mogło to (poza owym referendum na temat rządu i w oderwaniu od rzeczywistości, w której większość szpitali jest w gestii samorządów) wynikać  z trzech powodów.

Po pierwsze, część odbiorców wciąż nie wie, że prezydent nie ma w sprawie szpitali i w wielu innych sprawach zbyt wiele do powiedzenia. I nawet gdy przywołamy prawo do inicjatywy ustawodawczej, to doświadczenie dokonań Andrzeja Dudy w okresie zabetonowanej władzy rządu PiS z gotowym na wiele własnym prezydentem pokazało, że efekty są nader mizerne. Większość sejmowa PiS-u szanowała bardzo Pana Prezydenta Dudę, ale przecież nie aż tak, by przejmować się jego pomysłami legislacyjnymi.

"Polski dramat na horyzoncie". Zagraniczne media komentują wybory w Polsce
Źródło: Justyna Kazimierczak/Fakty o Świecie TVN24 BiS

Po drugie, o takim postrzeganiu roli prezydenta decydować może myślenie, które odzwierciedla wschodni model władzy pionowej, hierarchicznej. Wiemy, że nie może; wiemy, że nie ma kompetencji, ale stoi wyżej, może więc kazać temu, kto może i ma kompetencje. Tu zawsze chodzi o dotarcie do kogoś ważniejszego, wyżej, bo skoro jest wyżej, to może więcej, a skoro prezydent jest najwyżej, to… może wszystko. Zbuduje CPK i żłobki, obniży ceny prądu i rozwiąże problem mieszkań, i co nam się jeszcze zamarzy.

Po trzecie wreszcie, najważniejsze i najbardziej niepokojące wyrażanie poglądów przez kandydatów jest dla elektoratów rodzajem deklaracji, która ma je utwierdzić, że nasz ci on. Nasz człowiek, który będzie albo pomagierem, albo szkodnikiem blokującym i wetującym. Załatwi nam to, czego oczekujemy, a tych drugich nie wpuści do pałacu, nic im nie podpisze i w ogóle pokaże, gdzie ich miejsce. Dlatego chcemy wiedzieć, że się zgadza z nami, a nie z nimi. Im bardziej kategoryczny przy tym będzie, im bardziej wyszydzi i podważy racje innych kandydatów - tym lepiej. Tym bardziej nieprzejednanym w naszości będzie prezydentem. Chcemy mieć pewność, że w imię jakiegoś światopoglądu będzie blokował inne światopoglądy. Stanie się żołnierzem, nawet nie generałem, a co najwyżej kapitanem, który będzie języczkiem u wagi, stanie po stronie jednych przeciw drugim.

To wprost zaprzeczenie roli prezydenta. Dlatego odpowiedzi na wszelkie pytania tzw. merytoryczne były relatywnie wtórne. Także dlatego - co podkreślił podczas jednej z debat Krzysztof Stanowski - że mówienie o reformie emerytalnej, podatku katastralnym czy racjonalności wprowadzania euro w minutę czy nawet dwie urąga rozumowi. Musiało pozostać w sferze haseł, a kategoria merytoryczności kandydatów byłaby wątpliwa nawet w wyborach parlamentarnych, w których rzeczywiście takie programy stanowią istotę wyboru. W szczególności nie są istotne poglądy kandydatów na kwestie aborcji czy eutanazji. Moglibyśmy może podyskutować o wprowadzeniu do konstytucji klauzuli sumienia w odniesieniu do prezydenta, ale jego sumienie nie podlega absolutyzacji na wszystkich Polaków.

Format prezydencki

Poglądy ludzi, którzy chcą reprezentować wszystkich Polaków, są oczywiście ważną poszlaką wskazującą na format człowieka, jego mądrość, doświadczenie, przyzwoitość i uczciwość intelektualną - wszystko to, co niekiedy nazywane jest formatem prezydenckim. Nie szukamy człowieka bez właściwości. Bycie prezydentem jest bowiem wielkim testem, któremu trzeba sprostać, i pokusą, której trzeba się oprzeć. Podobnie jak bycie sędzią czy profesorem. Każdy z nich może i powinien mieć swoje poglądy, ale obejmując urząd musi je zawiesić i schować, a nie czynić z nich wzorzec moralny, ekonomiczny i każdy inny. Musi pamiętać, że te poglądy nie są w najmniejszym stopniu uprzywilejowane, a prezydent nie dostaje mandatu, by być ich egzekutorem. W ekstremalnych zaś sytuacjach musi się liczyć z koniecznością podpisywania ustaw, które z jego przekonaniami stoją niekiedy w ostrej sprzeczności, ale są wolą władzy ustawodawczej, której jedynym ograniczeniem może być tylko konstytucja, a jedyną instancją władną o tym rozstrzygać jest prawdziwie wolny, niezawisły, niezawłaszczony Trybunał Konstytucyjny. Prezydent nie jest nadpremierem, który w tym systemie właśnie reprezentuje jakiś system wartości i jakąś strategię, za którą opowiadamy się w wyborach parlamentarnych, tworząc większość parlamentarną i dając jej czteroletnią szansę realizacji swych pomysłów i planów, do których nas przekonała.

Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki na ostatniej prostej w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego
Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki na ostatniej prostej w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego
Źródło: PAP

Dlatego kandydaci, którzy ze wszystkich sił pokazywali swoje twarde, bezkompromisowe i wyraziste poglądy, natychmiast budzili moją nieufność. Są to być może utalentowani przywódcy partyjni, żołnierze jednej racji, ale na pewno nie prezentują postawy dialogu i otwarcia na inaczej myślących. W tym kontekście wszyscy głosiciele walki z duopolem i apologeci pojednania de facto pokazują się jako gwaranci duopolu. Pokonanie duopolu nie jest przecież pokonaniem przeciwnie myślących i zapanowaniem jednego światopoglądu nad drugim. Jest to tym bardziej trudne i wymagające, że duopol w Polsce nie ma tylko wymiaru sporu politycznego. Jest głęboko zakorzeniony w historii i kulturze i na dodatek wzmocniony wyborczą metodą d'Hondta. Dla duopolowego, plemiennego elektoratu ostre deklaracje "prawomyślnych" skrojonych pod elektorat poglądów są rodzajem gwarancji. Gwarantują jednak nie to, że cokolwiek załatwią, ale to, że będą wiernymi popleczników, pomagierów "jedynie słusznego" rządu albo że w imię tych samych "prawomyślnych" poglądów będą wszystko robić, by przeszkadzać "zdradzieckiemu" rządowi. 

TVN24 Clean_20250521084729(17464)_aac
Dr Sokołowski: Rywalizacja PO-PiS ekscytuje już tylko "dziadersów". Te wybory pokazują wyraźny podział pokoleniowy
Źródło: TVN24

Jeśli byłoby coś merytorycznego, co mogłoby rzeczywiście odpowiadać prerogatywom prezydenckim, to poglądy na fundamentalne wszak pytania o politykę Polski wobec toczących się na naszych oczach gwałtownych przemian geopolitycznych, stawiających przed nami poważne wręcz egzystencjalne kwestie (na czele z relacjami z USA, UE i członkostwem Ukrainy w NATO), wymagające mądrych strategicznych decyzji, a nie haseł na liście do podpisu. Tego nie było wcale, a walka toczyła się na polu dla prezydenta nieistotnym.

Istotne bowiem i realne dla roli prezydenta nie są poglądy na kasy chorych, lecz symptomy gotowości do rozmowy, dialogu i słuchania argumentów. Nie okopywanie się w wyrazistych poglądach, ale łagodzenie ich, balansowanie i stwarzanie przestrzeni do współistnienia. Dialog i kompromis jest nudny. Źle się ogląda podczas wielogodzinnego spektaklu telewizyjnego, nie kreuje jednoznacznych bohaterów ginących za sprawę. Kandydaci nie "walą po oczach", nie używają wielkich kwantyfikatorów, nie mówią: nigdy (nie podpiszę) i zawsze (będę bronił). Mówią natomiast: porozmawiajmy. Nie kupują głosów łatwymi i ostrymi hasłami mobilizującymi proste emocje. No właściwie nie wiadomo, czego chcą. Nie zgadzają się ze wszystkim koniunkturalnie i nie potępiają wszystkiego populistycznie. A jednak to ci właśnie mają kwalifikacje do bycia prezydentem.

Makłowicz: ten wybór może sprawić teraz albo w przyszłości jakiś ambaras
Źródło: TVN24

Ekskluzywny Nawrocki, inkluzywny Trzaskowski

Dużo łatwiej wyobrażam sobie w tej roli Rafała Trzaskowskiego, który prywatnie ma poglądy lewicowe, liberalne, ale będzie potrafił dogadać się ze środowiskami konserwatywnymi, niż Karola Nawrockiego, który każdym słowem poświadcza, że rozmawiać z nikim nie chce. A jeśli rozmawia, to nie po to, by nawiązać dialog, w którym objawem szacunku intelektualnego jest dyskusja, spór odmiennych racji w nadziei, że doszukamy się wspólnoty.

Tę różnicę pokazały dobitnie dwie rozmowy ze Sławomirem Mentzenem. Z powodu kilku punktów z osławionej strategicznej "piątki Mentzena" nie jest mi do niego blisko, ale zarówno w demaskujących obłudę prowokacyjnych pytaniach do Nawrockiego, jak i w szczerej rozmowie, chwilami kategorycznie rysującej odmienności z Trzaskowskim chcę uznać człowieka korzystającego z przyrodzonej władzy rozumu. Oddaję prawo Włodzimierzowi Czarzastemu, który na piwo z Mentzenem by nie poszedł, ale dlatego Czarzasty jest tylko lub aż szefem partii, a nie prezydentem. Prezydent nie może lekceważyć nikogo, kto nie został prawnie wykluczony z powodu swoich przekonań i głoszonych publicznie haseł, a w dodatku kogoś, za kim stoi kilka milionów obywateli. Ślad sugestii, że kandydat na prezydenta jest zdolny uznać 15 czy 40 proc. wyborców za "wypisanych z polskości", powinien być dyskwalifikujący na samym początku.

"Tak jakby przejęli Mentzena dla siebie. Bardzo dobry ruch sztabowców"
Źródło: TVN24

Karol Nawrocki podjął strategię ekskluzywną. Odwołuje się radykalnie do ściśle określonego wyborcy. Odwołuje się do utrwalonych mitologii i do prostych atawistycznych wartości: siły, tężyzny, momentami brutalnej bezwzględności i lekceważenia subtelności jako przejawu słabości.

To nienowa opozycja kulturowa siły witalnej, wielokrotnie w historii eskalującej do brutalnej przemocy z niezdecydowaniem wynikającym ze świadomości wielości światopoglądu i kryzysu prawdy. Nie bez przyczyny sztabowcy Nawrockiego, a za nimi rzesze wyznawców, mówią o Trzaskowskim "Rafałek". Przedstawiają jako chłopaczka, niemężczyznę, który nie podciąga się z gołym torsem na drążku. Jeśli już, to znakomicie jeździ na nartach i nurkuje, ale to przecież rozrywki bogatych dzieci elit, a nie tężyzna tych "z krwi i kości" znana wszystkim z trzepaka na podwórku. Podwórko zaś to nie klub dyskusyjny. Nie rozprawia się tam godzinami o Habermasie i nie popija chianti.

Podwórko czy w Petersburgu, czy w Gdańsku to walka o przywództwo, prężenie muskułów, skręty w bramie, szemrane układy z szemranymi kolegami, którym imponuje siła, władza, respekt i których albo się niszczy, albo holuje przez całe życie i obsadza w strategicznych miejscach. Kobiet nie zdobywa się tu finezją, empatią i intelektem, lecz atawistyczną siłą, która przecież musi niekiedy przekroczyć granice brutalności. Dziś jesteśmy skłonni płacić cenę takiej brutalizacji życia za poczucie sprawczości i bezpieczeństwa.

2805N370XR PIS DNZ WARS OCHKAROL
Kaczyński mówił, że jest "bezpartyjny i niezależny". Kim jest Karol Nawrocki?
Źródło: TVN24

Rafał Trzaskowski zaś przyjął postawę dużo bardziej adekwatną do roli, do której aspiruje. Strategię inkluzywną, włączającą, otwartą, obliczoną na dialog i być może trudne porozumienie. To postawa zdecydowanie mniej telewizyjna i wiecowa, lecz znacznie bardziej prezydencka.

Zwrot Trzaskowskiego na prawo nie jest udawaniem kogoś innego ani zaprzeczaniem sobie, jak chce nam to pokazać opozycja. Pozostał sobą, centrowcem z mocnym sięganiem w stronę lewicową w niektórych rejonach. Ale - ubiegając się o godność prezydenta - powinien przede wszystkim pokazać, że ma chęć i gotowość "wyjścia poza siebie". Tragicznym paradoksem jest, że nawet najlepsi publicyści uważają, że taka taktyka wyjścia poza swój elektorat była błędem i że teraz Trzaskowski powinien wracać do swoich politycznych źródeł, by odkupić zawód, niecierpliwość i zniechęcenie.

Tak twierdząc, złe świadectwo wystawiają temu elektoratowi, sądząc, że jest po prostu lustrzanym odbiciem elektoratu przeciwnego, który - jak Jarosław Kaczyński - dialog i kompromis uważa za słabość i zdradę. De facto chcą więc, by Trzaskowski został żołnierzem jednej racji. (Pojawiły się wręcz sugestie, że ekspresowe uchwalenie ustawy o związkach partnerskich byłoby zaklęciem odmieniającym wszystko). Nie zauważają przy tym, że taki powrót na łono macierzystego elektoratu zostanie natychmiast przedstawiony jako potwierdzenie wszystkich mniej lub bardziej absurdalnie wieszczonych katastrof, które dla Polski i Polaków ma szykować jednopartyjna władza.

2805N333XR PIS DNZ ZALEWSKI TRZASKOWSKI ORIGIN STORY
"Znacie mnie, jestem sprawdzony". Kim jest Rafał Trzaskowski?
Źródło: TVN24

Rejestr straszaków jest w Polsce bardzo długi i wynika z historycznego straumatyzowania, podwyższonego poziomu nieufności wobec obcych i wobec siebie nawzajem. Szalenie łatwo na tym żerować politycznie, ale w ten sposób czyni się krzywdę Polsce i Polakom, utwierdzając ich w prostacko zmitologizowanym świecie wiecznych wrogów, pragnących anihilacji Polski i równie wiecznych nieskazitelnych przyjaciół i sojuszników, którzy tak nas kochają, że zawsze nas obronią. Niestety, władza w Polsce po 1989 roku nie dokonała czegoś podstawowego, nie uczyniła nic prawie, by nawet nie odbudować, a raczej pierwszy raz w historii Polski zbudować poczucie, że państwo jest nasze, że państwo to my wszyscy.

Racja to nie prawda

To wielka rola prezydenta. Jest pierwszym urzędnikiem RP, strażnikiem podmiotowości wszystkich obywateli. Tylko tyle i aż tyle. Być może dlatego właśnie ten urząd tak wielu przerasta, bo zaczynają ulegać narcystycznej pokusie. Rzeczą każdego dzierżącego władzę jest zdolność do dostrzegania i szanowania wszelkich poglądów. Tym zasadniczo i radykalnie różni się prezydent od polityka partyjnego. Ten jest zwykle głosem jednej racji, jednego wartościowania, jednej wizji. Ale racja to nie prawda. Racja to argument, powód, uzasadnienie, jeden z możliwych sposobów myślenia. By dojść do stanowiska możliwie najbliższego prawdzie, dobrze opisać problem i znaleźć dobry sposób postępowania, należy zderzyć, nie zestawić te racje.

Akcentując dialogowość jako podstawową kompetencję prezydencką, nie chcę mu odbierać inicjatywy ustawodawczej tylko dlatego, że w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z degradującym stosunkiem partii rządzącej do własnego prezydenta i inicjatywami, które albo miały pomagać partii, albo były wyrazem powracającej czkawką u Andrzeja Dudy frustracji i ambicjonalnych sporów wynikających z pobudek czysto osobistych. To ważny instrument, który - podobnie jak sam urząd - był kompromitowany partykularnym interesem nawet nie politycznym, a tylko wizerunkowym. Dialogowość jednak z inicjatywą ma wiele wspólnego, bo jeśli pomysły legislacyjne prezydenta mają być poważne, a nie medialne, wymagają większości ponadpartyjnej rodzącej się właśnie w dialogu. Podobnym instrumentem jest referendum, które również zostało wielokrotnie skompromitowane, a które mogłoby być użyteczną domeną prezydencką.

Kto z pretendentów bardziej spełnia te oczekiwania, jest dla mnie oczywiste. To w Rafale Trzaskowskim widzę więcej zrozumienia roli prezydenta jako kreatora i moderatora dyskusji sił politycznych. Podczas gdy właściwie każda wypowiedź Karola Nawrockiego jest wypowiedzią agresywną, antagonizującą i wykluczającą. Nie wolno też zapominać, że patroni Nawrockiego - obywatel Kaczyński i prezes Kaczyński, a także ich przyjaciele: Zybertowicz, Czarnek, Kukiz i wielu innych - od lat bardzo konsekwentnie odbierają innym choćby śladowe prawo do racji, wykluczają z patriotyzmu, polskości, uczciwości. Wysyłają do Berlina, nazywają zdrajcami. A teraz zapowiadają zemstę na Onecie. To takie proste i wciąż niestety skuteczne.

Błędem byłoby jednak formułować nadzieje na zainstalowanie swojego człowieka, który nam teraz wszystko pozałatwia. Jeśli bowiem Trzaskowski obiecuje rozliczenia, to wciąż powinny to być rozliczenia drobiazgowo wypełniające przepisy prawa. Jeśli obiecuje pilnowanie i poganianie rządu, to również w perspektywie ukrócenia zajmowania się sobą, gierek i przepychanek partyjnych i ambicjonalnych, wreszcie ulubionego przez Adriana Zandberga koryciarstwa.

Prezydent powinien umieć powiedzieć: hola, teraz nie mogę głosić, teraz muszę słuchać. Dlatego właśnie nieuchronnie staje się "zdrajcą" swojego środowiska tym bardziej, im bardziej potrafi unieść tę rolę. Nie zostaje się prezydentem, by albo domykać system - jak chcą jedni, albo pomagać we "wprowadzeniu sprawiedliwych i mądrych reform" - jak chcą drudzy.

Opinie wyrażane w felietonach dla TVN24+ nie są stanowiskiem redakcji

Czytaj także: