Profesor Ewa Łętowska - sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, pierwsza Rzecznik Praw Obywatelskich - odniosła się w "Faktach po Faktach" w TVN24 do uchwały w sprawie ważność wyboru Karola Nawrockiego na prezydenta. Podjęła ją nieuznawana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego.
CZYTAJ, JAK PRZEBIEGAŁO POSIEDZENIE >>>
Uchwała taka, według prawa, zapada po rozpatrzeniu protestów wyborczych. Po tegorocznych wyborach do SN trafiło ponad 54 tysiące protestów wyborczych, dotyczących między innymi błędnego przypisania głosów kandydatom w części obwodowych komisji wyborczych. Zdarzenia takie zostały potwierdzone przez sądy. Sąd Najwyższy stwierdził jednak w uchwale, że incydenty opisane w protestach nie miały wpływu na wynik wyborów.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Jak mówiła Łętowska, "powinno być tak, że każdy głos się liczy, ale czasami tak nie bywa".
Oceniła też, że "nam ośmieszono wybory". - Co więcej, to wrażenie, które ja przekazałam w jakiejś wypowiedzi publicznej jeszcze przed 1 lipca (dniem wydania uchwały SN - przyp. red.), zostało umocnione na skutek tego spektaklu, który się rozegrał przed moimi oczami - powiedziała.
Wyjaśniała, że chodzi o transmisję przedstawiającą "postępowanie zmierzające do wydania uchwały walidacyjnej, którą wedle naszej konstytucji wydaje Sąd Najwyższy po zakończeniu głosowania".
Kiedy "doszło do ośmieszenia"
Sędzia TK w stanie spoczynku była pytana, czy jej zdaniem do ośmieszania procesu wyborczego doszło wtedy, kiedy w którejś z obwodowych komisji wyborczych zamieniono głosy. - Nie wtedy, dlatego że to się może zdarzyć - powiedziała.
Jej zdaniem, "ponieważ Polska jest krajem dosyć lekko podchodzącym do procedur, sam fakt, że tak się stało, to jeszcze nie jest ośmieszenie". - To jest lekceważenie obowiązków, to jest naganne, ale jeszcze nie ośmieszenie - zaznaczyła.
- Do ośmieszenia doszło wtedy, kiedy ujawniwszy ten fakt właśnie, niedbalstwa i tych różnych konsekwencji, zaczęło się takie kombinowanie, co z tym wszystkim zrobić. A tu się nie przyznamy, a tutaj coś nie powiemy, a w ogóle to szyto, kryto - mówiła dalej.
"Mamy państwo podwójne"
Gościni TVN24 była też pytana, czy Izba Kontroli może być nazywana Sądem Najwyższym. - Jest to w najwyższym stopniu od pewnego czasu wątpliwe - oceniła.
Według niej "to jest element organizacyjny Sądu Najwyższego jako struktury". - Natomiast nie cieszy się cechami, które powinny mieć niezawiśli sędziowie odpowiadający wymogom konstytucyjnym - dodała.
- O tych kwestiach przesądziły dla mnie w wiążący sposób kolejne wyroki zarówno Trybunału Sprawiedliwości luksemburskiego (TSUE), jak i Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (ETPCz). To orzecznictwo narastało (...,), doszło do pewnej kulminacji - mówiła dalej, wyjaśniając, że był nią wyrok TSUE z grudnia 2023 roku w sprawie składu orzekającego Izby Kontroli.
Wyjaśniała, że "my mamy jako Polska, jako struktura państwowa, obowiązek wykonywania tych orzeczeń". - Tylko mamy problem, dlatego że Trybunał Konstytucyjny w kilku wyrokach (...) podważył tę pewność, że mamy wykonywać te wyroki - zauważyła.
Jak oceniła, "mamy państwo podwójne w tej chwili". - Złożone z organów, które utraciły swoją legitymizację, swoją tożsamość konstytucyjną i państwo, w którym organy funkcjonują może z wadami, może opacznie czasami, ale jednak nie możemy im odmówić legitymacji - mówiła.
Dodała, że "takie państwa się zdarzają w historii, tylko że one są strasznie trudne, gdy idzie o ich funkcjonowanie". - Z jednej strony są prawidłowe organy, z drugiej strony organy, które mają podważoną legitymizację - kontynuowała.
- Niektórzy moi koledzy mówią: no jak możesz tak mówić, że to jest "Doppelstadt", państwo podwójne. A ja mówię: tak, dlatego że obywatel (...) styka się z efektami działania tego państwa - dodała prof. Łętowska.
Autorka/Autor: Aleksandra Koszowska
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24